Zdjęcia Wojciecha Plewińskiego, które zatrzymały czas [GALERIA]
Fotoreportaże z powojennej Polski, zdjęcia z włoskiej ulicy, z warszawskiego konkursu bolidów-samoróbek w 1957 r. i oczywiście portrety dziewcząt z okładek ?Przekroju? - zobacz wirtualną wystawę prac Wojciecha Plewińskiego i przyjdź w piątek na spotkanie z fotografem.

Wojciech Plewiński zaczął robić zdjęcia w latach 50. XX w. i nadal jest aktywnym fotografem. Część jego ogromnego archiwum od piątku można oglądać na platformie internetowej wojciechplewinski.com , stworzonej przez krakowską Fundację Sztuk Wizualnych.

Znajdziemy tu ponad dwa tysiące zdjęć pochodzących z 60-letniego dorobku fotografa. Częścią platformy jest wirtualna galeria prezentująca trzynaście cykli z lat 1957–2003, wybranych przez kuratora internetowej wystawy, Wojciecha Nowickiego, pisarza, dziennikarza i autora esejów poświęconych fotografii.

Wojciech Plewiński zapisał się w popkulturze jako autor portretów dziewcząt na okładkach „Przekroju” oraz zdjęć dokumentujących polskie życie teatralne. Zależało mi na pokazaniu zdjęć, z którymi jest rzadziej kojarzony – mówi Wojciech Nowicki. – Był znakomitym fotoreporterem, autorem cykli, także i tych o bardziej intymnym, niemal prywatnym charakterze. W tych zdjęciach zapisał się duch epoki.

Na wystawie internetowej zobaczymy m.in. zapis długiej podróży do Włoch w 1957 r. i do Francji w latach 60., ale także cykl dokumentujący krakowskie sklepiki, tzw. prywatną inicjatywę. Jest też seria „Starzy ludzie”, która rozpoczęła się, kiedy Plewiński poczuł, że męczy go fotografowanie ładnych dziewcząt i zaczął odwiedzać z aparatem krakowski dom starców przy ul. Helclów. Są zdjęcia z warszawskiego konkursu SAM-ów – mechanicznych samoróbek: samochodów, motocykli, przyczep, rowerów, który odbywał się przed Pałacem Kultury.

– Ludzie w swoich szopach i garażach klepali bolidy, które miały przypominać te widziane w filmach czy w prasie. Na zakończenie imprezy pojazdy jeździły ulicami Warszawy – opowiada kurator.
Bardzo ciekawy jest też cykl „Ziemie Zachodnie”, powstały na zamówienie „Tygodnika Powszechnego”, który miał pokazać, jak wyglądają te nowe ziemie. To była podróż wzdłuż zachodniej granicy przez morze ruin, bo odbudowa nie przebiegała tu tak szybko jak w Warszawie. Plewiński udokumentował to, co zobaczył, prowincję, rozwałkę, biedę. Na fotografiach widać odmienną niż w reszcie kraju architekturę, poniemieckie budynki, wszystko po kimś.

Poszczególnym cyklom towarzyszą teksty Wojciecha Nowickiego i komentarze audio samego fotografa, w których opowiada o okolicznościach powstania zdjęć.

Możemy też zobaczyć portrety z okładek „Przekroju”, a także krótki film, w którym Wojciech Plewiński mówi o swojej karierze.

ROZMOWA Z WOJCIECHEM PLEWIŃSKIM,
fotografem
MAGDALENA DUBROWSKA: Skończył pan architekturę. Jak to się stało, że został pan fotografem?
WOJCIECH PLEWIŃSKI: Architekt w tych czasach to był człowiek, który siedział w biurach projektów mieszkaniowych, przemysłowych czy rolniczych. To były duże pracownie, dla mnie niezbyt interesujące. Na szczęście zaczynałem w pracowni konserwacji zabytków, więc jeździliśmy dużo w teren, prowadziliśmy inwentaryzacje różnych obiektów, cerkwi łemkowskich, pałaców. Wtedy zaczęła mi się przydawać fotografia, dokumentowałem budynki z różnych stron. Raz w czasie urlopu na Mazurach zrobiłem pożyczoną leicą dwa filmy. Zdjęcia zajęły pierwsze miejsce w fotograficznym konkursie Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego. To mnie zachęciło, żeby na poważnie zająć się fotografią.
A kiedy się zaczęła przygoda z „Przekrojem”?
– W 1956 r. dzięki projektantce Barbarze Hoff, która zaprowadziła mnie do pierwszego szefa „Przekroju” Mariana Eilego.
Przyniosłem zestaw zdjęć: reporterskich, studyjnych. Eile coś tam pooglądał, pomruczał. Myślę sobie: nic z tego. Żegnam się, wychodzę. Kiedy już miałem rękę na klamce, on nagle woła, żebym poszedł jeszcze wyrobić legitymację. I tak zostałem w „Przekroju” na czterdzieści parę lat.
Zrobił pan ponad 500 portretów na okładki!
– Robiłem wszystko, także zdjęcia reporterskie i portrety do wywiadów.
Na samym początku okładki były zmorą, bo nie było agencji modelek. Traciłem mnóstwo czasu na wyszukiwanie dziewczyn, ubranie ich, najczęściej w ciuchy żony, malowanie. To była siermiężna praca.
Co teraz fotografuje pan najchętniej?
– Zawsze mam przy sobie aparat, nieduży, ale sprawny. Idąc czy jadąc, sporządzam takie fotograficzne notatki, to mnie bawi. Nazywam ten cykl „Z drogi”. Ale głównie zajmuję się teraz tzw. drugim życiem, czyli skanowaniem klisz z mojego archiwum. Dzięki temu mogę jeszcze raz przeżyć dawne sytuacje, przypominam sobie ludzi, pogodę, miejsca. To bardzo wciągające, utrzymuje mnie w formie.
POD PATRONATEM CO JEST GRANE 24
Spotkanie z Wojciechem Plewińskim i premiera platformy wojciechplewinski.com odbędą się w piątek o godz. 19 w Marzycielach i Rzemieślnikach, ul. Bracka 25, III piętro. Prowadzenie Aga Kozak. Wstęp wolny.