Wolny artysta i książę Kościoła. Co ich łączyło? Dowiesz się na wystawie w Muzeum Narodowym we Wrocławiu
Nazwisko Strobel jest dziś znane nielicznym, za to o rodzie Wazów słyszeliśmy wielokrotnie. Co łączyło protestanckiego malarza i katolickiego biskupa? Odpowiedzi na te pytania ma przynieść wystawa "Wrocławska Europa".
Pierwsze skojarzenie może okazać się mylne, choć rzeczywiście fakt sprawowania przez Wrocław roli Europejskiej Stolicy Kultury 2016 przyczynił się do powstania ekspozycji. Polecamy najciekawsze nowe miejsca i wydarzenia we Wrocławiu
Tytuł wystawy, jak i jej temat, przenoszą nas jednak do XVII-wiecznej Europy oraz ważnego miejsca na jej mapie – Wrocławia.
MISTRZ MIĘDZY EPOKAMI
Będzie to pierwsza prezentacja mało znanych, choć podziwianych arcydzieł Bartholomeusa Strobla, a wraz z nimi przypomniana zostanie postać biskupa Karola Ferdynanda Wazy – brata króla Władysława IV, siostrzeńca cesarza Ferdynanda II Habsburga, wnuka króla Szwecji Jana III Wazy.
Postać Strobla jest zagadkowa. Urodził się w Breslau w 1591 roku, a zmarł nie wiadomo kiedy i gdzie, choć jak wskazują monografiści, zapewne po 1647 roku. Może w Toruniu, a może, jak niektórzy twierdzą, wrócił na Śląsk.
Talent odziedziczył wraz z wiedzą od ojca, mistrza cechu malarskiego, oraz od matki pochodzącej z rodziny malarzy. Mimo tych atutów nie walczył o zdobycie uprawnień zezwalających na wykonywanie zawodu malarza. Odbył czeladnicze studia i wędrówkę, ale umiejętności i warsztat wykorzystał do uderzenia wyżej. Został malarzem cesarskim. Zaskarbił sobie też względy możnych protektorów i działał jako wolny artysta, poza cechem. Malował pięknie, z manierystycznym wdziękiem, który podpatrzył na dworze habsburskim, w Pradze i Wiedniu.

W rodzinnym mieście obracał się w kręgu elity intelektualnej, był luteraninem, cenionym jako malarz i erudyta, przyjaźnił się z wybitnym poetą Martinem Opitzem, portretował dostojników.
– Był otoczony sławą i przywilejami – przekonuje Ewa Houszka, kuratorka ekspozycji. – Tytułował się malarzem nadwornym biskupa wrocławskiego oraz habsburskich cesarzy, a o jego talencie z uznaniem wypowiadali się polski król oraz saski książę.
Obdarzony był szacunkiem i zaufaniem zarówno katolików, jak i luteranów.
Z tego czasu między późnym manieryzmem a barokiem pozostało zaledwie kilka, ale dobrych dzieł. To one świadczą, że kiedy jako 40-latek emigrował ze Śląska, był już artystą w pełni ukształtowanym.

EMIGRANT ZA CHLEBEM
Piotr Oszczanowski, dyrektor Muzeum: – Prawdopodobnie w 1634 r. opuścił Wrocław. Wojna trzydziestoletnia, jeden z najokrutniejszych europejskich konfliktów zbrojnych, wyznacza koniec pewnej epoki. Ideały, jakie niósł z sobą renesans, wiara w potęgę wiedzy i ludzkich możliwości, została brutalnie przerwana. Pożoga, rabunki, bieda oraz śmierć dotknęły i doświadczyły pokaźną część naszego kontynentu. Cyceron mawiał, że „gdy grzmią działa, to milczą muzy”. Stąd też jest dla nas zagadką, że to właśnie we Wrocławiu, w oku cyklonu, w okresie, kiedy rzeczywiście słychać było wokół szczęk oręża, a mieszkańcy z trwogą patrzyli na stan fortyfikacji strzegących bezpieczeństwa stolicy Śląska, odnajdujemy niezwykłe dowody rozkwitu sztuk wszelakich, w tym literatury, muzyki i plastyki.
Strobel wyemigrował do Rzeczypospolitej, do Prus Królewskich. – Tam pracował na zlecenie katolickich duchownych – mówi Ewa Houszka. – Udało mu się stworzyć własny typ wyobrażeń maryjnych i hagiograficznych, uznawanych niekiedy za zbyt świeckie. Najznakomitszymi realizacjami artysty były malowidła ołtarzowe dla Fromborka, Włocławka i Pelplina. To one uczyniły go jednym z czołowych malarzy czasów kontrreformacji, wybitną indywidualnością w sztuce polskiej pierwszej połowy XVII wieku, twórcą zaangażowanym w rozpowszechnienie nowej ikonografii, ale też nowego przesłania Kościoła – tłumaczy kuratorka.
Sławę przyniosły mu portrety naszej szlachty i magnaterii. Zdaniem Ewy Houszki nikt tak jak on nie potrafił oddać niezwykłego uroku fizjonomii dumnych arystokratów: – Tak sugestywnie uwieczniać podobizn naszych sarmatów oraz mieszczan Torunia, Elbląga czy też Gdańska. Także rysunki, jakie po sobie pozostawił, a sprowadzamy je nawet z Oksfordu, do dziś urzekają nas swoją erudycją i niezwykłą formą plastyczną – przekonuje Ewa Houszka.

KRÓLEWICZ, KSIĄŻĘ KOŚCIOŁA
Z tego okresu pochodzą niezwykle wymowne portrety – w tym także przypisywany mu konterfekt polskiego króla Władysława IV, który był bratem drugiego bohatera wrocławskiej prezentacji – polskiego królewicza Karola Ferdynanda Wazy.
Czwarty syn Zygmunta III Wazy jako dwunastolatek, mimo braku święceń kapłańskich, ale z poparciem cesarza został biskupem wrocławskim. Po śmierci matki w 1631 r. z bratem Janem Kazimierzem odziedziczył Państwo Żywieckie. I choć nie są mu przypisywane ambicje do zdobywania urzędów świeckich, to zgłosił swoją kandydaturę do polskiego tronu po śmierci Władysława IV. Królem został Jan Kazimierz, a on dalej gromadził zaszczyty kościelne. Realizował się przy tym jako mecenas sztuki. Jego fundacje i darowizny, zwłaszcza kosztowne przedmioty rzemiosła artystycznego, trafiły do polskich kościołów w Warszawie, Płocku, Nysie i Wilnie. Natomiast drogocenna rubinowa sukienka z klejnotami z wazowskiej fundacji od wieków służy do odziewania Czarnej Madonny z jasnogórskiego ołtarza.
Będzie ją można oglądać na wrocławskiej wystawie wraz z innymi przykładami złotnictwa, wiązanymi z Karolem Ferdynandem.
NA OCZACH EUROPY
Jednak szczególnym pretekstem do przypomnienia we Wrocławiu twórczości Bartholomeusa Strobla był jego najokazalszy i niezwykle tajemniczy obraz – „Uczta u Heroda i ścięcie św. Jana Chrzciciela” przechowywany dzisiaj w Muzeum Prado w Madrycie.
– To imponująca pod względem ideowym i artystycznym alegoryczna panorama, w której odnaleźć można liczne aluzje konfesyjne i polityczne do sytuacji panującej wówczas w Europie – mówi dyrektor Oszczanowski. – Olbrzymi obraz będzie z nami wirtualnie, dzięki wideo-artowi Lecha Majewskiego. Pozostaje zagadką, na czyje zlecenie alegoria upadku Europy została namalowana i jaką dokładnie drogę przebyło płótno, by zawisnąć w hiszpańskim muzeum. Specjaliści toczą spory, kto został na nim przedstawiony, i jakie sugestie ukrył malarz w rozbudowanej alegorii. Ufundował go może król Władysław IV, a może kto inny?
Nie można mieć jednak wątpliwości, że Strobel krytycznie oceniał władców ówczesnego świata. Nadając Janowi Chrzcicielowi rysy twarzy przegranego przywódcy śląskich protestantów – księcia brzeskiego Jana Christiana – a biblijnym postaciom biesiadującym u Heroda podobizny władców Europy, na wieki pozostawił swoje artystyczne świadectwo. Swój malarski hołd dla utraconej ojczyzny.
Wystawa „Wrocławska Europa” 20 września - 31 grudnia. Muzeum Narodowe we Wrocławiu