"Storm. Opowieść o odwadze". Nieoczywiste i ambitne kino dla młodego widza [RECENZJA]
Przygoda dla starszych dzieci wpisana z dbałością w pejzaż czasów reformacji.
Recenzja filmu "Storm. Opowieść o odwadze": ****
Początek XVI wieku. Dwunastoletni Storm jest synem drukarza. Gdy jego ojciec zostaje pojmany, chłopakowi w ostatniej chwili udaje się uratować matrycę zawierającą treść listu Marcina Lutra, o którym szepce pół Antwerpii. Ścigany przez oddziały inkwizytora, Storm znajduje sojuszniczkę w Marieke, rezolutnej mistrzyni procy. Dziewczyna mieszka w podziemiach. Znajomość tajemnych przejść i topografii miasta się przyda, bo bohaterów czekają ucieczki labiryntem kanałów czy ciasnych uliczek.
Jednak "Storm. Opowieść o odwadze" nie jest wcale filmem z baśniowym wyobrażeniem średniowiecznych realiów. Do ukazania perypetii pary docierających się jeszcze przyjaciół nie zaprzęgnięto tu magii, smoków ani innych elementów przynależących do świata fantasy. Przeciwnie: zostały osadzone w konkretnym czasie i miejscu, wpisane w historyczny kontekst burzliwych przemian w Europie, który uczniom pierwszych klas podstawówki (a to zapewne docelowa publiczność) będą musieli uzupełnić rodzice.

W zasadzie to nic zaskakującego, o ile zna się poprzednie produkcje Dennisa Botsa. Reżyser już wcześniej podchodził przecież do kina dla młodego widza w nieoczywisty, ambitny sposób, np. jego "Sekrety wojny" podejmowały dylematy przyjaźni w czasach nazistowskiej okupacji.
Tym razem nakręcił film przygodowy z parą odważnych dzieciaków oraz przesłaniem, m.in. o zagrożeniu, jakie niesie władza zakazująca samodzielnego myślenia.
Holandia, 2017 (Storm: Letters van Vuur). Reż. Dennis Bots. Aktorzy: Davy Gomez, Juna de Leeuw, Yorick van Wageningen