Kolorowe sny Ewy Kuryluk
Sama zdążyła już zapomnieć, że kiedyś była malarką - dziś widzi się raczej jako pisarka i autorka instalacji.
NOWA WYSTAWA W MUZEUM NARODOWYM

Już od 6 maja w Muzeum Narodowym w Krakowie będzie można zobaczyć wystawę prac Ewy Kuryluk.
„Nie śnij o miłości, Kuryluk” - zaleca tytuł retrospektywy malarstwa tej artystki. Tytuł, wybrany przez kuratorkę Annę Budzałek, nosił już wcześniej jeden z hiperrealistycznych obrazów artystki, który będzie można zobaczyć w Krakowie. Ten autoportret przedstawia artystkę siedzącą na krześle, w trakcie pisania listu.
W STRONĘ KOLORU
Ta wystawa to pierwszy tak duży polski pokaz obrazów artystki, a także jej pierwsza indywidualna wystawa w MNK. Tymczasem krakowskie muzeum od lat posiada największą kolekcję prac malarskich Kuryluk, których kupno doradził Mieczysław Porębski (uczył artystkę jeszcze na warszawskiej ASP).
Na wystawie zobaczymy prace z lat 1967-1978, bo chociaż Kuryluk na różnych polach sztuki działa do dziś, malarstwo porzuciła pod koniec lat 70. Dlaczego przestała malować? - Pod koniec mojej twórczości malarskiej całkowicie odeszłam od koloru. Wcześniej barwa była dla mnie szalenie ważna i nawet tematy trudne malowałam na kolorowo, co nie mieściło się w konwencjach przyjętych w sztuce polskiej. Kiedy pod koniec lat 70. wszystko zamalowywałam na czarno, wiedziałam już wtedy, że nie mogę pozostać malarką - mówi Kuryluk.
Na obrazach, które będzie można podziwiać w MNK, nie widać jednak czarnego koloru. Barwy są nasycone, intensywne. Leszek Kołakowski został przez autorkę ubrany w niebieską marynarkę, spod której wystaje różowy kołnierzyk koszuli. Ona sama pojawia się a to w błękitnym kombinezonie, a to w sukience w kolorowe pasy.
BRAK BAŻANTA
Artystka podczas tworzenia prac korzystała ze zrobionych własnoręcznie zdjęć - a fotografować zaczęła już jako trzynastolatka. Od samego początku modelami byli jej najbliżsi i przyjaciele. Często portretuje się też sama. Przemalowane z fotografii wizerunki to wkład artystki w hiperrealizm. Jednak zamiast z dbałością przenosić istniejące obrazy na płótno, wybrała inną drogę - zdjęcia są dla niej początkiem pracy.
Z jednego zdjęcia czasem malowała kilka obrazów - jej twarz w tym samym ujęciu wraca w różnych scenach. Nie chodzi więc o dokładne odtworzenie zdjęcia, ale wyposażenie go w dodatkowe symbole i znaki. Kuryluk do swoich obrazów często dodaje elementy z innych porządków - dokleja wycięte z gazet zdjęcia, dopisuje kilka zdań lub słów. Albo po prostu dokleja bażanta jak na najwcześniejszym obrazie na wystawie - „Helmut opłakuje bażanta”. Podobno kiedy pokazywała tę pracę po raz pierwszy, bażanta od płótna odkleiła niezadowolona publiczność.
Obrazy Kuryluk - zarówno te hiperrealistyczne, które ona sama uważa za najlepsze, jak i te wcześniejsze, bardziej groteskowe - niezwykle śmiało operują kolorem. Zarówno „człekopejzaże” (tak sama artystka nazywa ten cykl), w których ludzkie postaci stapiają się z przyrodą, jak i obrazy apokaliptyczne, są w bardzo żywych barwach. Pewnie dlatego rezygnacja z koloru wydawała się artystce powodem, by całkowicie porzucić malarstwo. Nie porzuciła jednak snów. O czym dziś śni? - Mam wspaniałe sny, niezwykle przyjemne, bardzo barwne. To one zapewniają ciągłość mojego życia. Przeszłość i przyszłość widzę w różowych kolorach - twierdzi. - Czerń, która zagościła i rozpanoszyła się na obrazach artystki pod koniec lat 70., na szczęście nie zagościła na stałe w jej życiu.
Muzeum Narodowe w Krakowie
Gmach Główny, al. 3 Maja 1
Czynne: wt.-sob. godz. 10-18, niedz. godz. 10-16.
Wystawa potrwa do 14 sierpnia 2016
Ceny biletów: 8-12 zł