OFF Festival 2016. Lars Horntveth z Jaga Jazzist: Lubię śpiewać Sinatrę
Na OFF Festivalu 2016 właśnie, gdzie usłyszeć można artystów, których bez jazzu by nie było, ale którzy ze swoją muzyką wychodzą daleko poza najszersze nawet ramy gatunkowe czy stylistyczne. Tak właśnie robi norweski ansambl Jaga Jazzist, który wystąpi drugiego dnia festiwalu, 6 sierpnia na Electronic Beats Stage.
W Katowicach trwa OFF Festival - jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych w Polsce. Kto gra na OFF Festivalu - czytaj tutaj
Relacja korepsondentów CJG24 z pierwszego dnia, w czasie którego zagrali m.in. Clutch, Sleaford Mods, Minor Victories - tutaj
10 koncertów, które polecamy na festiwalu
Na OFF-ie nie ma ani jednego zespołu, który byłby czysto jazzowy, ale OFF to w ogóle festiwal, na którym raczej nie odnajdują się stylistyczni puryści, fanatycy gatunkowych kanonów. Norweski Jaga Jazzist jest tego doskonałym przykładem. To grupa, która od 20 lat nie przestaje zadziwiać fanów i krytyków, może nie na jakąś masową skalę, ale w świecie alternatywnym na pewno. Kiedy zaczynali, nazwali się Fucking Jazz Musicians - zabawnie, zmyłkowo.
Wykorzystując potężny arsenał instrumentów, od trąbek, przez gitary, flety, tuby, perkusjonalia, po klawisze i elektronikę, tworzą piękne pejzaże muzyczne - z aranżacjami godnymi wielkich kompozytorów jazzowych, z hipnotyzującą siłą właściwą specom od muzyki tanecznej i psychodelicznym klimatem rockowych kapel lat 70.
Równocześnie brzmienie Jagi bywa też niesłychanie ilustracyjne, filmowe wręcz.
Ale Jaga Jazzist to niejedyni artyści na festiwalu, przez których muzykę prześwieca, czasem delikatnie, jak słoneczny refleks, czasem wyraźniej - jazz.
W sobotę, na Scenie Trójki usłyszeć będzie można SBB, legendę polskiego rocka, ze spół, który ponad pół wieku konsekwentnie i zgodnie z nazwą Szuka, Burzy i Buduje. A szuka wszędzie w rocku, jazzie, alternatywnie, muzyce klasycznej, popie, co doskonale słychać na płycie „Wojna światów”, którą SBB po 40 latach zagrają na OFF-ie.
Z jazzu czerpią też wybitny nigeryjski saksofonista i londyńska funkowa grupa Orlando Julius & The Heliocentrics.
Daleko od epicentrum jazzu, ale gdzieś w jego zasięgu, jest też artysta, którego będzie można usłyszeć ostatniego dnia festiwalu, w niedzielę, na Scenie Eksperymentalnej. William Basinki to poszukiwacz, eksperymentator, którego twórczość od lat jest punktem odniesienia, zaczepienia i inspiracji dla pokolenia młodych muzyków sceny awangardowej i alternatywnej. Urodzony pod koniec lat 60. w Teksasie Basinski z wykształcenia jest kompozytorem, klarnecistą i saksofonistą. Przysłuchując się wielkim mistrzom Steve'owi Reichowi i Brianowi Eno, sam odnalazł własną ścieżkę, kosmos muzyczny - zafascynowany ulotnością i możliwościami taśmy magnetofonowej zaczął tworzyć niesamowite kolaże dźwiękowe. Mniej eksperymentalnie, ale zdecydowanie bardziej zmysłowo będzie na Scenie Trójki podczas koncertu Thundercata.
ROZMOWA Z LARSEM HORNTVETHEM, saksofonistą, perkusistą, gitarzystą, kompozytorem i szefem muzycznym Jaga Jazzist

WCIĄŻ UCZYMY SIĘ GRAĆ NA NOWYCH INSTRUMENTACH
Łukasz Kamiński: „Muzyka jak fiesta na fiordach!”. Albo „muzyka Jaga Jazzist to Aphex Twin wepchnięty w tyłek Charlesa Mingusa”. Pamiętam, że uwielbiałem czytać recenzje waszych płyt w czasach, kiedy krytycy łamali sobie głowy i pióra, by was jakoś dookreślić. Jakie było najdziwniejsze określenie, na które trafiłeś?
Lars Horntveth: No, to z Mingusem niełatwo przebić, o czym świadczy choćby to, że dziś, po 15 latach, ludzie wciąż je pamiętają. Mimo swojej dziwności to określenie było dość trafne, w końcu próbowaliśmy znaleźć brzmienie, które ciekawie by łączyło nowoczesną elektronikę spod znaku Aphex Twina z jazzem Mingusa czy Gila Evansa.
W jednym z wywiadów wspominałeś, jak bardzo ważny był dla was album Jona Balke „Nonsentration”.
- To jedna z płyt, która była natchnieniem, kiedy zaczynaliśmy w połowie lat 90., która wpłynęła na nasze brzmienie. Co jakiś czas do niej wracam, jestem wielkim fanem Jona Balke, jednego z najbardziej oryginalnych współczesnych pianistów i kompozytorów. On ma ten charakterystyczny, natychmiast rozpoznawalny sznyt, zupełnie jak Keith Jarrett czy Bill Evans.
A czy kiedykolwiek uważaliście się za zespół jazzowy, czy etykietka nie miała już takiego znaczenia?
- Nie zastanawialiśmy się nad tym od 20 lat. Jazz zawsze był w naszej muzyce, zawsze też występowaliśmy na różnego rodzaju festiwalach, zarówno jazzowych, jak i elektronicznych, alternatywnych, popowo-rockowych.
A chciałbyś kiedyś nagrywać dla wytwórni ECM, dla której nagrywał Balke, ale też Jarrett czy polski mistrz trąbki Tomasz Stańko?
- Ta wytwórnia ma swój sposób działania, swoją dość ścisłą filozofię. To raczej więc mało prawdopodobne, byśmy tam kiedykolwiek cokolwiek nagrali.
My cały czas szukamy czegoś nowego, muzyki, która byłaby zaskakująca dla nas samych, ale także dla naszych słuchaczy.
Przez Jaga Jazzist przewinęło się mnóstwo muzyków. Jaki był ich wkład w muzykę zespołu?
- Na pewno sporo wnieśli. Ale równie ciekawa sytuacja była wtedy, kiedy odchodzili. My lądowaliśmy wówczas z nowym wyzwaniem. Nie szukaliśmy kogoś, kto by był zastępstwem, szukaliśmy kogoś, kto by wniósł do Jaga Jazzist coś nowego. Dzięki temu cały czas się rozwijaliśmy. Ale przy zmienności składu trzon zespołu od 20 lat pozostaje niezmienny.
Wiele też na pewno nauczyliście się dzięki współpracy z innymi artystami, jak choćby z Britten Sinfonia?
- Współpracuję z orkiestrami, jako aranżer od 20. roku życia, ale koncert Jagi z Britten Sinfonia był inny. My jesteśmy grupą grającą dość głośno, zagłuszamy innych (śmiech). To było więc spore wyzwanie, ale też niezła zabawa.
Z każdym kolejnym albumem próbujecie czegoś nowego, nie trzymacie się szablonów. To podejście godne podziwu, ale czy nie bywa czasem pułapką? Potrzeba nowości może być silniejsza niż sam artyzm.
- Nie trzymamy się fanatycznie tej reguły, ale zawsze o niej pamiętamy. Poza tym z każdą kolejną płytą nie wywracamy wszystkiego do góry nogami, nie zmieniamy się radykalnie.
Po 20 latach coraz trudniej jest układać wszystko na nowo, nie wracając do już raz wykorzystanych pomysłów. Dlatego też nieustannie uczymy się grać na nowych instrumentach, żeby wciąż poszerzać naszą dźwiękową paletę muzyczną.
Na koniec chciałbym zapytać o mały koncertowy rytuał Jaga Jazzist. Kiedy wyruszacie w trasę, by dojechać w Oslo na lotnisko, bierzecie taksówkę karaoke.
- No tak. To właściwie zwykła taksówka, busik. Ma 16 miejsc, dwa mikrofony. Zwykle wyruszamy nad ranem, zmęczeni, czasem po całej nocy w studiu. Dawno jednak nie jechaliśmy tą taksówką, sprzęt coś nawalał. Ale kiedy tylko kierowca go naprawi, pewnie znów z niej skorzystamy.
A jakie są twoje ulubione piosenki karaoke?
- Zwykle śpiewam coś z Sinatry lub Iron Maiden.
Jaga Jazzist wystąpi w sobotę, 6 sierpnia, o godz. 20.50 na Electronic Beats Stage.