Ponadczasowa moda na Cranacha. Wystawa w Muzeum Narodowym we Wrocławiu na pięćsetlecie reformacji
Cranach był tytanem pracy o wielkim talencie malarskim dorównującym mistrzostwu organizacji produkcji. Dla uczczenia pięćsetlecia reformacji Muzeum Narodowe we Wrocławiu przygotowało wystawę "Moda na Cranacha"

Zgromadzono na niej niemal pół setki obrazów powstających w kręgu Lucasa Cranacha, w tym 15 namalowanych przez niego samego i jego rodzinną firmę, a także grafiki, starodruki i multimedia przybliżające tajniki malarstwa północnego renesansu.
Björk, Caravaggio, Cranach, Deller. Najlepsze wystawy jesieni

ROZMOWA Z PIOTREM OSZCZANOWSKIM
dyrektorem Muzeum Narodowego we Wrocławiu
Agata Saraczyńska – W berlińskim Martin Gropius Bau – na wystawie „500-lecie protestantyzmu” – pokazano dorobek reformacji na świecie. Wrocławska prezentacja mówi o Śląsku i Wrocławiu – czy był to teren szczególnie ważny w okresie reformy Kościoła?
Piotr Oszczanowski: – Gdybyśmy przenieśli się do Wrocławia bliżej końca XVI w., okazałoby się, że to liczące 30-40 tys. mieszkańców miasto jest prawie w pełni luterańskie – obecność katolików ograniczała się li tylko do Ostrowa Tumskiego i klasztornych enklaw. To luteranie stanowili o jego charakterze i wysokiej europejskiej pozycji. Luter nie był tu fizycznie obecny, ale jego nauki pojawiły się wcześnie – w 1523 r. Johannes Hess wygłosił w kościele św. Marii Magdaleny pierwsze reformacyjne kazanie. Na Śląsku fenomen protestantyzmu – dynamiki dialogu – był obecny przez lata, o czym świadczy wielość kierunków i odłamów reformacji. Tezy Lutra były spisane po łacinie, ale bardzo szybko zostały przetłumaczone na język niemiecki. Luter był świadom roli, jaką odegra upowszechnienie i Nowego, i Starego Testamentu w języku narodowym.
Był też świadom rewolucji, którą przyrównać można jedynie do zmiany komunikacji z analogowej na cyfrową?
– Pewne jest, że to jego wystąpienie wprowadziło cywilizację w nową epokę – dyskursu, sporów, a nie słuszności jednej jedynej linii. Jeśli szukać analogii, to rzeczywiście jest to porównywalny przełom jakościowy. Luter chciał doprowadzić do reformy rzymskiego katolicyzmu, ale celu nie osiągnął, bo doprowadził do podziału Kościoła. Nie przeciwstawiał się religii, ale handlowi odpustami. Nie będzie nadużyciem stwierdzenie, że nie był świadom tego, co czyni, był zaskoczony rozwojem wypadków. Nie podważał autorytetu papieża, to Melanchton spisał ”Wyznanie augsburskie”, które stało się intelektualną podstawą reformacji.
500 lat reformacji. Luter uciekł z Augsburga przed papieskimi śledczymi. Do dziś nie wiadomo jak
Jaka była na tym tle pozycja Wrocławia?
– Johann Hess, zwolennik Lutra i przyjaciel Melanchtona, na Śląsk dotarł jako sekretarz biskupa Jana V Turzo. Nie zmierzał do konfrontacji z katolicyzmem, ale do ewolucyjnych zmian. Nie nawoływał do rewolty, ale odwoływał się do wspólnoty jako motoru i adresata zmian. Hess stworzył nowy system opieki socjalnej, zabiegał o powstanie nowych szpitali. Działał oddolnie. Spójrzmy na to, co dzieje się sto lat później – w czasie wojny trzydziestoletniej luterańskie oddziały zbliżają się do Wrocławia, a luterańska rada miejska ich nie wpuszcza z obawy o zachowanie spokoju. Liczy się dobro wspólnoty, Wrocławia, odpowiedzialności za to miejsce i mieszkańców. Tu religijne zmiany następują stopniowo, ale konsekwentnie.

A Cranach, przecież on we Wrocławiu też nie był obecny, a jednak to jego malarstwo pokazujecie na wystawie na 500-lecie protestantyzmu.
– Dzisiaj, kiedy mówi się reformacja, kiedy mówi się Luter, pojawia się wzorzec ze sztuki Cranacha. To on wizualnie odzwierciedlił czas przełomu, stworzył kanon. Był bliski Lutrowi, przyjaźnił się z nim być może z powodów koniunkturalnych, ale to właśnie dzięki niemu, jego certyfikatowi, stał się malarzem konfesji. Zrządzeniem losu Wrocław z Cranachami łączy się personalnie – to tu córka Łukasza Młodszego poślubiła znanego lekarza Johanna Hermana – i wniosła w wianie zarówno dzieła ojca, jak i dziadka. Obrazy tak dobre, że upomniał się o nie cesarz Rudolf II, który chciał sprowadzić jeden z nich do swojej Kunstkamery na Hradczanach. Na co rezolutni wrocławianie odpowiedzieli, że tego to akurat nie mają, ale mogą dać inne, które dziś, po wiekach, sprowadzamy do Wrocławia na wystawę z Budapesztu. To wspaniały obraz ”Salome z głową św. Jana Chrzciciela”.
Czy obrazy Cranacha były we Wrocławiu szczególnie cenione?
– Można powiedzieć, że Śląsk, Wrocław Cranachami stał, było ich tu dużo, a malarz był niezwykle popularny. Zarówno za życia, jak i długo po śmierci, to właśnie Cranachowskie obrazy będą chcieli posiadać wrocławscy mieszczanie. Przykładem niech będzie Laurentius Scholz, który bywał w Italii i znał sztukę włoską, ale pod sam koniec XVI w. otaczał się dziełami Łukasza Starszego i Młodszego. Wtedy to malarstwo powinno uchodzić już za démodé, a wciąż było popularne. Sztuka Cranacha jest synonimem czasów Lutra i przemian. Jego portrety dwóch reformatorów Kościoła – Lutra i Melanchtona – wiszące przez wieki na pierwszych filarach nawy głównej, czynią średniowieczny kościół św. Elżbiety we Wrocławiu świątynią luterańską. Oprócz oczywiście słowa, które tam jest głoszone.
Jakiego Cranacha zobaczymy na wystawie?
– Pokażemy obrazy, które uznawane są za najlepsze z jego oryginalnego dorobku. Od wspaniałej ”Madonny pod jodłami” po dzieła świadczące o zauroczeniu manierą Cranachowską.

O tym, że jego twórczość wciąż budzi emocje, niech świadczy fakt, że Facebook zablokował nasz post o wystawie, który zilustrowaliśmy obrazem pochodzącym ze zbiorów wrocławskich, a obecnie należącym do Muzeum Narodowego w Warszawie.Namalowani na nim zostali pierwsi rodzice – czyli Adam i Ewa przy rajskim drzewie.
Oni przecież gałązkami zasłaniają swe łona!
– Ale ich nagość została uznana przez administratorów portalu za gorszącą.

A przecież jakże piękni są nasi antenaci, choć strasznie nieproporcjonalni. Ich długie ręce po wyprostowaniu pozwoliłyby podrapać się po łydce, mają płetwiaste stopy. Toż tu nie ma doskonałości, znanej nam ze sztuki włoskiej. W wymiarze ludzkim ta ułomność jest synonimem prawdziwości, bliskości, szczerości. Z jednej strony Cranach otwiera się na renesans, a z drugiej strony tkwi głęboko w średniowiecznej tradycji.
Cranach, gdyby działał w pojedynkę, nie zawojowałby zbiorowej świadomości.
– Bo to przecież nie jeden malarz, ale cała firma, dzisiaj powiedzielibyśmy brand. Mówi się o 10 tys. dzieł malarskich wychodzących z pracowni Cranacha, a do tego są jeszcze grafiki, rysunki, malarstwo ścienne we wnętrzach. Niezaprzeczalnie był tytanem pracy, ale przede wszystkim doskonałym organizatorem produkcji. Jego fabryka działała perfekcyjnie. I choć na wystawie znajdują się też dzieła od lat jemu przypisywane, to jesteśmy ostrożni w przyjmowaniu za pewnik 100-procentowego autorstwa, bo zapewne w dużej mierze malowali je uczniowie i czeladnicy. Jednak sygnatura uskrzydlonego węża – początkowo z wzniesionymi, a po śmierci syna Hansa opuszczonymi skrzydłami – była gwarantem najwyższej jakości. On zaszczepił manierę Cranachowską do tego stopnia, że dziś zastanawiamy się, który to fragment tej zbiorowej pracy wyszedł spod pędzla samego mistrza. Jest jeszcze jeden fenomen – wszystkie wrocławskie obrazy Cranacha, zarówno przypisywane jemu, jak i jego warsztatowi – przetrwały wojnę. Już nie we Wrocławiu, ale jednak! U nas poza wspaniałą ”Madonną pod jodłami” z Muzeum Archidiecezjalnego są jeszcze epitafijny portret Lutra i „Ewa” ze Świerzawy. Reszta dzieł została sprowadzona z wielu kolekcji – od Budapesztu po Berlin.
Muzeum Narodowe we Wrocławiu, pl. Powstańców Warszawy 5. Wystawa „Moda na Cranacha” czynna do 30 grudnia