Sylwester Ostrowski, szef artystyczny Festiwalu Szczecin Jazz opowiada o dobrej muzyce i filmach
Ostatnie dni zajmował mi kończący się właśnie festiwal Szczecin Jazz. Udało mi się zobaczyć tylko dwa koncerty, oba niesamowite - mówi Sylwester Ostrowski, muzyk, szef festiwalu
Poleca nam inspirującą go muzykę i filmy:
Pierwszy koncert z udziałem dzieci, które wykonywały standardy jazzowe z tekstami specjalnie napisanymi przez Joannę Gajdę. Gdy śpiewały „Giant Steps” Coltrane'a, to tekst opowiadał o tym, że idąc na spacer z tatą, trudno nadążyć, bo stawia wielkie kroki.
Z kolei „Chameleon” Hancocka poświęcony był kameleonowi Leonowi, który dokazuje. Po tym koncercie przekonałem się, że dzieci doskonale rozumieją jazz. Zabawa była naprawdę niesamowita, a dzieci uczestniczyły w niej na tych samych prawach co zawodowi muzycy.
Drugi koncert, który mi się udało zobaczyć, to występ głównej gwiazdy festiwalu Deborah Brown . Na scenie towarzyszyli jej wybitni muzycy z Nowego Jorku, mogła w pełni rozwinąć skrzydła. To był jazz klasyczny, odwołujący się do lat 50., ale zagrany w bardzo współczesny sposób. Jeśli mógłbym ją do kogoś porównać, to tylko do Elli Fitzgerald. Owacje na stojąco trwały kilkanaście minut.

Po tych koncertach zamknęliśmy się w studiu, gdzie nagraliśmy płytę z Deborah, jej premiera jesienią. Sama Deborah powiedziała, że tą płytą chce przybliżyć Polakom ducha Kansas City, a z drugiej strony pokazać swoim polskim studentom, bo już po raz trzeci poprowadziła tu warsztaty wokalne, w jaki sposób wykonuje się jazz. A jeśli ktoś chciałby wcześniej poznać jej wielki talent, to polecam jej płyty, w szczególności „Double Trouble” nagraną pod koniec lat 80. wspólnie ze Zbigniewem Namysłowskim.
Ostatnie miesiące to był czas przygotowań do festiwalu, więc miałem mniej czasu na inne zajęcia. Ale widziałem dwa bardzo dobre filmy.
„O krok od sławy” Morgana Neville'a, dokument opowiadający o realiach show-biznesu, o wokalistkach śpiewających w chórkach, które próbują się przebić na pierwszy plan. Okazuje się, że nawet współpraca ze Stingiem, Steviem Wonderem, otrzymanie nagrody Grammy nie gwarantuje przepustki do sławy. Ten film to wielka nauka pokory. Polecam go wszystkim, a zwłaszcza początkującym muzykom.
Drugi film to „Marsjanin” z Mattem Damonem w roli głównej. Sięgnąłem po niego dla relaksu, gdy byłem naprawdę bardzo zmęczony, kiedy w natłoku obowiązków i myśli nie mogłem zasnąć. Bardzo spodobała mi się natomiast jedna z końcowych scen, gdy główny bohater po powrocie na Ziemię spotyka się z młodymi kandydatami na kosmonautów. Udziela im porad, tłumaczy, że chcąc zostać kosmonautą, trzeba być przygotowanym na jedną rzecz.
Że wszystko jest przeciwko tobie, że kosmos nie współpracuje.
Żeby przetrwać, trzeba cierpliwie, konsekwentnie mierzyć się z każdą przeciwnością losu, krok po kroku. Kiedy słuchałem jego słów, to zdałem sobie sprawę, że to dokładnie jak z jazzem w Polsce. Tu też większość „rzeczy” jest przeciwko tobie!