Lech Majewski: Europa w najlepsze ucztuje, nie bacząc na dziejącą się tuż obok zbrodnię
- To niesamowity obraz, pełen tajemnic, a jego twórca wart jest poznania - mówi o panoramie Strobla Lech Majewski, reżyser i autor pracy wideo prezentowanej na wystawie "Wrocławska Europa"
Wystawę można oglądać w Muzeum Narodowym we Wrocławiu od 20 września do 31 grudnia. O zagadkowej postaci Bartholomeusa Strobla przeczytasz tutaj

Agata Saraczyńska: Najpierw „Młyn i krzyż” według „Drogi krzyżowej” Bruegla z Kunsthistorisches Museum w Wiedniu, potem „Ogród rozkoszy” Hieronima Boscha z Prado. Teraz stamtąd „Uczta u Heroda i ścięcie Jana Chrzciciela”. Jak pan dotarł do Strobla?
Lech Majewski
Nietrudno go zobaczyć, bo jego płótno jest olbrzymie, choć przyznam, nie kojarzyłem go ze Śląskiem, tak jak zresztą i tysiące innych osób odwiedzających muzeum. Obraz wisi w hallu prowadzącym do galerii, vis-a-vis wyjścia z trzech wind, więc po prostu wchodzi się na niego.
W pewnym sensie jest skazany na bycie dekoracją ściany, choć zasługuje na pełnoprawną ekspozycję. To niesamowity obraz, pełen tajemnic, a jego twórca wart jest poznania.
Strobel zainteresował pana z powodu talentu malarskiego, pełnej erudycji alegoryki czy skomplikowanych dziejów życia?
– Nie była mi znana wcześniej jego postać i biografia. Zostałem zaproszony do udziału w przedsięwzięciu ukazującym jego malarstwo przez Piotra Oszczanowskiego, dyrektora wrocławskiego muzeum, podczas mojego pobytu we Wrocławiu w czasie kręcenia filmu „Dolina bogów”. Estetycznie rzecz biorąc, dzieło Strobla to trochę groch z kapustą – manieryzm, a jednak z cechami ekspresji barokowej. Są tu ewidentnie przedstawienia portretowe, jak i cała masa szczegółów, ikonograficznych zagadek i tropów. Niektóre partie są namalowane z wielką precyzją, inne mniej dokładnie, wręcz niedokończone.
Młyn i krzyż” oraz wideoart „Uczta u Heroda podług Strobla” to zupełnie inne idee
Prawdopodobnie każda postać z obrazu miała swój odpowiednik w rzeczywistości, była wizerunkiem osoby żyjącej w tym samym czasie, co malarz – konkretnym królem, księciem, biskupem. Czy o tym będzie pana film?
– To nie film, ale wideo-art, czyli zupełnie inny rodzaj sztuki. Nad „Młynem i krzyżem” pracowałem cztery lata, tu od koncepcji do realizacji upłynęło kilka miesięcy.
Obraz Bruegla stał się podstawą pana fabuły, a czy „Uczta u Heroda” wraz z korowodem siedemnastowiecznych Bardzo Ważnych Osób, była dobrą podstawą do napisania scenariusza?
– „Młyn i krzyż” oraz wideo-art „Uczta u Heroda podług Strobla” to zupełnie inne idee. Istotą filmu o Drodze Krzyżowej Bruegla jest wejście w jego świat, u Strobla chodziło mi raczej o przekład obrazu na współczesność. Nie można tego porównywać. Co do treści nie chcę zbyt wiele zdradzać, bo zniknąłby niezbędny efekt zaskoczenia.
Miał pan możliwość dokładnego przyjrzenia się „Uczcie u Heroda”, która, niestety, nie przyjedzie do Wrocławia. W pewnym sensie zobaczymy ją na wystawie pana oczami. Jaki to obraz?
– Zostałem zaproszony przez dyrekcję Prado do wygłoszenia odczytu podczas sesji towarzyszącej wielkiej ekspozycji z okazji 500. rocznicy śmierci Hieronima Boscha. I dzięki mówieniu o inspiracji jego „Ogrodem rozkoszy” mogłem dokładnie przyjrzeć się olbrzymiemu, bo liczącemu ponad 9,5 metra długości i niemal trzy metry wysokości, płótnu Strobla. Nie ma od niego wystarczającego odejścia, nie wszystkie wątki były dla mnie czytelne, ale jestem pod wrażeniem jego malarstwa.
Co pan zobaczył i co pan chce pokazać?
Tak jak i obraz moja praca będzie utworem pełnym ukrytych metafor, alegorii i symboli. Pod ich warstwą starałem się ukryć istotę przekazu, bowiem uważam, że skuteczniejsze i bardziej wyraziste od szokowania widza jest budowanie skojarzeń.
Nie krzyk, ale sugestia, która może pomóc w rozszyfrowaniu znaczeń.
Kiedy dokładnie przyjrzałem się obrazowi Bartholomeusa Strobla, zauważyłam zaskakującą prawidłowość – artysta namalował przepych uczty, wspaniałe stroje, rozmowy i umizgi, ale zasadnicza scena – obcięta głowa Jana Chrzciciela ułożona na misie, umieszczona w kompozycyjnym środku – wcale nie jest centrum dramaturgicznym tej opowieści. Na rozgrywający się dramat zwracają uwagę nieliczni, a właściwie tylko jedna kobieta i odziany w orientalny strój władca – wezyr, szach?
– Trafiła pani w sedno – to właśnie Herod, który odchyla się do tyłu, widząc ociekającą krwią głowę. To figura Orientu, który z przerażeniem patrzy na ówczesną Europę, w najlepsze ucztującą i bawiącą się. Nie bacząc na dziejącą się tuż obok zbrodnię.