Trattoria da Antonio. Najlepsze są przystawki
Jeśli można napisać „tysiąc wierszy o sadzeniu grochu”, to przynajmniej jeden akapit należy się zasługom pawilonu przy Żurawiej 18 dla ojczystej gastronomii. Dzisiaj działa pod tym adresem Trattoria da Antonio oraz kilka efektownych lokali, w tym filia Butchery & Wine.
Ale przeszłość też toczyła się godnie i żwawo. Za czasów PRL istniała tu nadzwyczaj dostojna instytucja gastronomiczna - Jadłodajnia Zdrowie. Obsługiwała cierpiących na niemodne dziś choroby starego portfela: diabetyków, żołądkowców wątrobiarzy, sercowców, ciśnieniowców, posiadaczy kamieni w nerkach lub woreczku żółciowym, alergików, anemików i rekonwalescentów. A także jaroszy i melancholików. Wszystko przygotowane pod okiem lekarzy dietetyków, serwowane w jasnym, białym wnętrzu, przypominającym poczekalnię w przychodni. Jest znakiem czasu, że podczas transformacji ów zakład użyteczności publicznej jako jeden z pierwszych poszedł pod nóż. Co tam emeryci! Furda cukrzycy i staruszkowie, pokryci plamami wątrobowymi! Idzie nowe i zdrowe! Wolnorynkowe i zachodnie! I przyszło.

Jadłodajnia Zdrowie w ekspresowym tempie ustąpiła miejsca pierwszej w stolicy oryginalnej restauracji z Półwyspu Apenińskiego. Zwała się Da Elio i przyciągała tłumy nowych elit. W białych skarpetkach do czarnych wizytowych butów, z telefonami komórkowymi wielkości cegieł, lubiących konsumować pośród krzaczorów z plastiku, które były ulubionym gadżetem wnętrzarskim lat 90. Pierwsze carpaccio, pierwsze vitello tonato, pierwsze caprese, pierwszą saltimbocca alla romana - jedliśmy właśnie tutaj. Z biegiem lat transformacyjny błysk się wyświechtał i Da Elio przeistoczyło się w podupadającą spelunę.
Trattoria da Antonio
Przed kilkoma miesiącami wnętrze odnowiono w stylu ogólnodesignerskim. Niczym specjalnym nie przyciąga, ale też niczego nie zapowiada. Czysta kartka papieru.

Początek był niczego sobie. Zamówiona na rozpęd pizza (35 zł) smakowała wybornie, choć miała typowe dla polskich gustów cechy ciężarówki. Ciasto aż stękało pod naporem dodatków. Wyśmienite okazały się bruschetty (25 zł) na małych kromkach bagietki, garnirowanych pastą z sera i cukinii z plastrami prosciutto. Przy antipasti los nadal nam sprzyjał, prawdziwymi delikatesami okazały się dwa carpaccio z surowych ryb. Pierwsze z miecznika (33 zł), drugie z dorsza (33 zł). Doprawione dużą ilością soku z cytryny, niosły mnóstwo wiosennej świeżości i znikły z talerza do ostatniego strzępka. Honoru broniła jeszcze saltimbocca alla romana (47 zł) w formie niemal równie magnetycznej jak za czasów Da Elio.

No a potem już było z górki. Z oślej górki, bo żeby wyłożyć się na makaronie, trzeba być początkującym kucharzem. Jedyne, co tłumaczy bucatini czy tagliatelle o konsystencji starej skarpety, to fakt, że - jak uprzedzał kelner - szef kuchni akurat wziął wolne. Ale czy goście bywający podczas urlopu Antonia muszą być skazani na breję? Niestety, inaczej nie da się określić kolejnego kuriozsum, czyli risotto fantasia (42 zł). W rzeczywistości był to niedoprawiony ryż z kawałkami awokado, krewetkami, kalmarami i serkiem mascarpone. Brakowało tylko truskawek i cukru i można byłoby serwować w pobliskim przedszkolu. Nie daję jednak gwarancji, czy bachory chciałyby to jeść. Z całą pewnością nie tknęłyby natomiast obu zup: rusticany (18 zł) i rybnej (36 zł). Obie wyglądały identycznie: czerwone od pomidorów, z kawałkami rozgotowanych warzyw. Obie też identycznie smakowały. Gorzej, że unosił się nad nimi ten sam siarkowodorowy zapaszek, świadczący o nie pierwszej świeżości produktach wrzuconych do gara.
Następnego dnia zatęskniłem za Jadłodajnią Zdrowie. Może nie tyle z powodów sentymentalnych, ile - zdrowotnościowych. Dietetyczny kleik okazał się niezbędny. 8

- ul. Żurawia 18, tel. 625 54 17
- czynne codziennie od 11 do 23,
- niedostępne dla osób niepełnosprawnych, można płacić kartą
Przykładowe dania:
- bruschetta z pastą z sera, z cukinii, z plastrami prosciutto - 25 zł
- carpaccio z surowych ryb - 33 zł
- risotto fantasia - 42 zł
- saltimbocca alla romana - 47 zł