Jacek Kaspszyk o filharmonii XXI wieku
- Repertuar to sprawa drugorzędna, najważniejsza jest jakość i to, w jaki sposób muzykę przedstawia się widzom - mówi Jacek Kaspszyk, dyrektor artystyczny Filharmonii Narodowej.

ANNA S. DĘBOWSKA: Jest pan dyrektorem artystycznym Filharmonii Narodowej od blisko trzech lat. Co uznaje pan za swój sukces?
JACEK KASPSZYK: Zacząłem kadencję we wrześniu 2013 roku, podpisawszy kontrakt na pięć lat. Największą satysfakcję sprawia mi współpraca z orkiestrą Filharmonii Narodowej. Grywaliśmy razem już wcześniej, ale teraz poznajemy się w codziennym życiu, podczas wspólnych podróży. Zawsze podkreślam, że gramy nasze koncerty, a nie moje koncerty. Owszem, były pewne perturbacje. Półtora roku temu jeden ze związków zawodowych zrzeszających członków orkiestry zapowiedział strajk, jeśli nie zostaną spełnione postulaty podwyżek płac. Okazało się jednak, że na skutek pewnych ustaleń między ministerstwami kultury i finansów niemożliwe jest dokonanie takich podwyżek, pensje naszych muzyków są zamrożone.
Jakie są płace w Filharmonii?
- Bardzo zróżnicowane, zależą od statusu muzyka: czy to solista, szef sekcji czy tzw. muzyk tutti. Gramy dużo koncertów.
Za które muzycy dostają dodatkowe wynagrodzenie.
- Ostatecznie związek zawodowy odstąpił od pomysłu strajku. Na pewno zarobki muzyków powinny być wyższe, ale jak spojrzymy na sytuację innych polskich orkiestr, to stwierdzimy, że protesty, groźby nie są fair w stosunku do kolegów, nawet z tej samej ligi, jak orkiestra NOSPR w Katowicach czy Teatru Wielkiego w Warszawie.
Okiem obserwatora widzę sporo zmian na korzyść: choćby płyty sygnowane logo Filharmonii Narodowej.
- Rozwijamy współpracę z wytwórnią Warner Classics, która do tej pory wydała dwie płyty z nagraniami Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej i jedną, archiwalną, z 1955 roku z koncertu pod dyrekcją Witolda Rowickiego z udziałem Wandy Wiłkomirskiej, którym zainaugurowano otwarcie tej instytucji.
Dużym powodzeniem cieszyła się zwłaszcza pierwsza płyta z tej serii, na której nagraliśmy IV Symfonię Mieczysława Wajnberga. Idziemy za ciosem i szykujemy płytę z jego VIII Symfonią „Kwiaty polskie” na podstawie Tuwima. To jest również zapowiedź jednego z punktów programu przyszłego sezonu artystycznego 2016/2017. Wcześniej ukaże się płyta poświęcona Karolowi Szymanowskiemu: „Stabat Mater” z Aleksandrą Kurzak, Agnieszką Rehlis i Arturem Rucińskim w obsadzie III Symfonia i „Litania do Marii Panny”.
Wprowadził pan transmisje internetowe wybranych koncertów z Filharmonii Narodowej. Będzie ich więcej?
- Transmisji było dotąd 13, w tym aż 10 w tym sezonie. Sprawa rozbija się o to, że nie powstał jeszcze obiecany nam przez Ministerstwo Kultury fundusz na zakup aparatury do transmisji. W jednym z lokali w gmachu Filharmonii, tym, który kiedyś wynajmowaliśmy sklepowi Steinwaya, moglibyśmy stworzyć studio nagraniowe i reżyserkę transmisji, które potem mogłyby być też dostępne na naszej stronie jako VOD.
Chcemy ubiegać się o środki europejskie na ten cel, ale niezależnie od tego obiecano nam dodatkowe pieniądze z resortu, jednak nowa ekipa nie zabrała głosu w tej sprawie. Na razie więc wynajmujemy firmę zewnętrzną, co jest i kosztowne, i czasochłonne.
Dlaczego te transmisje są tak istotne?
- Nie spodziewałem się tego, ale okazało się, że bardzo dużo ludzi w kraju nas ogląda. Oni potem piszą do nas, chwalą nas. To zachęca mnie do wyjazdów krajowych z orkiestrą, niezależnie od szykujących się tras koncertowych za granicą: graliśmy niedawno w Zielonej Górze, Szczecinie, Poznaniu. Chcę to kontynuować. Co do transmisji, to jest trochę tak jak z Konkursem Chopinowskim. Trzeba było całej serii transmisji w internecie, aby się okazało, że widownia jest. I to jaka! I nie tylko melomani, ludzie związani z muzyką, ale też osoby postronne, które to zaciekawiło.
Teatr Wielki przeprowadził niedawno renowację budynku i wyposażenia sceny. A Filharmonia?
- W połowie przyszłego roku chcemy przeprowadzić remont estrady. Wzięliśmy do pomocy Yasuhisę Toyotę, wybitnego projektanta sal koncertowych na świecie, w tym akustyki siedziby katowickiej NOSPR. On twierdzi, że akustyka jest tu bardzo dobra, co potwierdza też wielu występujących artystów, np. Berlińscy Filharmonicy, ale potrzebne są korekty. Jego zdaniem trzeba inaczej wyprofilować estradę: usadzić kwintet smyczkowy amfiteatralnie, co pomogłoby w ustawieniu lepszych proporcji brzmienia w relacji smyczków do instrumentów dętych drewnianych i blaszanych.
Jak dziś prowadzić filharmonię? Jaka powinna być w XXI wieku?
- Wiele osób twierdzi, że trzeba repertuar dostosowywać do ludzi. Ja uważam, że repertuar jest zawsze drugorzędny, pierwszorzędną sprawą jest jakość i to, w jaki sposób muzykę przedstawia się widzom. Jeżeli coś jest bardzo dobrze zrobione, jest wspólna aura pomiędzy dyrygentem i orkiestrą, to emanuje ona na publiczność, która to potrafi docenić, nawet jeśli prezentowana muzyka jest wymagająca.
Mamy wiele projektów edukacyjnych: dla małych dzieci, dla szkół, dla młodzieży, dla studentów. Można przychodzić na otwarte próby generalne, na zwiedzanie gmachu, organizujemy też wolontariat. Na jednej z prób, na której pracowałem nad IV Symfonią Dymitra Szostakowicza, byli obecni licealiści, spotkałem się potem z nimi i widziałem, jak chłonęli wszystko to, co mówiłem o tym utworze.
Dziś nie da się już być dyrektorem artystycznym w tradycyjnym znaczeniu. Muszę współpracować z fachowcami od marketingu. Jak mam takiego fachowca, który może mi powiedzieć, w jakim kierunku iść, ile procent muzyki filmowej, współczesnej, a ile romantycznej mogę zawrzeć w programie, wtedy ja mogę na tej podstawie decydować. To oczywiste, że nie można opierać się tylko na utworach w rodzaju „Kammersymphonie” Arnolda Schoenberga, choć bardzo bym tego chciał, bo większość melomanów chce jednak usłyszeć Piotra Czajkowskiego. Rzecz w tym, żeby inteligentnie wyważyć taką ofertę.
Nigdy natomiast nie byłem zwolennikiem dawania publiczności czegoś łatwego, żeby ściągnąć więcej ludzi. Szanuję potencjalnych słuchaczy i uważam, że nawet jeśli nie są w stu procentach obyci z muzyką klasyczną i z nią związani, to można im proponować poważne dzieła.
Na zakończenie sezonu artystycznego 2015/16 w czerwcu zabrzmi pod pana batutą „Tristan i Izolda” Richarda Wagnera. W wersji niescenicznej. Dlaczego Wagner?
- Chciałbym, żeby Polacy słuchali więcej Wagnera, bo mam wrażenie, że są nastraszeni, że to muzyka ponura i niedostępna. Można ułożyć taki dialog: „Wagner nie”, „A co pan słyszał?”, „No właśnie nic”. W przyszłym sezonie chcę zagrać suitę złożoną z fragmentów orkiestrowych z „Pierścienia Nibelunga”. Wymyślił to kiedyś amerykański dyrygent Lorin Maazel i nazwał „Ring ohne Worte”. 70 minut muzyki bez słów, bez śpiewaków. Wagner świetnie się w tym sprawdza, bo jest bardzo symfoniczny.
NIE MOŻNA PRZEGAPIĆ
Polecamy najciekawsze wydarzenia w Filharmonii Narodowej do końca sezonu 2015/2016
* 22 i 23 kwietnia - prawykonanie I Koncertu saksofonowego Hanny Kulenty. Pierwszą interpretatorką tego utworu będzie Alina Mleczko. Koncert pod batutą Michała Dworzyńskiego będzie też prezentacją najpiękniejszych dzieł orkiestrowych Claude'a Debussy'ego i Maurice'a Ravela.
* 26 kwietnia - „Flauto Veneziano” - wystąpią znakomita niemiecka flecistka Dorothee Oberlinger i włoska orkiestra barokowa Sonatori de la Gioiosa Marca. W programie muzyka XVII wieku, głównie z Wenecji.
* 13 i 14 maja - Koncert Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Narodowej pod dyrekcją Marka Janowskiego. W programie VIII Symfonia F-dur Ludwiga van
Beethovena i IX Symfonia C-dur „Wielka” Franza Schuberta.
* 3 i 4 czerwca - zakończenie sezonu artystycznego. Jacek Kaspszyk dyryguje „Tristanem i Izoldą” Richarda Wagnera. Wersja niesceniczna.