Cieszanów Rock Festival. Kazik w muzycznym triathlonie. Zastrzyk pasji w trudnych czasach
Dla Kazika Staszewskiego tegoroczny Cieszanów Rock Festival będzie prawdziwym triathlonem z niespodzianką w bonusie. Artysta wystąpi z Kultem, kwartetem ProForma, KNŻ-etem oraz gościnnie z El Dupą.
Festiwal w Cieszanowie szybko i zgrabnie umościł się na polskiej scenie muzycznej. Trafił w gusta fanów rocka i alternatywy, programem złożonym z klasyków gatunku i nowicjuszy, ale też i prostą formułą – wybrany artysta występuje z trzema specjalnymi koncertami. Tym razem w roli głównej Kazik Staszewski.
Rozmowa z Kazikiem Staszewskim
Łukasz Kamiński: Znany jesteś z tego, że grasz długie koncerty. Teraz jednak czeka cię ciekawe wyzwanie, przez trzy dni wystąpisz trzy razy, z trzema różnymi grupami. Brałeś kiedyś udział w takim triatlonie?

Kazik Staszewski: Zdarzało mi się. Były czasy, kiedy brałem udział w pięciu projektach naraz, jestem więc przekonany, że takie maratony już grałem. Niedawno w telewizji pokazany był mój koncert w Łęgu z 1997 roku. Wtedy jednego dnia zagrałem cztery koncerty, jeden z nowym materiałem KNŻ-etu, jeden ze starymi numerami, jeden z Kultem z płytą „Muj wydafca”, i jeden ze starymi kawałkami Kultu. To były cztery godziny grania. Później starałem się unikać już tak długich występów. Teraz gram maksymalnie jeden koncert dziennie, żeby nie tracić na jakości.
Taką wisienką na torcie w Cieszanowie będzie twój występ z El Dupą.
– Oni planują zaprosić mnie do udziału w śmiesznym performansie, którego szczegółów rzecz jasna nie mogę zdradzić. Ich pomysł mi się spodobał, powiem tylko, że będzie to dość niekonwencjonalny występ.
Czym różni się emocjonalnie i fizycznie granie z trzema różnymi zespołami?
– To są zupełnie inne światy muzyczne. Wiem, że jestem estradowym wygą, właściwie nic nie powinno mnie ruszać. Ale przyznam się, że trochę się denerwuję. Dwa z trzech koncertów są inne, specjalne.
Zawsze jestem wystraszony, gdy mam grać coś nowego. Paradoksalnie najłatwiejszym wyzwaniem będzie KNŻ, to będzie nasz jedyny koncert w tym roku, i przy okazji ostatni w ogóle. Zagramy materiał przekrojowy z naszych studyjnych płyt.
To czym się tak denerwujesz?
– Występem z Kultem. Jeszcze nigdy wcześniej nie graliśmy koncertu ze wszystkimi piosenkami z obu płyt „Tata Kazika”. Stresuje mnie też występ z ProFormą.
Z nimi zagrasz nowe piosenki swojego taty, niedawno odnalezione.
– Tak.
Do niedawna sądziłem, że wszystko, co zostało po moim tacie, to to, co znalazło się na dwóch płytach oraz kilka dodatkowych tekstów. Tymczasem wraz z Przemkiem Lembiczem odkryliśmy około 75 nowych wierszy!
Wymagają jednak obrobienia.
Dlaczego nagrywasz je z kwartetem ProForma, a nie z Kultem?
– Bo widzę, czuję w ProFormie pasję. Kult się nieco już zblazował, trudno nas czymś do białości rozpalić (śmiech). To spore wyzwanie, bo musimy je od początku zaaranżować, znaleźć odpowiednią stylizację, pasującą do tego, jak grał tata.
Ile nowych kawałków zagracie w Cieszanowie?
– Na razie mamy przygotowane cztery, więcej nie zdążymy już zrobić. To będzie premiera.
A jak z tych kilkudziesięciu wybraliście akurat te cztery?
– Z ProFormą jest o tyle śmiesznie, że wszystko podlega dyskusji. Każdy z muzyków wybrał te wiersze, które podobały mu się najbardziej, ułożyliśmy tabelę i metodą eliminacji, prób wyłoniły się te cztery właśnie. Ten rodzaj pracy to dla mnie trochę wycieczka sentymentalna, przypominają mi się wczesne lata Kultu.
Teraz już tak nie dyskutujecie?
– Staliśmy się bardziej profesjonalni, ale też i bardziej cyniczni. Nad niektórymi rzeczami już po prostu nie dyskutujemy. To różni kapelę, która ma lat trzydzieści, od młodszych kolegów (śmiech).
Wyruszając na trasę z Kultem, mamy wszystko zaplanowane – o której wyjeżdżamy, o której gramy próbę, o której jest koncert, o której odpoczywamy. W ProFormie nie ma czegoś takiego jak odpoczynek, bo po co marnować czas, kiedy można go wykorzystać na wiele różnych sposobów.
Podobnie jest z układaniem piosenek na koncert. Mnie to już tak bardzo nie podnieca, tymczasem w ProFormie wybór kompozycji wywołuje burzę mózgów z całym bagażem emocji i ekspresji. I to jest niesłychanie miłe, piękne. Bardzo lubię tak raz na dekadę współpracować z młodszą ekipą. Wtedy się odświeżam.
Taki zastrzyk z ducha rock’n’rolla?
– Z pasji. Młode kapele działają z siłą czystej energii, chęci doświadczania, poznawania.
Kiedy z twojego punktu widzenia wytraca się tę energię?
– To nie dzieje się nagle, konkretnego dnia. Ale nie zrozum mnie źle, ja żyję w absolutnym przekonaniu, że to, co robię, to najprzyjemniejsze zajęcie na świecie. Lekkie, łatwe, przyjemne i dobrze płatne.
Czy przysłuchując się młodym artystom, rozmawiając z nimi, odnajdujesz tego samego ducha, ten sam ogień, który kierował tobą, gdy zaczynałeś grać?
– Na samym początku po prostu chcieliśmy grać. To miała być krótka, młodzieńcza przygoda. Nic więcej. Nigdy nie sądziłem, że wciąż będę grał, gdy skończę trzydzieści lat. I chyba podobne intencje przyświecają młodym ludziom dziś. Wszystko się powtarza. Jeśli coś się zmieniło, to dostępność i dystrybucja samej muzyki. Jest jej tyle, że nie sądzę, żeby ktokolwiek w Polsce ogarniał, co się dzieje.
Teraz jest łatwiej, bo za miesięczną pensję można kupić średniej klasy gitarę. Ale jest też i trudniej, bo w naszych czasach zespołów było o wiele mniej, szybciej rodziły się legendy. Moja żona grała kiedyś w kapeli Bikini. Dziś przepadłaby, nie zaistniała. Kult też pewnie w dzisiejszych czasach nie miałby szans.
Poza tym współczesne zespoły zaczynają z poziomu, do którego my dochodziliśmy wiele lat.
Wróćmy na chwilę do KNŻ-etu. Kończysz działalność tego zespołu w niesłychanie ciekawych czasach. Może się mylę, ale wydaje mi się, że ludzie są bardzo ciekawi komentarza do otaczającej nas rzeczywistości, że szukają punktu odniesienia.
– Nigdy nie dzieliłem jakoś piosenek na Kult czy KNŻ. Cały czas jestem Kazikiem Staszewskim, tylko przygrywa mi inna orkiestra. I jeżeli będę miał potrzebę skomentowania czegoś, skrytykowania, to zrobię. Choć przyznaję, że w obecnej sytuacji jestem dość mocno zagubiony, czuję się sporym ignorantem.
Jeśli coś mnie naprawdę martwi, to pęknięcie, które przebiega przez Polskę. Jest tak dojmujące, że każda rozmowa w pewnym momencie schodzi na tematy polityczne. To jest męczące. Jak również to, że wymaga się od nas opowiedzenia po którejś ze stron.
Nie chcesz się określić?
– Swój stosunek do klasy politycznej wyraziłem już wiele lat temu. Uważam, że param się zajęciem, które tworzy rzeczy o wiele bardziej wzniosłe i wartościowe, celowo używam tych określeń, niż doraźne przepychanki różnych opcji politycznych.
Nie sądzisz, że właśnie rolą artystów jest budowanie mostu między tym podziałem?
– Na krótką metę możemy mieć taką siłę sprawczą. Podobnie zresztą jak kadra Adama Nawałki, która na chwilę wyłączyła podziały. Długoterminowo jednak nie mamy takiej siły.
Z KNŻ-etem śpiewałeś też o Andrzeju Gołocie. Widzisz dziś takiego bohatera masowej wyobraźni?
– Fascynacja Gołotą to była pełna schiza z mojej strony. Dostarczył mi taką furę emocji sportowych, że zasłużył na piosenkę. Obdarzony charyzmą był, obok Lecha Wałęsy i Jana Pawła II, najbardziej rozpoznawalnym Polakiem na świecie. Dziś nie ma takiej osoby. Chyba że Robert Lewandowski... jeśli za dwa lata poprowadzi drużynę do mistrzostwa świata.
CIESZANÓW ROCK FESTIWAL
19-21 sierpnia
W programie też m.in. Vader, 1125, Marky Ramone, Zacier, Luxtorpeda, Włochaty, El Dupa, Tymon & The Transistors, a wśród zagranicznych gości: metalowcy ze Szwajcarii – Eluveitie i Finntroll z Finlandii.
Karnety: 150 zł (plus 40 zł, jeśli ktoś chciałby skorzystać z pola namiotowego), bilety: 80 zł.