SIA, Hańba!, Fat Freddy's Drop i Alles - płyty tygodnia
Z amerykańskich list przebojów i krakowskich podwórek, nowozelandzkich zatok i punkowychklubów. Oto kilka płyt tego tygodnia.
SIA
THIS IS ACTING
Sony
Adele, Rihanna, Beyoncé nie chciały tych piosenek. Odrzuciły je. SIA postanowiła je więc nagrać sama. Może nie jest to specjalny powód do chwały, że sprzedające miliony płyt, okupujące listy przebojów gwiazdy nie chcą śpiewać twoich kompozycji, ale SIA porażkę postanowiła przekuć w sukces, a przynajmniej w anegdotę, która zwróci uwagę na płytę. Bo Sia Furler właściwie nie musi już nic nikomu udowadniać, jej kariera jest bogata w przeboje, wykonywane z plejadą artystów, od Jamiroquaia, przez Zero 7, po Davida Guettę, czy nagrywane samodzielnie.
„This is Acting” to siódmy już solowy album Australijki. I brzmi tak, jakby miały go zaśpiewać wspomniane wcześniej artystki - piosenki są z metra przebojami cięte, brzmią nowoczesnym rhythm'n'bluesem czerpiącym hojnie z tanecznej elektroniki i hip-hopu.
HAŃBA!
HAŃBA!
Antena Krzyku
Muzyka podwórkowa, żeby była prawdziwa, nie cepeliowska, musi być podwórkowa - zadziorna, z przekąsem, ma prowadzić słuchacza przez historie, zaskakiwać, rozśmieszać, wzruszać. Kiedy trzeba, ma wkurzać, podkręcać, sprawiać, że pięści się zaciskają. A kiedy trzeba, rumieńce rubaszności ma malować. Musi wybrzmiewać wśród kamienic, odbijać się od twardych bruków. Muzyka krakowskiej Hańby! ma to wszystko w sobie, żart i gniew, butę i czułość. Uzbrojeni w banjo, bęben, akordeon, tubę, grzebień brzmią jak cała orkiestra, która nadciąga z siłą tajfunu, orkiestra, której bohaterami są Narutowicz, obywatele, robotnicy oraz ci, którzy stawiają czoło brunatnym. Z muzyki Hańby! bije Duma!
ALLES
TOGETHER WE ARE ALLES
Antena Krzyku
Tylko cztery piosenki, a ile ryzyka. Punkowe kontrkulturowe hymny przerobione, przemiksowane na syntetyczne, ciężkie, elektroniczne, industrialne kompozycje. „Anarchia” Dezertera, „Shit and Show” Post Regimentu, „Młodzi faszyści” Apatii, „Hymn miłości” Guerniki Y Luno. Wszystkie i tak kipiały energią, epatowały siłą. Chwała, ale i smutek im za to, że pisane w innych okolicznościach, innych czasach, nie straciły (a nawet przerażająco zyskały) z politycznej, społecznej mocy. Jako człowiek starej daty wolę oryginalne wersje, na nich się wychowałem, na nich nieraz zdarłem gardło. Ale punk rockowi nigdy nie było po drodze z nostalgią. Dlatego fajnie, ciekawie słucha się nowych wersji, autorskich, zrealizowanych z pomysłem.
FAT FREDDY'S DROP
BAYS
No Paper Records
Mało kto potrafi uwodzić, czarować głosem tak jak Joe Dukie. Mało który współczesny zespół potrafi tak nieśpiesznie bujać jak Nowozelandczycy z Fat Freddy's Drop. I choć na swojej czwartej płycie nie wykonują jakiegoś zapierającego dech w piersiach muzycznego salto mortale, to nie sposób nie poddać się basowo głębokiemu dubowi, iskrzącym dęciakom i rytmowi, który raz się leniwie rozciąga, raz zapraszająco do tańca przyspiesza, zahaczając o tempa godne brzmień klubowych. Nowozelandzka premiera „Bays”, czwartej już płyty zespołu, odbyła się w zeszłym roku, polska premiera całkiem niedawno. Warto po nią sięgnąć, zdecydowanie warto wybrać się na koncert FFD podczas festiwalu Tauron Nowa Muzyka w sierpniu w Katowicach.