Cecylia Malik i Anna Grajewska z akcji "Matki Polki na wyrębie": Drzew ubywa w zastraszającym tempie
Kiedy szłam przez miasto, słyszałam zewsząd warkot pił. Poczułam, że muszę zareagować - mówi Cecylia Malik, artystka i performerka, która z miłości do drzew rozpętała akcję "Matka Polka na wyrębie".

Do Cecylii Malik dołączyły koleżanki, m.in. edukatorka muzealna Anna Grajewska. Wspólnie fotografowały się wraz ze swoimi dziećmi w miejscach wycinek w rodzinnym Krakowie. Szybko przyłączyły się do nich kobiety z całej Polski.
ROZMOWA Z CECYLIĄ MALIK I ANNĄ GRAJEWSKĄ
z inicjatywy „Matki Polki na wyrębie”
Magdalena Dubrowska: Osiem lat temu w ramach akcji artystycznej „365 Drzew” fotografowałaś się na drzewach. Dziś robisz zdjęcia na pniach, które zostały po wycinkach.
Cecylia Malik: Po wprowadzeniu w styczniu ustawy, która umożliwia wycinanie drzew bez zezwoleń na własnym terenie, zauważyłam, że zaczęły znikać też te drzewa, na które wtedy wchodziłam. Wycięto ponad połowę z 365 drzew, na które się wtedy wspięłam. W całej Polsce od stycznia zniknęło ich półtora miliona. Przez luty trwał wyrąb na masową skalę. Na Facebooku znajomi wrzucali zdjęcia, że właśnie pod oknem ktoś wycina drzewo. Kiedy szłam przez miasto, słyszałam zewsząd warkot pił. Poczułam, że muszę zareagować, zwłaszcza że jestem kojarzona z działaniem na rzecz ekologii. Pojechaliśmy z mężem w miejsce wycinki na dużym terenie prywatnym przy ul. Malborskiej w Krakowie, idealnym pod zainwestowanie. Co innego czytać o tym w internecie, a co innego zobaczyć na żywo ścięte pnie, smutne pobojowisko.
I wtedy zrobiliście to słynne zdjęcie, na którym karmisz piersią syna?
C.M.:
Ignacy ma pół roku, karmię go co trzy godziny, jest to dla mnie naturalna czynność. Postanowiłam sfotografować się podczas karmienia na obciętym pniu. To był mocny przekaz: delikatny, subtelny obraz zestawiony z brutalnym wyrębem.
Nawiązywało to też do archetypu matki Polki i do wizerunków Madonn, które znamy z historii sztuki. Wrzuciłam zdjęcie i od razu udostępniło je kilkaset osób. Nie spodziewałam się takiego odzewu. Od tamtej pory zaczęłam się regularnie fotografować w miejscach wycinki.
Anna Grajewska: Przyjaźnię się z Cecylią i kiedy oglądałam te zdjęcia, stwierdziłam, że też chcę wziąć udział w takiej akcji. Że to się nie może odbyć bez odzewu ludzi niegodzących się na tę sytuację.

Skrzyknęłyśmy koleżanki, żeby zrobić grupowe zdjęcie w miejscu wycinki na wielkim terenie po ogródkach działkowych. Informację zamieściła też organizacja Obywatel Mama. Przyszło dziesięć mam. Usiadłyśmy wszystkie z dziećmi na ściętych pniach, a fotograf Tomasz Wiech, prywatnie mój partner, zrobił nam zdjęcie. W ciągu 48 godzin obejrzało je na Facebooku 250 tys. osób. Było udostępnione i komentowane tysiące razy. To uświadomiło nam, że jest więcej osób, które się z nami zgadzają, ale że istnieje też duża grupa ludzi, którzy się nie zgadzają.
I czym to argumentują?
A. G.: Prawem własności.
Spora część osób, które większość życia przeżyła w komunizmie, nie rozumie postulatów o dobru wspólnym. Kojarzą to z przymusem, powrotem do przeszłości. A przecież to nie jest tak, że na własnym terenie wszystko wolno.
Nie można niszczyć zabytków, które czasami stoją na terenie prywatnym. Musimy przestrzegać ciszy nocnej we własnym mieszkaniu oraz innych zasad i ograniczeń, które regulują nasze postępowanie na terenie naszej własności.
C.M.: Część osób bardzo skorzystała na tej ustawie. Wcześniej, żeby wyciąć drzewo, trzeba było pofatygować się do urzędu, zdobyć ekspertyzę od ornitologa, uiścić opłatę. Ustawa ministra Szyszki zlikwidowała jakiekolwiek mechanizmy ograniczające masowe wycinki.

Dlaczego wasza akcja chwyciła? Dużo innych osób też protestuje.
A.G.: W internecie krążyły zdjęcia z wyrębów, ale kiedy nagle w tych smutnych krajobrazach pojawili się ludzie, a zwłaszcza dzieci, bardzo to wszystkich poruszyło. Chodzi o gest: człowiek staje w miejscu zdegradowanej przyrody. To działa na emocje.

C.M.: Przekaz jest mocny i chwyta za serce. Czy taki krajobraz chcemy zostawić naszym dzieciom? Przecież za ich życia nowe drzewa nie wyrosną. Nasze pierwsze wspólne zdjęcie Matek Polek na wyrębie wydrukowałyśmy w dwóch egzemplarzach, oprawiłyśmy w ramy i przekazałyśmy wraz z gorącym apelem prezydentowi i pani premier, aby pomogli powstrzymać wycinkę.
Zareagowali?
C.M.: A skąd! Nie mamy złudzeń.
Na drugi dzień pani premier mówiła w telewizji o „rzekomych wycinkach” i „nagonce politycznej”. Ale Matki Polki na wyrębie to jest ruch oddolny i apolityczny! Są wśród nas osoby różnego wyznania, różnych zawodów i zwolennicy różnych partii politycznych.
Wkrótce na wyrębie zaczęły się fotografować „matki Polki” z innych miast.
A.G.: Po dwóch dniach nieznane nam dziewczyny z Białegostoku powtórzyły ten gest.

W Warszawie, gdzie do akcji włączyła się organizacja Miasto jest nasze, sfotografowało się 30 osób, matek, babć, córek i wnuczek.

W Poznaniu dziewczyny na wyrębie czytały „Sekretne życie drzew”. Kobiety z Olsztyna sfotografowały się na swoim osiedlu. Wózki, karmienie, przewijanie – to nie są okoliczności ułatwiające poruszanie się po miejscu wycinki. Z drugiej strony matki małych dzieci mają więcej czasu w ciągu dnia i często są na powietrzu, więc mogą monitorować sytuację i inwentaryzować wycinki.
Autor książki "Sekretne życie drzew" zasadził lipę w Warszawie
C.M.: Włączyły się też ruchy miejskie i przeróżne organizacje.

Pod Łodzią zdjęcia na wyrębie zrobiła sobie grupa młodzieży. Zgłosił się do mnie krakowski radny Grzegorz Finowski, żebym przyjechała się sfotografować przy wycince na jego osiedlu. Zrobiłam zdjęcie jemu i jego córce na obciętym pniu ich ulubionego drzewa. To był pierwszy ojciec Polak na wyrębie.
Powstała grupa Ojciec Polak sadzi drzewa.
C.M.: Zainicjował ją Michał Łuczak z Katowic. Tam w Giszowcu wycięto m.in. dwusetlenie dęby! Drwale zapędzili się i poza przygotowanymi drzewami na prywatnym terenie ścięli też stare drzewa należące do miasta. Michał i jego znajomi dostali zgodę od parku Śląskiego i z parkowym ogrodnikiem zasadzili nowe drzewa. To jest ważna inicjatywa, wspieramy ją, ale chcemy też podkreślić, że zasadzenie nowego drzewa nie rekompensuje wycięcia starego. Wiele drzew z różnych powodów nie wyrasta, np. wskutek zasolenia albo oddalenia od żyły wodnej.
A.G.:
Wiadomo, że stuletnie drzewo potrzebowało stu lat, żeby urosnąć. Dopiero kilkudziesięcioletnie drzewa zaczynają mieć wartość dla ekosystemu: przetwarzać dwutlenek węgla, zachowywać wodę w glebie, pochłaniać zanieczyszczenia.
Jakkolwiek górnolotnie to brzmi, otrzymaliśmy coś od poprzednich pokoleń, więc powinniśmy zostawić to dla pokoleń przyszłych. To jest podstawa, dzięki której świat może lepiej funkcjonować.
Czym jeszcze grozi wycinanie w miastach starych drzew?
C.M.: To przyśpiesza chaotyczną zabudowę bez planu.
Znikają przestrzenie, dzięki którym miasto może się przewietrzyć, co też utrudnia walkę ze smogiem. Drzewa są najlepszymi filtrami powietrza, chronią przed powodziami, przed upałami. Ważne jest to, żeby nie trzeba było jechać do Doliny Chochołowskiej albo na Teneryfę, żeby móc obcować z przyrodą, tylko mieć taką możliwość w pobliżu domu. Bez drzew krajobraz robi się smutny i zimny.
Piękna aleja ze starodrzewem też jest nam potrzebna do szczęśliwego życia.
Miasta powinny wykupywać tereny pod zieleń. Zdawano sobie z tego sprawę już sto lat temu, kiedy zaczęto w Krakowie zakładać duże parki, np. park Jordana czy Las Wolski.
A miasto było wtedy 10 razy mniejsze. Dziś tłoczymy się w tych parkach, zabudowa staje się coraz gęstsza, a drzew i zielonych miejsc ubywa w zastraszającym tempie.
A.G.: Kiedy ludzie wysyłali nam zdjęcia z wycinek, pisali w komentarzach: „to był dąb, na którym mój tata wieszał huśtawkę” albo „obok tej brzozy przechodziłam zawsze w drodze do szkoły”. Więc drzewa mają też wartość jako część naszej pamięci, kultury, życia codziennego. Dla wszystkich ludzi, a zwłaszcza dla dzieci, ważne jest obcowanie z naturą.
Wychowywanie się w przyrodzie daje możliwość swobodnej zabawy. Psychologowie podkreślają, że to jest właśnie podstawą rozwoju. Nie dodatkowe zajęcia, nie przedszkole z czterema językami, tylko samodzielne poruszanie się w przyrodzie według własnego dziecięcego klucza.
Budowanie szałasów, zabawa w chowanego w krzakach wzmacnia dzieci psychicznie, emocjonalnie. Ja tak spędziłam dzieciństwo i świetnie to wspominam. I chciałabym, żeby moje córki i ich przyjaciele też mieli tę okazję.
Na szczęście udało się poprawić ustawę ministra Szyszki i wprowadzić mechanizmy powstrzymujące masową wycinkę.
C.M.: Cieszę się, że Matki Polki na wyrębie być może dołożyły do tego cegiełkę. Ale nie możemy spoczywać na laurach. Pojawia się coraz więcej działań, które mają katastrofalne skutki dla przyrody. Trwa wycinka Puszczy Białowieskiej. Prezydent Duda ratyfikował konwencję włączającą polskie rzeki do systemu transportu śródlądowego w Europie, co przyczyni się do regulacji, zwężenia koryt i przecięcia zaporami Wisły, Odry, Warty i Bugu. Ponadto wciąż nie robi się nic, aby poprawić jakość powietrza. I tu dochodzimy do drugiej strony lex Szyszko. Po wycince w każdym gospodarstwie pod domem leży hałda mokrego drewna na opał, widziałam to choćby w Nowej Hucie. Bez problemu mogli wyciąć i jeszcze mają za darmo opał, którym będą zanieczyszczać powietrze. A my będziemy tym oddychać.