Magiczny, ekscytujący jazz kończy Europejskie Targi Muzyczne Co Jest Grane 24
Koncertem amerykańskiego jazzmana Keyona Harrolda zakończył się trzeci dzień Europejskich Targów Muzycznych Co Jest Grane24. W czasie koncertu zespołu Jerz Igor publiczność wdarła się na scenę. Ten Typ Mes mówił, dlaczego lubi pracować z jazzmanami. Co jeszcze działo się podczas ostatniego dnia targów?
Europejskie Targi Muzyczne Co Jest Grane 24 za nami. Wszechstronna impreza poświęcona muzyce jak co roku odbyła w Pałacu Kultury. Odwiedziło ja ok. 7 tys. osób.
Pierwszy dzień poświęcony był hip hopowi. Wystąpili L.U.C, Eldo i Grubson.
Drugiego dnia największą furorę zrobił Wojciech Mazolewski z projektem Punk Freud i starymi punkowcami: Tomaszem Lipińskim, Robertem Brylewski, Alkiem Koreckim, Robertem Materą. Świetne koncerty dali też m.in. L.Stadt, Natalia Nykiel, Bovska. Przeczytaj relację
MUGICZNY wieczór z Keyonem Harroldem
Jeśli pierwszy dzień Europejskich Targów Muzycznych Co Jest Grane 24 należał do hip hopu, drugi do rocka i alternatywy, to trzeciego królował jazz, w całej swojej barwnej rozmaitości, bogatych odcieniach, skrajnych emocjach.

Gwiazdą kończącą targi był Keyon Harrold. W trakcie trwającego ponad godzinę koncertu amerykański trębacz zagrał kompozycje ze swojej najnowszej płyty "The Mugician".
Mugician to zbitka dwóch słów, które idealnie definiują Keyona - muzyk i magik.
Przez większość część swojej kariery Harrold zbierał doświadczenie współpracując z wielkimi gwiazdami rapu i soulu, od Jaya-Z i Commona (z którym wystąpił w Białym Domu na specjalnym koncercie dla Baracka Obamy) po Beyonce i Maxwella. "The Mugician" to jego własny głos, on jest głównym bohaterem, sprawcą, czarodziejem. Na albumie pozaklinał swoje emocje, od miłości do syna Keyona Juniora ("Bubba Rides Again") po krzyk, protest przeciwko brutalności i zbrodniom amerykańskiej policji ("MB Lament"). Obie kompozycje publiczność usłyszała podczas niedzielnego koncertu, pierwszego w historii w Warszawie.

Na scenie Teatru Studio Harrold czuł się tak, jakby co miesiąc grał tu jam sessions, pełen luzu, z szerokim uśmiechem, gdy był na to czas, arcyskoncentrowany, gdy grał swoje solówki. - Gdy występuję zamykam się we własnym świecie - mówił podczas spotkania z publicznością w sobotę. I jest coś niezwykłego w tym, że do tego świata publiczność ma dostęp.
Podczas koncertu Keyonowi towarzyszyła grupa doskonałych muzyków, absolutny miotacz, mistrz gitary młodego pokolenia Nir Felder oraz przyjaciel Harrolda polski saksofonista Sylwester Ostrowski. To był naprawdę mugiczny wieczór!
Młodzi znajdują w jazzie swój świat
- świetni artyści na Europejskich Targach Muzycznych Co Jest Grane 24
Wcześniej w niedzielę zagrali świetni polscy jazzmani. Wirtuozerska, matematyczna precyzja przeplatała się z wyzbytą z okowów kanonu improwizacją. Żart i krotochwilność sąsiadowały z powagą skupienia.
Wulkaniczne erupcje melodii pięknie szły w zapasy z dźwiękami na granicy ciszy. Różnorodność nie ograniczała się jedynie do samej muzyki, na scenie występowali artyści w przeróżnych konfiguracjach, od solowych popisów, przez duet, trio, po kwartet.

Podczas swojego solowego występu pianista Piotr Orzechowski Pianohooligan fascynował pełną kontrolą gęstości nastroju, płynnie przechodził od nut wielotonowych po eteryczne, kwartet Bartka Dworaka chwilami mknął jak lokomotywa, której nie sposób zatrzymać.

Kuba Więcek Trio niczym wprawni malarze marzeń tworzyli piękne pejzaże. Pierwszą część wieczoru zakończył występ Doroty Miśkiewicz, artystki, która z niezwykłą gracją, elegancją, ale też i godnym podziwu naturalnym luzem nadaje piosenkom jazzowego sznytu i osobistego wymiaru. Zaczarowała i rozgwizdana publiczność zwiewnym przebojem ,,Nucę, gwiżdżę sobie", zabrała w sentymentalną wycieczkę wykonując ,,Rebekę" znaną choćby z repertuaru Ewy Demarczyk.

Większość muzyków jazzowego wieczoru to artyści młodego pokolenia, doskonale znający, darzący szacunkiem tradycję, ale nie skrępowani przez nią. W jazzie odnaleźli swoją estetykę, swój świat.
- Wszyscy się zmieniamy i to chyba dobrze - zapowiadał kompozycję "Changes" Bartek Dworak. I to dzięki takim właśnie artystom jazz się zmienia i odnajduje nowe środki wyrazu.
Klarnet z elektorniką, soul i blues
Na drugiej targowej scenie - w Grizzly Gin Barze wieczór wypełniła muzyka dość wymagająca. Bo taką z pewnością gra Wacław Zimpel.
Klarnecista, bardzo oryginalny instrumentalista, laureat "Paszportu Polityki", zagrał minimalistyczny w formie koncert. Było tam dużo elektronicznych sampli, loopów połączonych z brzmieniem klarnetu. To zestaw dla bardzo wymagającego i świadomego słuchacza, który nie do końca pasuje do miejsca jakim jest bar. To pozbawiło możliwość kontemplacyjnego odbioru koncertu Zimpla.
Po nim na scenę wyszli Raphael Rogiński i Natalia Przybysz. Artyści znani, doświadczeni, cenieni i czerpiący inspiracje z różnych gatunków.
Tym razem na pierwszy plan wysunął się afroamerykański blues i soul przypominający ten z lat 60. i 70. Pojawiły się m.in. kompozycje amerykańskiego gitarzysty Terry'ego Colliera, materiał z płyty " Women Blue" czy też cover " Blackbird" The Beatles. - Utwór ten napisali Lennon i McCartney dla Afroamerykanów walczących o swoje prawa. Ja go bezustannie dedykuje kobietom, które walczą o swoje prawa w Polsce oraz mężczyznom, którzy są feministami - mówiła
Artyści i ich wierna publiczność
W niedzielę na spotkanie z Andrzejem Piasecznym fani piosenkarza czekali już godzinę przed rozpoczęciem.

Członkowie zespołu De Mono zdradzili kulisy powstania płyty "Enter", którą wracają po kilkunastoletniej przerwie.
Maleo Reggae Rockers nie tylko odpowiadali na pytania, ale też dali minikoncert.
Hitem Strefy Dzieci był koncert z Igor. Grają muzykę dla dzieci, ale nie infantylną. Muzycy, którzy są ojcami i wiedzą, jak mogą reagować dzieci są przygotowani na każdą reakcję widowni. Tym razem rozemocjonowani słuchacze prostu wdrapali się na scenę.

Europejskie Targi Muzyczne Co Jest Grane 24 - Nie taki szatan straszny
Panel zatytułowany "Nie Szatan zdobi człowieka - o kondycji polskiego metalu" prowadził dziennikarz, fan metalu, a kiedyś także twórca tej muzyki Jarosław Szubrycht. Rozmawiali z nim Cyprain Łakomy, dziennikarz oraz muzyk zespołu In Twilight's Embrace oraz Tomasz Ochab i Szczurek z organizującej koncerty firmy Knock Out Productions.

Szubrycht pytał m.in. o to co stanowi siłę tego gatunku. Dla niego i jego gości ważnym elementem było poczucie wspólnoty z innymi. - Dla wielu, także dla mnie, ważnym elementem poza estetyką była pewna grupa ludzi, którzy chcą się razem bawić, z którymi inni niekoniecznie chcieli. Taka grupa dziwolągów, która trzyma się razem - mówił prowadzący.
- U mnie zawsze chodziło o przyjaciół. Razem graliśmy i słuchaliśmy. I mimo, że już nie występujemy, to trzymamy się razem do dziś - mówił Tomasz Ochab. - W metalu mega istotni są koledzy i koleżanki. To, że energia powstaje na żywo i można się nią wymieniać. To wspólna pasja łączy. Może metal nie jest dla każdego, ale właśnie dzięki temu te więzi są ciaśniejsze - wtórował mu Szczurek.
Nergal wprowadził metal na salony
- Siłą metalu, wcześniej punka, a potem hip-hopu jest także to, że łatwo przejść z pozycji fana do pozycji osoby, która tworzy scenę - gra, organizuje koncerty itd. - dodawał Szubrycht.
Zobacz też: Adam Nergal Darski: Ojciec mi oddał Biblię Szatana
Uczestnicy panelu rozprawiali się także ze stereotypami, którymi obrósł metal. - Najbardziej wkurza mnie ten o jedzeniu kotów. To żart na poziomie polskich kabaretów. Metal ma pewną estetykę i symbolikę, ale można do niej podchodzić z dystansem. Niestety częściej spotyka się interpretacjami na poziomie gimbazy - mówił Łakomy.
Tomasz Ochab zauważył, że jednak owych stereotypów jest coraz mniej. - Metal to już cześć popkultury. Nergal wprowadził g na salony i od tego czasu nie jest ju nie taki straszny. Wciąż kontrowersyjny, ale postrzegany inaczej. Dziś stereotypy są bardziej w formie żartu. Metal już nie jest już straszny, pijany i brudny - mówił.
- Metal traktowany jest coraz bardziej serio. Przykład to zespół Furia grający w przedstawieniu Jana Klaty - dodawał Łakomy.
Kobiety w metalu? Uczestnicy dyskusji byli zgodni co do tego, że chodzą na koncerty, jednak mniej ich w zespołach. Trudno było jednak znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje. - Trzeba się nad tym zastanowić - mówił Szczurek.

Jak łatwiej "czyścić prawa" do utworów?
Uczestnicy innego panelu - Agnieszka Samitowska (Kayax), Patryk Gałuszka (Uniwersytet Łódzki), Magdalena Miernik (lookreatywni.pl) i Tomasz Kolinko (trival.co) - wyjaśniali aspekty nowej technologii zapisu danych blockchain oraz możliwości jej zastosowania w branży muzycznej.
Na czym polega blockchain? W uproszczeniu, to nowy sposób zapisywania transakcji i ich przechowywania.
Każdy użytkownik zapisuje taką transakcję w kopii bazy u siebie. Takich kopii powstaje wiele. Pozwala to na zwiększenie bezpieczeństwa. Na przykład, wcześniej kiedy w banku, który miał jedną kopię swojej bazy, wybuchł pożar, cała baza ulegała zniszczeniu. Dzięki blockchain kopie takiej bazy mogą być w wielu miejscach. Taką procedurę trudno także zhakować.
- Taka zdecentralizowana sieć baz danych może być używa nie tylko dla operacji finansowych, ale na przykład dla aktualizacji informacji na temat praw autorskich do utworów. Pozwala to na lepsze zarządzanie informacjami o tych prawach - mówiła Agnieszka Samitowska.
Patryk Gałuszka podał przykład zespołu 2 Many DJ's, który chciał nagrać płytę z remixami i mash-upami. Tak zwane "czyszczenie praw" do utworów innych artystów zajęło pracownikowi firmy fonograficznej sześć miesięcy bardzo intensywnej pracy. Zespół napisał, że wysłano w tej sprawie 865 mali, 160 faksów i wykonano setki telefonów. Zgodę udało się uzyskać na 114 utworów. Dzierżycieli praw do 11 nie udało się w ogóle znaleźć.
- Gdyby technologia blockchain się przyjęła, takie zadanie zajęłoby pewnie jeden dzień - mówił Gałuszka.
Jazz jest jak język
O łączeniu muzyki jazzowej z hip hopem, improwizacjach jazzowych i jej związkach z elektroniką oraz o definicjach jazzu w dzisiejszej popkulturze rozmawiali uczestnicy panelu „Jazz i improwizacja w świecie postkultury". W dyskusji wzięło udział czworo muzyków – Anna Gadt, Nikola Kołodziejczyk, Tomasz Busławski Buslav oraz Ten Typ Mes. Rozmowę prowadził Marek Romański z Jazz Forum.

– Kiedy myślę o słowie jazz, myślę o sposobie na życie, wyborze, którego dokonałam oraz pewnym języku, którym potrafię swobodnie się posługiwać. To forma komunikacji z publicznością, do której nie potrzeba słów – mówiła Anna Gadt. - Język jazzu porównuję do tego, który przyswajałam od dziecka, wraz z dojrzewaniem, komunikowaniem się z rodzicami. I tak jak poznawałam nowe słowa, tak odkrywałam nowe elementy jazzu. Płyty, które przesłuchałam, nazwy, jakie poznałam, stały się dla mnie pewnym elementarzem. Dlatego w jazzie fascynuje mnie przede wszystkim to, że mogę powrócić do ciekawości dziecka, oczekiwania tego, co się wydarzy. Tego poszukuję w muzyce – mówiła Anna Gadt.
O własnej recepcie na jazz opowiadał Nikola Kołodziejczyk, pianista: – Dzisiaj jest tak wielu utalentowanych ludzi, którzy pokazują coś kreatywnego, że proponowanie tego samego jest marnowaniem czasu artysty i słuchacza. Nie staram się na bycie amerykańskim jazzmanem, skoro się nim nie czuję. Moja muzyka opiera się na tym, co jest moją mocną stroną. Dlatego zacząłem od głośnego albumu z udział wielu muzyków, dziś widzę siebie w zdecydowanie mniej dynamicznych projektach i to solowo.
Zapytany o jazzową improwizację, pianista przytoczył ciekawe wyniki badań amerykańskich naukowców. – Rezonansowi magnetycznemu poddano mózgi improwizatorów jazzowych oraz improwizatorów wykorzystujących słowa. Muzycy byli monitorowani dokładnie w tym samym czasie, czyli podczas improwizowania. Okazało się, że obie te grupy mają identyczny odczyt badania – płat czołowy odpowiedzialny za kreatywność był bardzo aktywny, zaś hamowane były obszary odpowiedzialne za kontrolę – opowiadał Kołodziejczyk.
Jazz to bardzo wysoka jakość
Goście poruszyli też temat obecności hip hopu w muzyce jazzowej. Jak zauważył Marek Romański, wielu muzyków hip hopowych sięga dziś bowiem do jazzu. Przykłady? Kendrick Lamar, Robert Glasper czy Kamasi Washington. O związkach jazzu z hip hopem opowiadał Ten Typ Mes, raper.
– Ostatni album Kendricka Lamara to wspaniałe połączenie tych dwóch gatunków, które wzbogaca zarówno historię jazzu, jak i rapu. Dlaczego skłaniam się ku muzyce jazzowej? Dla mnie zaproszenie do współpracy muzyka jazzowego oznacza bardzo wysoką jakość gry na instrumencie. Muzyk klasyczny czy rockowy nie zapewni takiego spektrum możliwości.
Dlatego zachęcam raperów, by nie nagrywali bez przemyślenia tego, co wymyślili w domu przed lustrem, ale postarali się przesłuchać materiał kilka razy, spróbować dodać jakiś inny element – mówił artysta.
Paneliści poruszyli temat wszechobecnej dziś w muzyce, nawet tej jazzowej, elektroniki. Jej zasoby wykorzystują zresztą najwięksi mistrzowie jazzu, tj. Herbie Hancock. Dziś artyści mają dostęp do całej palety dźwięków, instrumentów elektronicznych i efektów. Improwizacje jazzowe przenikają się z improwizacjami elektronicznymi. – Jazz zawsze był materią, w której ludzie poszukiwali nowych dróg, rzeczy, które można wyrazić poprzez inne dźwięki, inne skale. Dokładnie tym jest dla mnie muzyka. Dziś zaciera się pojęcie stylów muzycznych – jest muzyka dobra albo zła, improwizowana lub nie. Improwizacje to część, w których bardziej objawia się pierwiastek ludzki, jest większe przyzwolenie na popełnienie błędu. Błąd powoduje, że wpadamy na genialny pomysł, a to najciekawsze, gdyż dzięki temu rodzą się nowe kierunki – zaznaczył Buslav.
Skąd Polacy dowiedzieli się o Michaelu Jacksonie i co zrobić, że Amerykanie znali naszych artystów
ZAiKS zaprosił na panel „Eksport polskiej muzyki – Gdzie jesteśmy a gdzie możemy być”. Zastanawiali się nad tym Marek Hojda (wiceprezes ZAiKS), Jan Młotkowski (kierownik Wydziału ds. Komunikacji ZAiKS) oraz Anna Ceynowa (Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego).
Polska ma 40 milionów mieszkańców, rynek muzyczny wzrasta znacząco każdego roku, mimo to na świecie znana jest głównie z muzyki klasycznej i jazzu. Dlaczego?
Panel rozpoczął się od prezentacji wyników badań (zleconych przez ZAiKS oraz ZPAV) dotyczących finansów rynku muzycznego.
Przychody ze sprzedaży muzyki to ok. 276,6 mln pln. – Jak na 40- milionowy kraj jesteśmy rynkiem dochodowym. Nośniki fizyczne przynoszą 205,9 mln zysku, zaś serwisy cyfrowe 70,7 mln. Ciągle sprzedaż fizyczna jest nieco większa – mówił Jan Młotkowski. I dodał: – Trendy będą się zmieniały – teraz mamy modę na płyty winylowe, ale przecież nie będziemy nosić winyli w torebce. To muzyka cyfrowa uzyska w przyszłości coraz większą popularność.
Goście poruszyli też temat powołania biura Music Export Polska, którego zadaniem byłoby promowanie polskiej muzyki i naszych artystów za granicą.
Marek Hojda mówił: – Dawniej, by wypromować artystę za granicą trzeba było mieć środki finansowe i nakłady promocyjne. Wszyscy Amerykanie kochali Michaela Jacksona, ale z jakiego źródła my w Polsce mieliśmy poznać jego muzykę? Dlatego menadżerowie Jacksona musieli wypromować jego utwory, wysłać album do naszego dziennikarza muzycznego, Marka Sierockiego...Wymagało to kilku czynników. Dziś mamy system cyfrowy, który jest o wiele bardziej skuteczny. Licencje można otrzymać on-line, wszystko załatwia się szybciej. Odkąd promowanie jest mniej kosztowne, wiele krajów europejskich powołuje biura, które pomagają swojej muzyce, „wysyła” artystów w świat. Polska też powinna mieć taką jednostkę – kto słyszał o naszych popowych artystach za oceanem? Regularnie koncertuje tam Beata Kozidrak, Maanam, Nergal...Ale pytani o polskich twórców Amerykanie wymieniają głównie muzyków klasycznych – Krzysztofa Pendereckiego czy Henryka Mikołaja Góreckiego – mówił Marek Hojda.
Hojda podsumował: – Jeśli artyści nie będą zgłaszać swoich koncertów do ZAiKS-u, nie będziemy mogli otrzymać pieniędzy dla naszych twórców.