Kraków Live Festival 2017, dzień drugi. Nick Murphy w strugach rzęsistego deszczu. Lana del Rey ukochana przez fanów
O ile pierwszego dnia Kraków Live Festival 2017 z nieba lał się żar, drugi dzień powitał festiwalowiczów nieprzerwanym deszczem. Pezet zdążył jeszcze przed ulewą, ale oberwanie chmury dopadło już fanów Nicka Murphy'ego.
Kraków Live Festival 2017. Pezet i wszystkie ręce w górę
Rapem serwowanym przez Tego Typa Mesa pożegnaliśmy z piątku na sobotę pierwszy dzień Kraków Live Festivalu, a rapowane zwrotki Pezeta otworzyły w sobotnie popołudnie Main Stage i tym samym oficjalnie zainaugurowały ostatni dzień muzycznych atrakcji w Krakowie.

O ile piątkową aurę zaliczymy do wybitnie udanych (choć można było narzekać na tropikalną temperaturę), tak sobota nie zapowiadała się optymistycznie. Nad Krakowem zaciągnęły się czarne, deszczowe chmury i solidnie zmoczyły tych, którzy nie zabrali na festiwal odzieży przeciwdeszczowej. Szczęśliwie, koncert artysty rozpoczął się już po ulewie.
Pezeta przywitały głośne okrzyki licznie zgromadzonej pod główną sceną publiczności. - Kraków, wszystkie ręce w górę! - przywitał się z widzami artysta. Jego apel nie pozostał bez odpowiedzi - na dźwięk pierwszych fragmentów utworów Pezeta, publiczność spełniła swój raperski obowiązek i wzniosła ręce ku górze. Artysta zaproponował fanom wspólną zabawę z wykorzystaniem playlisty będącej przekrojem całej jego twórczości. Wśród utworów zabrzmiał m.in. uwielbiany przez słuchaczy kawałek "Szósty zmysł" z albumu "Muzyka poważna", który świętował w tym roku już 13-te urodziny. - Ten kawałek jest o tym, co nazywam naszym pieprzonym szóstym zmysłem - mówił Pezet i ku uciesze słuchaczy zaintonował dawny przebój.

Przed kolejnym kawałkiem artysta ponownie apelował: - Podnieście wszystkie ręce w górę! Kiedy fani posłusznie wykonali jego polecenie, Pezet zaczął rapować pierwsze wersy utworu „Lubię”. - Lubię jak tańczysz na barze, lubię, gdy patrzysz jak patrzę - śpiewał.
W repertuarze rapera znalazły się też numery „Dopamina” z płyty "Dziś w moim mieście" (2010) nagranej razem z Małolatem, piosenka "Dziś" z albumu "Muzyka poważna" (2004) w zupełnie nowej aranżacji oraz ostatni singiel "Nie zobaczysz łez" (2017). Artysta pożegnał się z krakowską sceną bardzo hucznie. - Chciałbym, żebyście wyobrazili sobie, że jutra nie ma i rozpierdol trzeba zrobić dziś - ryknął z estrady. W myśl tego apelu, na zakończenie publiczność odśpiewała razem z Pezetem utwór „Gdyby miało nie być".
Zobacz relację wideo z pierwszego dnia Kraków Live Festival 2017
Kraków Live Festival 2017. Nick Murphy w strugach deszczu
Nick Murphy nie miał tyle szczęścia, co Pezet. Jego koncert na Main Stage rozpoczął się w strugach deszczu. Najwierniejszym fanom (a fankom zwłaszcza) nie przeszkadzało jednak mokre odzienie wierzchnie. Nic dziwnego, australijski artysta uważany jest za muzyczne bożyszcze wielu kobiet i to właśnie jego koncert był wskazywany jako najbardziej wyczekiwany występ Kraków Live Festivalu 2017.

Artysta przyjechał do Krakowa promować nową, wydaną w maju 2017 roku EPkę "Missing Lines". To zupełnie inne oblicze znanego wcześniej jako Chet Faker wokalisty. Pod wspomnianym, nieaktualnym już aliasem, muzyk odwiedził Polskę w 2015 roku. Zagrał wtedy na Open'erze. W pierwszych słowach powitania z krakowską publicznością Nick Murphy nawiązał do tamtego pobytu. - Dobrze być znowu w Polsce - powiedział. I były to jedyne słowa artysty podczas koncertu. Tych, którzy śledzą występy Australijczyka na bieżąco wcale to nie zdziwiło - czas koncertu Murphy zawsze maksymalnie stawia na muzykę.

Przed zgromadzoną pod setkami parasoli publicznością wokalista zaprezentował m.in. "The Trouble with Us", "Birthday Card", "Your Time", "Bye", "I'm Ready" i przepiękną balladę "Stop Me (Stop You). I choć ze wspomnianym Chetem Fakerem Nick Murphy nie ma już niczego wspólnego, ten jeden utwór musiał w Krakowie zabrzmieć. To właśnie za "Talk Is Cheap" z debiutanckiego albumu "Built on Glass" (2014) pokochały go miliony. Dlatego z koncertu na Kraków Live Festivalu fani Nicka Murphy'ego wyszli zadowoleni, a Cheta Fakera zaspokojeni. - Do zobaczenia następnym razem - pożegnał się z publicznością artysta.
Kraków Live Festival 2017. Wiz Khalifa i jego impreza na luzie

Najwierniejsi fani Wiza Khalify czekali tłumnie na amerykańskiego rapera już na 45 minut przed koncertem, głośno skandując jego imię podczas toczących się na scenie przygotowań. Cameron Jibril Thomaz (bo tak ma naprawdę na imię Wiz Khalifa) nie zawiódł, dostarczając hip-hopową imprezę, w której liczyła się przede wszystkim zabawa. Cały występ skonstruowany był niczym marihuanowy seans: w stronę tłumu poleciał ze sceny wielki dmuchany skręt, a wizualizacje miały wyjątkowo intensywne kolory. Raper postawił na bliski kontakt z publicznością, z którą zbijał piątki i wspólnie śpiewał największe hity. Jego występ charakteryzowała zwyczajna, pozbawiona nadęcia i potrzeby udowadniania czegokolwiek "fajność".
Choć publiczność kupiła luzackie flow Khalify już od pierwszych utworów, prawdziwe szaleństwo zaczęło się wraz z coverem "Smells Like Teen Spirit" Nirvany. Zaraz po nim usłyszeliśmy "Work Hard Play Hard", przerwany na sekundę bitem z "Black and Yellow". Niezależnie od tego czy była to pomyłka dj-a czy świadomy zabieg, atmosfera tylko została podgrzana, a "Black and Yellow" faktycznie wybrzmiało jako następne.

Nie zabrakło oczywiście superhitu "See You Again" (3 miliardy odsłon na YouTube!), którego refren głośnym chórem śpiewał absolutnie cały tłum. Bez wątpienia był to jeden z tych unikatowych momentów, kiedy czuje się festiwalową wspólnotę. Cisza, która nastąpiła po zakończeniu tego utworu sugerowała koniec koncertu, okazała się jednak kolejnym zgrabnym zabiegiem budowania napięcia. Na finał wybrzmiało "We Dem Boyz", a potem nastąpił bis - "Young Wild and Free", w wersji studyjnej, wykonane oryginalnie przez Khalifę wraz ze Snoop Doggiem, znowu zgodnym chórem śpiewała cała publiczność.
Kraków Live Festival 2017. Lana del Rey na wielki finał festiwalu

- Nawet nie wiecie jak bardzo nie mogłam się doczekać, żeby tu wrócić - przywitała publiczność Kraków Live Festivalu Lana del Rey. Artystka zgromadziła pod sceną główną zdecydowanie największą publiczność spośród wszystkich koncertów tegorocznej edycji festiwalu. Publiczność również najbardziej wierną i oddaną. "We love you" - raz po raz wykrzykiwali fani w przerwach między piosenkami, które w większości śpiewali wespół ze swoją idolką. Ta odwdzięczała się im nie tylko w słowach, ale i w czynach. Na koniec "Blue Jeans" oraz finałowego "Off To The Races" zeszła do publiczności, robiąc sobie selfie z rozentuzjazmowanymi fanami.
Elizabeth Grant ma w swojej scenicznej obecności coś niezwykłego: pomimo bycia supergwiazdą sprawia wrażenie zupełnie zagubionej w świetle jupiterów i obiektywach kamer. Bynajmniej nie stanowi to zarzutu, a raczej specyficzny urok wokalistki, która zdaje się być niezwykle bezpretensjonalna. Pomimo bogatej oprawy wizualnej (na scenie zawisła teatralna kurtyna i neon z napisem "del Rey", były wizualizacje i tancerki), to Lana del Rey była najważniejszą i jedyną istotną część show.

Na set złożyły się przede wszystkim największe hity amerykańskiej wokalistki. "Video Games" czy "Summertime Sadness" na równi śpiewała z nią publiczność, a wzruszona Lana dziękowała jej za wspólne wykonanie. W secie znalazły się "Ultraviolence", "Music to Watch Boys To", wreszcie "Born To Die" czy "Blue Jeans". Stosunkowo mało czasu del Rey poświeciła utworom ze swojej najnowszej płyty "Lust For Life". Usłyszeliśmy "Cherry", "White Mustang" i "Change", ale zabrakło już singlowego "Love". Koncert skończył się po siedemdziesięciu minutach wspomnianym już "Off To The Races". Pomimo długich owacji, wokalistka nie dała wyciągnąć się na bis.
Kraków Live Festival 2017. Xxanaxx i Ralph Kaminski w newsromie Co Jest Grane 24
Pomimo deszczowej pogody, w newsroomie Co Jest Grane 24, odwiedził nas zespół Xxanaxx, który w rozmowie z Martą Gruszecką podsumował letni sezon festiwalowy i zapowiedział nowy materiał. - Bardzo fajnie w tym roku wyszedł Olsztyn Green Festival. To wspaniałe jak ta impreza rozwinęła się organizacyjnie - mówił Michał Wasilewski

W dalszej części rozmowy zespół zdradził, że pracuje nad nowym materiałem, który ujrzy światło dzienne we wrześniu. Będzie to EP-ka z dwoma, trzema nowymi numerami, a w każdym pojawi się gościnnie inny artysta. - Chcemy zrobić mały eksperyment i zobaczyć, czy nasi fani czują to samo co my - zapowiedziała Klaudia Szafrańska.
Nowy materiał na koncertach będzie można usłyszeć już pod koniec października. Na koniec rozmowy Xxanaxx zdradził, że z sentymentu wybiera się na koncert Lany del Rey. - Jestem bardziej fanem nostalgii Lany del Rey, niż samej Lany - podsumował Wasilewski.22252930

Drugim gościem newsroomu Co Jest Grane 24 był Ralph Kaminski wraz ze swoim zespołem My Best Band In The World. W rozmowie z Pawłem Świerczkiem wokalista zażartował, że specjalnie zamawia złą pogodę na swoje koncerty - Bardzo fajnie gra się przy takiej pogodzie, bo mój materiał jest mroczny - przekonywał.
Ralph Kaminski bardzo chwalił też swój zespół, choć przyznał, że nie ma zbyt często okazji do imprezowania z muzykami - Zawsze mówimy, żebyśmy spotkali się na imprezę, a nie na próbę, ale jednak łatwiej się spotkać na próbie. Kiedyś musimy się umówić na próbę, która okaże się imprezą - żartował wokalista
Muzyk zapowiedział też, że pod koniec listopada ruszy w trasę, podczas której prawdopodobnie będzie można usłyszeć nowe kawałki.