Czy to wciąż samba z Brazylii? Paweł Sakowicz o premierze w Nowym Teatrze
W Nowym Teatrze w środę 9 stycznia odbędzie się premiera "Masakry" Pawła Sakowicza.
W 1937 r. Polacy chcieli kolonizować Madagaskar, w 1920 r. Zachód skolonizował taniec latynoamerykański. Tańce zniewolonych społeczności z Brazylii, Haiti i Kuby zostały skodyfikowane i stały się popularną rozrywką dla wyższej klasy średniej. Paweł Sakowicz, tancerz i choreograf, opowiada o tym w swoim nowym spektaklu. Premiera "Masakry" 9 stycznia w Nowym Teatrze.
ROZMOWA Z
PAWŁEM SAKOWICZEM,
choreografem
WITOLD MROZEK: Dlaczego Madagaskar?
PAWEŁ SAKOWICZ: Madagaskar funkcjonuje tylko w opisie spektaklu (śmiech), gdzie zestawiam niespełnione polskie plany kolonialne i rzeczywiste narodziny tańców latynoamerykańskich, którymi zajmuję się od dawna. Chodzi mi o dziwny gest Europejczyków, którzy przywieźli autentyczne tańce Ameryki Łacińskiej i kodyfikując je, przerobili na europejską modłę. Jednocześnie chcę postawić pytanie o to, kto się może czym zajmować, który taniec jest tym „oryginalnym”. Co jest kopią czego?

Czy dzisiejsze skodyfikowane tańce „latynoamerykańskie” bardzo różnią się od swoich pierwowzorów?
Bardzo. Wiele z tych tańców ma korzenie niewolnicze – należały do czarnych społeczności, które tańczyły je w czasie wolnym. Były wyrazem z jednej strony smutku i tęsknoty, z drugiej – radości z bycia razem. W tańcach przerobionych w Londynie zaszła nie tylko kodyfikacja, ale też przede wszystkim dokonało się cofnięcie bioder. To ciekawe w europejskim tańcu – postępujące wycofywanie bioder, podciąganie ich – jak w balecie. Tańce latynoamerykańskie zostały przerobione, żeby europejska upper middle class mogła je tańczyć bez „skandalu”.
11 spektakli 2018 roku, którymi zachwycił się Witold Mrozek
Ruch bioder był obsceniczny?
Tak, zbyt szybkie ruchy biodrami uważano za co najmniej niekulturalne, jeśli nie za oznakę choroby psychicznej. Nawet dziś w tańcach latynoamerykańskich chodzi o to, żeby przybliżyć się trochę do kultury latino, poczuć się trochę bardziej latino, ale nie za bardzo! Ten rodzaj niebezpiecznej gry objawia się w muzyce, w skąpych strojach, ale też – co ważne dla mnie w spektaklu – w nakładaniu makijażu. Zmienianiu „na chwilę” koloru swojej skóry. Robi się to do dzisiaj.

Sam zajmowałeś się tzw. tańcem towarzyskim, prawda?
Tak, przez ponad dekadę. To była ogromna część mojego życia. Byłem wicemistrzem Polski w tańcach latynoamerykańskich. Podróżowałem po kraju, trochę po świecie, tygodniami ćwiczyłem, jeździłem na turnieje. To fascynujący, bardzo kunsztowny świat ruchowy. Dla mnie – równie kunsztowny co balet. Istnieje w nim zarazem aspekt sportowy – konkurencja, walka, również z materiałem, walka z samym sobą. No i pytanie – do czego nawiązujemy? Czy to wciąż samba z Brazylii? Czy raczej z Londynu… Coraz bardziej dostrzegam, że tańce „latynoamerykańskie” są w rzeczywistości europocentryczne, są „o białym”. Niezbyt odnoszą się do kultury latynoamerykańskiej.
Jak się wygrywa w sportowym tańcu?
Długo się trenuje i buduje swoją markę, startując w prestiżowych turniejach.
Ale czy kryteria są klarowne? A może zwycięstwo to estetyczny, arbitralny wybór jurorów?
Chyba właśnie dlatego taniec towarzyski nie został dyscypliną olimpijską – choć przez lata trwały wysiłki, by zawody rozgrywały się podczas zimowych igrzysk – że nie ma bardzo czytelnych kryteriów oceny. Z jednej strony to sport, z drugiej – jest wyraz artystyczny, kostium, teatralność, gra z widownią. Taniec towarzyski jest coraz bardziej ekstremalny, jak balet – tancerze są z roku na rok coraz sprawniejsi, coraz szybsi. Ale jednocześnie nie chodzi tu o to, kto pierwszy dobiegnie do mety.
To pierwszy spektakl, który jako choreograf robisz dla innych tancerzy, a nie dla siebie.
Tak. Po raz pierwszy swoją własną, autorską koncepcję przekładam na inne ciała. To inaczej niż przy robieniu ruchu scenicznego w teatrze – tam pracuję z reżyserem i aktorami, czyli osobami, które znam mniej albo bardziej. Tutaj dziewczyny-performerki znam bardzo dobrze, ze wszystkimi pracowałem wcześniej. Dlatego mogłem szybko zacząć pracę, bez owijania w bawełnę. Staram się wyciągnąć najmocniejsze rzeczy z każdej z performerek, postawić im wyzwania. Choć to praca z moją przeszłością, to chciałem pozostać tu zewnętrznym okiem, nie stawiać samego siebie na scenie. To duży komfort. Razem z dramaturżką Anką Herbut chcemy, żeby widz, gdy znów zobaczy w telewizji tańce latynoamerykańskie, spojrzał na nie w inny sposób.
Paweł Sakowicz – tancerz i choreograf. W teatrze pracował z Anną Smolar („Thriller” w Nowym Teatrze, „Kilka obcych słów po polsku” w Teatrze Polskim), Weroniką Szczawińską („Komuna Paryska” w Bydgoszczy) czy Magdą Szpecht („Schubert” w Wałbrzychu). Twórca solowych spektakli tanecznych „Bernhard”, „Jumpcore” czy „Total”, występował w choreografiach Marty Ziółek („Zrób siebie” w Komunie Warszawa) czy Isabelle Schad („Collective Jumps” w poznańskim Starym Browarze). Studiował politologię na UW i choreografię w London Contemporary Dance School. Był nominowany do Paszportu „Polityki” w kategorii teatr.
„MASAKRA”W NOWYM Teatrze
- Koncepcja, choreografia: Paweł Sakowicz
- Kreacja, taniec: Karolina Kraczkowska, Agnieszka Kryst, Ramona Nagabczyńska, Iza Szostak,
- dramaturgia: Anka Herbut,
- muzyka: Lubomir Grzelak,
- scenografia: Anna Met,
- reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
- zdjęcie: Witek Orski,
- premiera: 9 stycznia, godz. 19.
- Następne spektakle: 10-11 stycznia.
- Bilety: 35/25 zł.