Beef? Zawsze. Ten Typ Mes mówi co jest grane zimą [FELIETON]
Czy chcesz zostać jurorem w konkursie Knajpa Roku? - zapytano mnie kilka dni temu. - Co miałbym robić? - Jeść za darmo i oceniać - odparto.
Jestem muzykiem i Polakiem. To dwa powody, dla których musiałem przytaknąć.
Hasło „darmowa szama” będzie mnie elektryzować do końca życia.
Polak kocha „za darmo”, w każdym razie Polak, który choćby liznął komuny. Nawet jak go stać – open bar przyciągnie magnetycznie. A taka gratka dla muzyka? No, to już w ogóle specjał.
W zawodzie muzykanta nie zaczyna się jeżdżenia w trasy z dietą pudełkową lub wegańskim obiadem ugotowanym noc wcześniej i zapakowanym w plastik. Z początku podróżuje się pociągiem, w którym nie ma WARS-u.
Kanapka z dworca bywa super. Ale trafiłem kiedyś i taką, która zostawiona nieopatrznie w torbie na trzy dni urodziła muchy. Cóż to, kanapka się rusza?! Owszem, rusza, gdyż to jama musza. Efektem tego trauma na resztę życia.
Nocleg też nie od razu oznaczał hotel, czasem nocowało się u organizatora wydarzenia. A tam obiad chwilę po przyjeździe. Obiad mamy tego gościa, więc nie można wybrzydzać, w okolicy żadnych sklepów, więc nocą na scenie już dopada głód.
Oczywiście hot dogi ze stacji przyszły później z odsieczą, ale to new school, te wszystkie batony z ziaren saren, napoje zero plus testosteron – to ostatnie lata. Moda, która w skali Polski trwa chwilę.
I tu pojawia się syndrom kompensacji; grałem trasę, zmachałem się na scenach jak mysz, napędzany byle czym o nierównych godzinach, to wrócę sobie do miasta i będę jadł i pił rzeczy pyszne!
Niesiony tymi motywami bujam się po warszawskich knajpach już parę dobrych lat.
Kompetencje do oceny mam głównie społeczne – czy w lokalu unosi się vibe zbyt wielu zbyt bogatych od pokoleń ludzi, którzy spojrzeniami zagęszczają powietrze? Czy personel ten vibe przejmuje i podkręca, czy rozkraja i luzuje?
Dekoracja – czy coś udaje, czy czymś się inspiruje? Innymi słowy, czy przyjemnie tam być. Oczywiście jedzenie w tych miejscach przygotowują prawdziwe asy, wśród nominacji w tegorocznym konkursie nie ma przypadków.
Swoją drogą; jak dziwny obrót przybrały sprawy, na których się znam (muzyka) w kontrze wobec branży, którą przyszło mi gościnnie oceniać (gastronomia).
Niegdyś zrobienie piosenki to był hardkor; zapis nutowy, orkiestracja, szukanie mecenasa, wystawianie tego „kawałka” z muzykami w jakiejś operze, scenografia, choreografia, stroje, peruki, opinia krytyka... Tyle zachodu dla popowej piosenki!
Prowadzenie restauracji, z drugiej mańki, było prostsze, jak mniemam. Brak sanepidu, kilkoro konkurentów, smaczna szama, atmosfera i gotowe.
Dziś album, który osiągnie niebywałe wyniki, można zrobić na laptopie, wypromować go klipem za sto dolarów i czekać na poklask i pieniądze. Trafić w swój czas, nie przemęczając się zbytnio. Dla odmiany – restauracja. Dziś? Konkurentów może mieć stu w jednej tylko dzielnicy! Jedzenie – może być niewiarygodnie smaczne, ale akurat niemodne. Wystrój – dopracowany w każdym detalu, od nazwy i jej czcionki, na ergonomii kranu w toilette skończywszy, a i tak ktoś przyczepi się do serwetek.
Krytykiem jest dziś każdy, kto po zalogowaniu w odpowiednim miejscu zacznie rzucać gwiazdki. Jakże ryzykowne gwiazdki, oceny i komentarze od narodu, który „uczy się jeść” od ledwie paru lat i w ogóle nie za często je poza domem.
Zatem z tego miejsca pragnę wyrazić podziw dla wszystkich nominowanych . Dla kucharzy i dziewczyn w szatniach, dla menedżerów, kelnerów, barmanów, sommelierów i szarej eminencji z zaplecza. Widzę, jak ciężko harują, by móc nakarmić gości. Wiem, że godziny ich pracy niemal nigdy się nie kończą, a im lepsza restauracja, tym trudniej i tym większą mają tabakę na co dzień. Wysilają wyobraźnię, by w tak nudnego zawodnika jak por tchnąć życie, odmalowując paletę smaków. By w małe pierożkowate kulki wystrzelać cały magazynek różnych nadzień, choć to przecież tylko jedzenie na jeden kęs. Raz zachwycił mnie smak deseru, innym razem relacja wina z daniem. Bez obaw, przed głosowaniem zajrzę do notatek.
Każde z nominowanych miejsc mnie ujęło i zaraziło entuzjazmem i za rok pewnie napiszę to samo, jeśli dostanę taką szansę.
Bo ludzi, którzy się starają i gnają na pełnych obrotach trzy doby, chcę doceniać i hołubić w tych nagradzających impulsywność i przypadek czasach. Bo jechać, to mógłbym niedbale nagrany na laptopie album o niczym, ale nie pracę sztywnych warszawskich gastronomicznych ekip, u których wszystko MUSI się zgadzać, bo inaczej rozpadnie się w rękach i nie będzie lajków za fajny refren. Takim to już tymczasowym recenzentem kulinarnym jestem. Bite me. Odwiedźcie każdą z Knajp Roku, naprawdę warto. Smacznego i do zobaczenia za trzy tygodnie!
*Ten Typ Mes – raper, tekściarz, producent muzyczny, współzałożyciel Alkopoligamii. Niedawno wydał nową płytę.