The National, między melancholią a nadzieją
Po ich muzykę sięgnął Barack Obama (konkretnie po instrumentalną wersję kompozycji "Fake Empire"), gdy walczył o prezydenturę. Zespół zaprosiło do współpracy nowojorskie Museum of Modern Art - podczas sześciogodzinnej sesji The National 105-krotnie, bez przerw, odegrali piosenkę "Sorrow" (trwało to sześć godzin). Do ich fanów należą Bruce Springsteen i R.E.M. Do Polski z nową płytą wracają mistrzowie z The National. Koncert 25 listopada na warszawskim Torwarze.
"Przyglądanie się The National, gdy nagrywa piosenkę, przypomina podglądanie sześciu kuchmistrzów przygotowujących kanapkę. Nawet dysponując tylko trzema składnikami, są w stanie wymyślić nieskończoną ilość rozwiązań". Tak o The National pisał "New York Times". Guardian, opisując ich brzmienie, odwołał się do pogody, określając muzykę Amerykanów jako "pochmurną z przejaśnieniami". Te meteorologiczne, kulinarne i Bóg wie jeszcze jakie porównania posypały się po wydaniu wybornej płyty "High Violet". Komplementów nie szczędzono płycie również pod koniec roku, gdy przyszło do podsumowań. "High Violet" jak najbardziej zasłużenie trafiła na wysokie pozycje rankingów. Jednym z najważniejszych wyróżnień, jakie zespół otrzymał za "High Violet", była nagroda przyznana przez miesięcznik "Q", a wręczona przez legendę mrocznej muzyki Bernarda Sumnera z Joy Division i New Order.
Na sukces i uznanie, wykraczające poza krąg świata alternatywy, The National pracowali długo, dziesięć lat - niektórzy porównują ich drogę do tej przebytej przez R.E.M. - od niszowego zespołu do gwiazdy popkultury. Ten pochodzący z Ohio, ale działający na nowojorskiej scenie muzycznej zespół został założony przez wokalistę Matta Berningera, a skład uzupełniają dwie pary braci: Dessnerów oraz Davendorfów. "High Violet", piąta płyta w dyskografii Amerykanów z 2010 roku, pomogła The National wypłynąć na szersze wody. Podbiła publiczność swoją melodyjną nostalgią, uroczym smutkiem, emocjonalnym zachmurzeniem. Poprzednie albumy, choć intrygujące, oryginalne, nie miały w sobie tego przebojowego sznytu.
Jedną z sił The National jest też głos lidera grupy Matta Berningera - zawieszony między nadzieją a rezygnacją. Jego piosenki mają w sobie coś z intymnych wyznań, w których nieśmiałość walczy z odważną szczerością. Gdy w piosence "Born to Beg" śpiewa: "Urodziłem się, by o ciebie błagać, płakałbym dla ciebie, czołgałbym się, zrobiłbym wszystko", strzela prosto w serce - i żadna kamizelka uczucioodporna tu nie pomoże.
Do Warszawy The National powraca z nową, wydaną wiosna tego roku płytą „I Am Easy To Find”. O ósmym już albumie zespołu Jarek Szubrycht pisał w „Gazecie Wyborczej” „Zespół dawno wypracował swój styl, niby przede wszystkim romantyczny, ale zarazem neurotyczny.[…] Ten pierwszy żywioł podkreślają tu mocno eksponowane, ale ze smakiem zaaranżowane partie instrumentów smyczkowych. Za wszechobecny niepokój w The National odpowiada z kolei jej rockowy pierwiastek – od rytmów wygrywanych przez braci Devendorfów (nie bez powodu mówi się o postpunkowych korzeniach The National) po gitary braci Dessnerów, które nie dominują już w muzyce zespołu, ale niezmiennie odpowiadają za jej niepowtarzalny charakter.”
- The National.
- 25 listopada.
- Warszawa. Torwar, ul. Łazienkowska 6a.
- Godz. 19.30.
- Bilety od 165 zł.