Tylko u nas fragment książki "Pokochawszy. O miłości w języku" Lucyny Kirwil i Jerzego Bralczyka
Jerzy Bralczyk i Lucyna Kirwil 8 maja będą gośćmi Centrum Premier Czerska 8/10 w Warszawie już 8 maja 2018 r. o godzinie 19.
Językoznawca i psycholożka. Mąż i żona. Od 35 lat w nieustającej rozmowie - poważnej i niepoważnej, czasem spokojnej lub pełnej emocji, zawsze błyskotliwej i nigdy nudnej. Zapisy na spotkanie Bralczyk.evenea.pl lub telefonicznie pod numerem 22 555 54 55. Więcej informacji TUTAJ.
Fragment książki "Pokochawszy. O miłości w języku" Lucyny Kirwil i Jerzego Bralczyka
WYZNAWANIE MIŁOŚCI
Jak wyznać miłość?
Lucyna Kirwil: Jak to jak? Nożem. „...Kto na ławce wyciął serce i podpisał głupiej Elce...”.
Jerzy Bralczyk: Bardzo dobre. Ale są też inne środki i metody: „On się mnie zalecoł, bo jak szłam po wodę, to za mną gnojem rzucoł”.
LK: Można też śnieżkami, gwiżdżąc albo oblewając wodą na śmigusa.
JB: Bije, znaczy kocha.
LK: Straszne.
JB: No, straszne. Ale w naszej kulturze wstydzimy się kontaktu fizycznego, wstydzimy się kryjących się za nim emocji. Dlatego kontakt fizyczny, który sprowadza się do przemocy, jest niestety łatwiej akceptowany. Zwłaszcza w młodości, przez rówieśników. Bo jak podejdę i pogłaszczę dziewczynę po twarzy, to mnie koledzy wyśmieją. Więc już lepiej ją podszczypnę, pociągnę za warkocz albo natrę śniegiem.
LK: Cielęca miłość! Ale młodych chłopców nikt nie uczy, jak mówić o uczuciach. Więc jakiekolwiek wyznanie to dla nich droga przez mękę. Mnóstwo głupot przy tym robią. I dlatego, że się przed kolegami wstydzą, i dlatego, że nie mają doświadczenia, i dlatego, że się czują niepewni. Nie potrafią wprost powiedzieć: „lubię cię”. Tymczasem dziewczynka w ich wieku chce, żeby jej chłopiec coś miłego powiedział, przysłał wierszyk, serduszko narysował. Niechby choć zaschnięty kwiatek dał.
JB: Nie wiem, czy one nadal tego chcą. Może marzą, żeby mem im jakiś miłosny przysłał?

Też mam wątpliwości, czy współczesne dziewczyny taki serduszkowy oldschool rusza.
LK: Eee tam. Dziewczynki na pewno wciąż lubią romantyczne gesty. Młode kobiety też, nawet surowe na pozór bizneswoman zwykle czekają, aż mężczyzna przyklęknie przed nimi i otworzy czerwone pudełko z pierścionkiem w środku. Książki i seriale utrwalają takie oczekiwania.
Na kłopoty z nazywaniem i wyznawaniem miłości pomaga teraz internet. Są nawet specjalne strony, które podpowiadają: „Napisz sobie na ciele »kocham cię«, upiecz ciasteczka z wyznaniem, wyślij kwiaty albo balony z liścikiem”. Są też gotowe wierszyki. O taki na przykład: „W każdej chwili tam i tu chcę ci mówić I love you, chcę cię kochać, pragnę tego, chcę żyć z tobą na całego”.
JB: Wie pani, skąd się wzięło to „pójść na całego” albo „pójść na całość”? Nic w tym romantycznego nie ma. Chodzi o pełną penetrację. Jest jeszcze wiele określeń, których my już dzisiaj erotycznie nie kojarzymy, a są - by tak rzec - anatomiczne i techniczne. Na przykład „przeginać pałę”.
LK: Nie przeginaj.
Oczywiście, wyznania miłości różnie mogą wyglądać. Znam całkiem dobrze pewnego mężczyznę, który zamiast opowiadać o miłości, wręczać kwiaty albo i pierścionek, powiedział kobiecie: „No to już możemy mieć dziecko”. A to oznaczało, że on się właśnie deklaruje.
To też trochę mało romantyczne. Ale pewnie chodziło mu o to, że są ze sobą na tyle blisko, że jest gotów założyć z nią rodzinę.
JB: Otóż to, otóż to. Przecież nie zawsze trzeba szastać miłością, żeby o niej mówić. Jeden z najbardziej znanych wierszy na ten temat zakłada niejako miłość w presupozycji: „Powiedz mi, jak mnie kochasz”. Nie ma w nim pytania: „czy mnie kochasz”, bo to jest oczywiste, ale właśnie „jak mnie kochasz”. I odpowiedź brzmi: „Kocham cię w blasku świec, albo na koncercie, albo w berecie, albo w kaloszach...”. Zgrabnie to Gałczyński wymyślił.
Bardzo ciekawe jest też wyznanie, per procura niejako, w „Ślubach panieńskich”, kiedy Gustaw dyktuje Anieli list rzekomo do jej imienniczki. Więc ona pisze: „Dosyć już tego, precz wszelkie ukrycie, kocham Anielo, kocham cię nad życie” i dopiero z opóźnieniem zaczyna rozumieć, że to do niej adresowane są te słowa.

Baśka w „Panu Wołodyjowskim” w żadne presupozycje, per procura czy inne zabiegi się nie bawiła.
JB: Tak, to Baśka się oświadczyła Wołodyjowskiemu. „Ja pana Michała kocham z całej siły... lepiej niż ciocię, lepiej... niż wujka... lepiej niż Krzysię!...”.
LK: To ja opowiem o jednym z najniezwyklejszych sposobów wyznawania miłości, o jakim słyszałam. To sposób uniwersytecki. Można napisać sobie flamastrem na powiekach „I love you” i usiąść w pierwszym rzędzie na sali wykładowej.
To słynna scena z „Poszukiwaczy zaginionej arki” z Harrisonem Fordem jako Indianą Jonesem.
LK: Ale ja to znam nie z filmu, ale z opowieści. Była ponoć taka dziewczyna, która siadała w pierwszym rzędzie i trzepotała rzęsami zrobionymi na czarno, bo się kochała w wykładowcy. Kiedy tylko na nią spojrzał, natychmiast zamykała oczy, żeby zobaczył „I love you”.
Podobną historię znajdziemy w „Historiach miłosnych” Jerzego Stuhra. Tylko że tam dziewczyna napisała „Kocham Pana” na karcie egzaminacyjnej. A czy panu studentki wyznawały miłość?
JB: Nie, nigdy, niestety.
LK: A czy to nie na twoich wykładach pojawiała się ta dziewczyna z wyznaniami miłosnymi na powiekach?
JB: Absolutnie zaprzeczam!
LK: Dobrze, już dobrze, nie ma powodu do zdenerwowania. Niejeden belfer by ci zazdrościł.
JB: Bez powodu.
LK: A flirt towarzyski pamiętasz? To też jest szczególny sposób wyznawania miłości.
JB: Ale tak niezobowiązująco. Każdy gracz miał karty, a na każdej listę zdań typu: „Mogę mieć nadzieję?”, „Przytul, uściskaj, ucałuj” czy „Nie zapomnę o tobie”. Zabawa polegała na tym, że się dawało drugiej osobie kartę i mówiło na przykład „siedem”. A pod siódemką było napisane „Żar duszę moją pali”. Ten, kto dostawał kartę, nie wiedział do końca - żart to czy jednak wyznanie. Zresztą podobnie było w walentynkowych wyznaniach, których nie można było podpisywać własnym imieniem. Dlatego Sam, bohater „Klubu Pickwicka” Dickensa wysłał pannie służącej walentynkę takiej treści: „Miłość przenika twego Pickwicka”. Ładnie to przetłumaczyli Górscy, prawda? A więc i tu, i we flircie była jakaś furtka, przez którą można było uciec. Bo przecież tylko tak napisałem, niewłaściwie to interpretujesz, to tylko żart. Ale i to szarpanie za warkocz, od którego zaczęliśmy, mogło być z miłości albo jednak ze zwykłej chęci dokuczenia.

Ten, kto wyznaje miłość, zostawia sobie drogę odwrotu?
JB: No tak. Bo co, jeśli zostanę odrzucony? Wtedy będę mógł się bronić, mówiąc, że tylko żartowałem. Albo że co innego miałem na myśli. A może to w ogóle nie ja pisałem?
Podobną funkcję ma powiedzenie „kocham” w wierszyku albo zapisanie wyznania w jakiś oryginalny sposób: na ziemi ułożone z patyków czy wyciśnięte lukrem na torcie. A nawet w obcym języku: I love you, Je t'aime, Ich liebe dich.
Najlepiej w wersji fonetycznej: żetem albo ajlawju.
JB: Takie wyznanie jest trochę strywializowane, a trochę użartowione. Odbiera deklaracji powagi. A żart jest przecież doskonałą odtrutką na tragizm.
I na lęk przed odrzuceniem.
JB: Właśnie. Bo kiedy taka miłosna deklaracja ze strony mężczyzny spotyka się z odrzuceniem, robi mu się przykro.
Oględnie mówiąc, przykro.
JB: Rzeczywiście. Niektórzy po takim nieodwzajemnionym wyznaniu chcieli się targnąć na swoje życie. Weźmy Gustawa w „Dziadach”. Albo Kordiana.
Więc pana zdaniem kobiety lepiej znoszą odrzucenie?
JB: Myślę, że kobiecie, która dowiaduje się, że kocha bez wzajemności, jest równie przykro. Ale nie wiem tego na pewno, nigdy nie byłem kobietą. Jeszcze.
LK: Odrzucenie i dla kobiety, i dla mężczyzny jest równie trudnym przeżyciem. Przecież mocno narusza nasz obraz samych siebie, naszą samoocenę. A ona lubi być troszkę na plusie - to najlepszy dla nas stan.
Dobrostan.
LK: To oczywiste, że jeśli jesteśmy w stałej relacji, angażujemy się w nią, to zakładamy, że jesteśmy akceptowani w najwyższym z możliwych stopni: jesteśmy kochani. A jeśli tak się nie dzieje, jeśli ta druga osoba nas odrzuca, zadajemy sobie pytanie: dlaczego? Co z nami jest nie tak, skoro ten ktoś nas nie chce? Dlaczego nie zasługujemy na miłość. To naprawdę mocny cios w naszą samoocenę. W terminach psychologicznych brzmiałoby to tak: równowaga zaangażowania w związek została zachwiana.
Więc skoro zakochani nie bez powodu obawiali się ujawnić swoje uczucia, bo tak bardzo bali się odrzucenia, kultura wymyśliła szczególne miejsca i sytuacje, kiedy w miarę bezpiecznie mogą powiedzieć „kocham cię”. Chociażby walentynki. One dają szansę na w miarę komfortowe miłosne wyznania.
Lucyna Kirwil i Jerzy Bralczyk spotkają się z czytelnikami w Centrum Premier Czerska 8/10 8 maja 2018 r. o godzinie 19. Zapisy na spotkanie Bralczyk.evenea.pl lub telefonicznie pod numerem 22 555 54 55.
