Bunuel. Kuchnia iberyjska na Kępie
Jeżeli Półwysep Iberyjski kojarzy wam się tylko z Costa Brava, słońcem, wakacjami, cavą i delikatną śródziemnomorską dietą, to w Bunuelu na Saskiej Kępie nie macie czego szukać.
Zrobicie przykrość sobie i swojemu towarzystwu. Zamiast almodovarowskiej feerii kolorów panuje tu półmrok, smutek i opuszczenie, właściwy dla ponurej wyobraźni twórcy „Psa andaluzyjskiego”. Wielka, nieprzytulna sala na kilkadziesiąt stolików w ostatnią niedzielę wieczorem była złowieszczo wymarła. Stojące na półce nad barem butelki po winie uginały się pod girlandami pajęczyn, a wielki piec do przygotowywania cochinillo stał wygaszony i zimny.
Znajomi, z którymi umówiłem się na kolację, przyszli chwilę przede mną. Nie chcieli nawet zdjąć płaszczy, siedzieli przy wejściu jak na szpilkach. Osaczeni tutejszym klimatem nerwowo esemesowali, że chyba musimy wybrać inne miejsce. Ale cóż, poszły konie po betonie, w redakcji zgłosiłem, że felieton napiszę właśnie o Bunuelu, więc wesoło być nie miało prawa.

W uchylonych drzwiach do kuchni pojawił się w czarnym kitlu i birecie śniady szef. Uśmiechnął się powściągliwie znad wąskiego wąsika, a może po prostu podniósł górną wargę i tylko pokazał spracowane zęby. Czy właśnie przed chwilą przecinał ostrym nożem gałki oczne?
W opustoszałym lokalu mediatorem między kuchnią a naszą trójką był lekko utykający blondyn o twarzy putta i smutnych szarych oczach. Pochwalił się, że jest jedynym pracownikiem znającym język polski. W kuchni pracują wyłącznie hiszpańskojęzyczni: szef pochodzi z Kraju Basków, a kucharze z Ekwadoru i Kuby. Nie ma co z nimi dyskutować, bo i tak się nie dogadamy. Czekajmy, co nam przygotują.
Najpierw nadeszły oczywiście tapasy. Ciężkie, tłuste, zawiesiste. Smażone we fryturze krokiety z kurczakiem i szynką (16 zł) lub z owoców morza (20 zł) oraz empanada (19 zł), czyli zapiekanka z ciasta listkowego, wypełniona tuńczykiem i pomidorami. Też tłusta. Zaraz potem tortilla (16 zł), wypełniona masą z wędzonego dorsza, oraz podobnie faszerowane papryczki (26 zł). I jeszcze klasyczne patatas bravas (10 zł), a także panierowane, smażone plastry pomidora, garnirowane jamonem (30 zł). Ciekawe, że za głęboki słodki ton odpowiadała słynna szynka, tomaty służyły jedynie za kwaśne tło.

Sala tymczasem zaczęła się zapełniać. A smutny blond anioł nieustająco chromał między stolikami, barem i kuchnią. Zupy przemknęły przez nasz stół, nie pozostawiając po sobie mocniejszych wrażeń.
Interesująco zrobiło się przy paelli z owocami morza (74 zł na dwie osoby) oraz fideua (74 zł za dwie osoby), czyli patelni z makaronem, zakręconym niczym świńskie ogonki z warzywami. Lub kurczakiem. Lub marisco wedle życzenia konsumenta. Wyjątkową smakowitością odznaczała się pieczona luzowana makrela, podana na ziemniakach oraz wielka, grillowana langustyna (40 zł) wielkości małej łodzi podwodnej. Potem jeszcze trzy potrawki mięsne o smaku mało odróżnialnym, choć w pełni jadalne: magro, czyli wieprzowina w pomidorach (18 zł), sznycelki wołowe w sosie migdałowym (28 zł) oraz ragout wołowe (28 zł).

I w końcu wydarzenie wieczoru, zaserwowane osobiście przez spowitego w czerń szefa: sezonowany antrykot wołowy (45 zł), pocięty w kawałki i przygotowany do samodzielnego smażenia na gorącym kamieniu. Ale cudowna zabawa! Szczególnie że obserwowana z coraz szerzej rozwartymi oczami przez goszczącą tu ze mną Pacjentkę W. - To jest naprawdę surowe mięso? A co to za potężna kość? Do czego służy? - spojrzała na kucharza pytająco. A on znowu nieznacznie podniósł górną wargę i zlizał z niej ślad krwi. A może po prostu się uśmiechnął?
Bunuel
- ul. Walecznych 61 (wejście z tyłu budynku)
- tel. 798 659 554
- czynne: wt.-niedz. w godz. 12-24
- można płacić kartą
- niedostępne dla osób na wózkach
Przykładowe ceny:
- patatas bravas - 10 zł
- tortilla - 16 zł
- empanada - 19 zł
- grillowana langusta - 40 zł
- sezonowany antrykot wołowy - 45 zł
- paellia z owocami morza - 74 zł (na dwie osoby)
- fideua - 74 zł (na dwie osoby)