Cydr Lubelski Spragnieni Lata. Dyrektor Tymon Tymański: Nie chciałem robić rewolucji
„Spragnieni lata” ponownie ruszają w Polskę. Tymon Tymański, dyrektor projektu, tym razem zaprosił do współpracy Natalię Przybysz, Natalię Grosiak i Krzysztofa Zalewskiego. Wspólnie zmierzą się z piosenkami The Beatles z „The White Album”. Pierwszy koncert trasy w sobotę 25 czerwca w Krakowie a ostatni 17 września w Lublinie.
Tomasz Kowalewicz: Za chwilę wyruszasz w kolejną trasę z cyklu Cydr Lubelski „Spragnieni lata”. To już piąta edycja tego wydarzenia, ale pierwsza pomyślana w formule występu orkiestry. Skąd taki pomysł?

Tymon Tymański: - Razem z moim menedżerem Jarkiem Maślanką z agencji koncertowej yMusic jesteśmy wielkimi fanami Beatlesów, zwłaszcza z tego późniejszego okresu. Pomyśleliśmy, że warto byłoby zainteresować się „The White Album” z 1968 roku, który na tle innych płyt jest mało popularny. Jarek zaproponował też do tego projektu artystów ze swojej stajni - Natalię Przybysz, Natalię Grosiak oraz Krzyśka Zalewskiego. I tak to się zaczęło.
Myśląc o Beatlesach, wszyscy mówią najczęściej o „Revolverze” albo „Abbey Road”, a nikt nie wspomina albumu „White”. Ma trzydzieści utworów - jest za długi i z tego powodu nie do końca dosłuchany.
Ludzie znają kilka numerów, ale nie ma tu wielkich przebojów. Kojarzy się on przede wszystkim z piosenką „Ob-La-Di, Ob-La-Da”, która swoją drogą nie należy do najlepszych. Wiele fajnych numerów po prostu „zaginęło”. Z kolei sam album powstawał w momencie, kiedy Beatlesi byli w Indiach. Pojechali tam - każdy oddzielnie - po śmierci swojego menedżera na odosobnienie duchowe. Ten wyjazd zadziałał na nich jak psychoterapia - wrócili jako dorośli mężczyźni, skłóceni ze sobą. Każdy z nich nagrywał tę płytę osobno.
„The White Album” jest mi najbliższy, pamiętam, że „odebrał” mi dzieciństwo. Nagle po „Sierżancie Pieprzu”, który też był dla mnie wielkim wstrząsem, usłyszałem „Biały Album” Beatlesów, który natychmiast postawił mnie do pionu. Przestałem bawić się żołnierzykami i zamarzyłem, żeby mieć kapelę.
Zresztą jego nagranie zbiegło się w czasie z moim narodzeniem, więc mogę powiedzieć, że atmosferę wyczuwałem już w łonie matki.
Natalia Przybysz mówi, że bardzo przearanżowałeś utwory Beatlesów i pokolorowałeś je.
- Trochę tak, ale wydaje mi się, że udało się zachować przy tym odpowiedni balans. Przygotowaliśmy szesnaście utworów, pewnie opracujemy jeszcze cztery, by mieć numery bisowe.
W piosenkach nieznacznie zmieniłem akordy czy trochę przyśpieszyłem.Nie było potrzeby, by na siłę robić rewolucję. Chciałem jedynie uciec od klimatu Żuków, by nie okazało się, że gramy toczka w toczkę tak samo jak Beatlesi.
Zaproponowałem więc miejscami inne harmonie - czasami grunge'owe, innym razem jazzowe czy klasyczne. Jeżeli kiedykolwiek uda się nam wydać ten materiał na płycie, będzie on miksem rock'n'rolla, klasyki i elektroniki.
Mówisz, że to menedżer zaproponował ci artystów do tegorocznej edycji „Spragnionych lata”. Tylko dlatego ich wybrałeś?
- Przede wszystkim dlatego, że są świetnymi muzykami. Natalii Przybysz nie trzeba mi było proponować, bo zawsze chętnie z nią współpracuję. To wybitna wokalistka, która doskonale łączy wszystko to, co najlepsze w rocku, soulu i bluesie. Można ją też przy okazji namówić na jazz. O Natalii Grosiak wiedziałem z kolei, że ma doświadczenie jazzowe - robiła szkołę, która uprawnia ją do tego, by śpiewać również klasykę.
Poza tym ma świetny wysoki głos o sopranowym tembrze. Jeśli chodzi o Krzyśka Zalewskiego, poznałem go już wiele lat temu przy okazji wydawania płyty „Wesele”. Wtedy był jeszcze nieopierzonym młokosem z długimi włosami. Po latach nabrał jednak sporo doświadczenia, pracując w studiu Marcina Borsa, a niedawno wydał bardzo fajną płytę. Słychać, że facet dojrzał. Ważne było dla mnie, żeby wszystkie te osoby umiały śpiewać po angielsku i miały dobrą wymowę.
Z całym szacunkiem, ale trzy czwarte artystów nie mógłbym zaprosić do tego projektu, bo ich angielski jest za słaby.
W tym roku na scenie zobaczymy także ciebie. Miłość do Beatlesów zwyciężyła?
- Tak, ponieważ zawsze miałem pomysł, żeby zrobić tę płytę trochę inaczej. Przyznam szczerze, że kiedy byłem dzieckiem, nie lubiłem słuchać zmienionych wersji tych piosenek. Uważałem to za potwarz i krzywdę. Odmieniło mi się to dopiero po latach, zrozumiałem, że w ten sposób można wyrazić miłość do The Beatles. Gdybym wszystko zagrał tak samo, byłbym pieprzonym epigonem.
Nie boisz się klątwy tej płyty? Może zanim dojedziecie na ostatni koncert do Lublina, będziecie już ze sobą wszyscy skłóceni?
- Na razie jest dobrze. Oczywiście nie było łatwo i zdarzały się między nami jakieś drobne napięcia. Ale to nie kłótnie, raczej niepewność, jak ten projekt dalej się rozwinie. Myślę, że musimy zagrać tę trasę i ocenić, jak nam się razem współpracuje. Nigdy nie robię rzeczy ot tak, by zaistnieć, pograć i zebrać kasę. Mam ambicje, by zmierzyć się z tym albumem. Zagraliśmy już jeden koncert w Trójce i dotarły do nas komentarze, że publiczność była oczarowana. Piotr Metz napisał, że jego mama, która wprowadzała go w Beatlesów, była zachwycona i prawie padła na kolana. Staramy się tak opanować ten materiał, by w piosenkach Beatlesów czuć się jak w swoich. Myślę, że się nam uda.
TRASA „SPRAGNIENI LATA”
25 czerwca - Kraków, plac przy Powiśle 11
16 lipca - Warszawa, Rejs, Bulwar Flotylli Wiślanej przy Płycie Desantu
6 sierpnia - Trójmiasto, patio Layup, ul. Niterów 29
26 sierpnia - Wrocław, Centrum Historii Zajezdnia, Grabiszyńska 184
27 sierpnia - Poznań, teren przed klubem 9 Stóp
17 września - Lublin, błonia pod Zamkiem
Więcej informacji na: facebook.com/CydrLubelski oraz spragnienilata2016.pl