Charlotte Menora. Nowa restauracja na placu Grzybowskim
Charlotte to nie jest zwykły lokal. W ciągu kilku lat z pionierskiej piekarni-kawiarni przemieniła się w instytucję popkultury, punkt odniesienia w dyskusjach o stylu życia warszawskiej klasy kreatywnej, a nawet polityki.
W wydanej właśnie książce kelnera, który rejestrował rozmowy polskiego establishmentu w czasach późnego Tuska, znajduje się taka wypowiedź byłego prezesa Orlenu Jacka Krawca na temat ówczesnego ministra transportu Sławomira Nowaka: „Za dużo było tego lansiarstwa, to jednak kłuje w oczy ( ) Kiedyś dzwoni do mnie: (...) wpadaj do nas, do Charlotte. Co to, k..., jest Charlotte? Pytam kogoś potem i się okazuje, że to taki klub hipsterski dla siedemnasto-osiemnastolatków na pl. Zbawiciela. Pytam go: - A z kim ty tam jesteś? A z Wawrzynem, Siwym i trenerem z siłowni. Ja p...! Co to k... za towarzystwo?! I on się prowadzał po takich klubach” (Konrad Lassota, „Jak podsłuchałem system. Ośmiorniczki, czyli elita na widelcu”, Warszawa 2016).

Z taką reputacją żyje się trudno, co wiem najlepiej jako facet towarzysko upadły. Dlatego, gdy doszły wieści, że Charlotte pączkuje nową siedzibą na pl. Grzybowskim, westchnąłem z rezygnacją. I nie tylko ja, bo gdy na przestrzeni kilku dni umawiałem się ze znajomymi na spotkanie, za każdym razem słyszałem: - Czy na pewno musimy tam iść? No cóż, taka moja robota, odwiedzam knajpy również takie, które niekoniecznie mi odpowiadają.

Za pierwszym razem do Charlotte Menory podszedłem zatem jak ten przysłowiowy pies do jeża. Obwąchiwałem z niepewnością i niewiarą, lizałem bez przekonania, a tu nagle... okazuje się, że smakuje. Bardzo smakuje! Za takie na przykład latkes (15 zł), czyli malutkie placuszki ziemniaczane, wysmażone na chrupko z miseczką ikry z pstrąga i drugą - pełną śmietany, dałbym się posiekać. Kompozycja absolutnie perfekcyjnie zaplanowana i równie dobrze wykonana. Jeszcze, jeszcze, jeszcze! Poproszę o dokładkę.

A jak już będą mnie siekać, to poproszę zrobić to razem z wątróbką drobiową, która stanowi podstawę żydowskiego kawioru (10 zł). Wymieszana z cebulą i jajkiem na twardo, podana w dwóch pajdach domowego chleba wraca tryumfalnie na pl. Grzybowski, gdzie jadana była przez stulecia przez tutejszą społeczność starozakonną. Z jej przysmaków Charlotte przywraca jeszcze w nowej formie cymes (11 zł), czyli sałatkę z marchewki na słodko z bakaliami, a także chałki, bajgle i miodowo-makowe rugelach.

Spróbujcie też olśniewającej maczanki z pora, sera i śmietanki (10 zł). W miseczce wypełnionej tymi ingrediencjami zanurzono kromki chleba, a następnie zapieczono w piecu. No, nie mam pytań, samo pcha się do gęby i namawia do zamówienia kolejnej porcji. Radzę też nie odmówić sobie kanapki ze srebrzystym śledziem z octu (9 zł) oraz bajgla z pastrami (9 zł). Wołowinka mogłaby tylko być krojona nieco cieniej! Ale to chyba da się zrobić?

Charlotte na pl. Grzybowskim działa w lokalu, w którym przez wiele powojennych dziesięcioleci mieściła się restauracja Menora, serwująca pseudożydowską kuchnię. Dzisiejsza odsłona tej miejscówki z koszerem też nie ma nic wspólnego, jednak niewątpliwie jest udanym ukłonem w stronę żydowskiej tradycji. Całe przedsięwzięcie firmuje muzeum Polin, które wydzierżawiło przestrzeń Charlotte i prowadzi tu punkt informacyjny o żydowskim życiu współczesnej Warszawy. Charlotte Menora to oczywiście żydowskość hipsterska, pozbawiona „szkła bolesnego, obrazu dni'”, ale właśnie dzięki temu niosąca nadzieję.
CHARLOTTE MENORA
- pl. Grzybowski 2
- tel. 668 669 137
- można płacić kartą
- dostępne dla osób na wózkach
Przykładowe dania:
- latkes - 15 zł
- cymes - 11 zł
- maczanka z pora, sera i śmietanki - 10 zł
- kanapki: ze śledziem z octu - 9 zł
- bajgiel z pastrami - 9 zł