Maciej Nowak w Enotece Polskiej. Jaką ma radę? Jeść, jeść, jeść, aż się uszy zatrzęsą
W mroźny niedzielny wieczór trzeba mieć naprawdę sporo samozaparcia, by wybrać się na wymarły Rynek Nowego Miasta i zasiąść do obiadu w pustej Enotece Polskiej. Ale mnie nie brakuje zarówno samozaparcia, jak i słabości do tego szyldu.
Przed ośmioma laty, gdy Enoteka działała jeszcze w podziemiach kamienicy na ul. Długiej 23/25, nominowałem ją do finałowej piątki lokali kandydujących wówczas do tytułu Knajpy Roku. Główny laur za rok 2009 przypadł ostatecznie innemu lokalowi, ale sentyment pozostał. Dlatego mimo potępieńczego chłodu pognałem sprawdzić, jak się Enotece darzy pod nowym adresem.

Sam początek uczty wypada dość konwencjonalnie. Na stół wjeżdżają półmiski włoskich serów (33 zł) i wędlin (35 zł), miseczki z oliwkami (8 zł) i talerz z bruschettami (18 zł). Smaczne, dobrej jakości, ale nieporywające, bo identyczne jak wszędzie. Nieco gorętsze emocje budzą podsmażane krewetki podane na bukiecie kruchych warzyw, ciepłych pomidorków, ziół i z połówką grillowanej rzymskiej sałaty (29 zł).
Dobra energia czai się też w zupach. Dwie z nich to wprawdzie kremy, ale ich toń urozmaica dużo chrupkich dodatków.
W przetartej zupie dyniowej (14 zł) przyjemnie pławi się plaster grillowanej gruszki, zaś w kremie z topinamburu (16 zł) mamy posiekaną dymkę, ziarna słonecznika oraz pancettę.

W menu walentynkowym jest jeszcze jedna zupa godna uwagi – rakowa (18 zł) z dużą ilością szyjek, karmelizowanym fenkułem i mnóstwem aromatycznej świeżej kolendry. Św. Walenty rekomenduje też mleczko cielęce (35 zł) i zdaje mi się, że ten specjał powinien pozostać w karcie na dłużej.
Grasica jest jędrna, podsmażona i dosłodzona odrobiną syropu klonowego, mości się na legowisku z roszponki, zielonych szparagów i chipsów z topinamburu.
Wracamy do menu podstawowego, z którego pochodzi veneta, czyli włoska surowa kiełbasa duszona w czerwonym winie z fasolą i pomidorkami (28 zł). Jeść, jeść, jeść, aż się uszy zatrzęsą, bo dobre i sycące.

Saltimbocca alla romana, czyli cielęce sznycle owinięte szynką i aromatyzowane szałwią (46 zł), również niezgorsze, ale o ich wyjątkowości świadczy przede wszystkim polenta z zapachem trufli. Wiem, że to tylko zapach, ale i tak działa.

Świetna była też dorada z grilla (48 zł), świetna, choć stockowe ryby z wielkich hurtowni już nieco mi się przejadły. Chcę nowych wrażeń, a wszędzie tylko dorady, łososie i okonie morskie.
Mocniejszych wspomnień nie pozostawił po sobie stek z polędwicy wołowej (68 zł), zaś dobrze i wolno upieczonym kawałkom gęsi (66 zł) wyraźnie brakowało właściwego towarzystwa.
Burakowe gnocchi ładnie wyglądają, ale słabo przejmują narkotyczny smak gęsiego tłuszczu. Dodatek grillowanej cukinii i sosu porzeczkowego czyni z tego cudownego ptaszyska jakieś danie na poły wegetariańskie, a ja przecież na warzywa jestem uczulony.
Mimo zmiany lokalizacji klimat Enoteki pozostał bardzo podobny. Właściciele nie próbują czarować klientów żadnymi efektami wnętrzarskimi i designem.

Duże, przestronne pomieszczenie zajmują wyłącznie stabilne, brązowe mebelki, w oknach brak jakichkolwiek zdobień, światło jest równomiernie rozproszone, zero bajerów i podlizywania się.

Tematem tego lokalu ma być po prostu jedzenie. I oczywiście wino, ale tym markerem stylu życia dzisiejszej klasy średniej gardzę, więc mądrzyć się nie będę.

Moja kolacja podlewana była ulubioną czyściochą, którą w przyzwoitych ilościach konsumował w tym miejscu Stanisław Grzesiuk. Mieszkał nieopodal na Franciszkańskiej. W tamtych czasach lokal ten zwał się Bombonierka i był jego ulubioną miejscówką. Tak sobie myślę, że godny, biało-czarny portret warszawskiego barda mógłby dobrze konweniować z surowym wnętrzem Enoteki. Od „Złodziei rowerów” do „Boso, ale w ostrogach” naprawdę niedaleka droga.
ENOTEKA POLSKA
Rynek Nowego Miasta 13/15, tel. 0-224145155,
niedostępne dla osób niepełnosprawnych,
można płacić kartą,
czynne od wtorku do czwartku od 12 do 22, w piątki i soboty od 12 do 23, w niedziele od 12 do 22, w poniedziałki nieczynne.