Orange Warsaw Festival. Słodko-gorzka Julia Marcell w namiocie
Julia Marcell wystąpiła w sobotę w namiocie Warsaw Stage. Fani usłyszeli głównie utwory z najnowszej płyty. Były hity „Tarantino” i „Andrew”. Ale nie zabrakło starszych przebojów, choćby zaśpiewanej z publicznością „Cinciny”.

Julia Marcell to artystka zjawiskowa. Zaczynała od avant-popowej płyty wydanej za pieniądze zebrane w internetowej zbiórce. Później konsekwentnie kroczyła własną artystyczną ścieżką, wydając kolejne świetne, ale różniące się klimatem płyty. Ostatnio kroczy pod prąd panujących w polskim popie trendów - kiedy inne wokalistki zaczynają śpiewać po angielsku, Julia w marcu wydała płytę „Proxy”, którą w całości zaśpiewała po polsku. I to głównie utwory z nowego albumu zabrzmiały podczas sobotniego koncertu Julii Marcell na Orange Warsaw Festival. Koncert otworzyła piosenka „Ministerstwo mojej głowy”. Szkoda jednak, że słuchała jej zaledwie garstka wiernych fanów zebranych pod sceną. Niestety, Marcell przegrała z konkurencyjnym koncertem na głównej scenie, czyli duńską wokalistką Mo. Na szczęście, Julii w ogóle to nie speszyło, a ludzie cały czas napływali do namiotu. Już od połowy występu oklaskiwał ją pokaźny tłum.

Co usłyszał? Przede wszystkim utwory z nowej płyty. To kapitalne, zagrane z rockowym pazurem, ale smutne kawałki. Świetnie współgrała z nimi zimowa scenografia. I to mimo duchoty i gorąca w namiocie Warsaw Stage. Scenę omiatało zimne niebieskie światło, artyści stali za wielkimi czarnymi i białymi balonami, które przypominały trochę górki śniegu (później Julia rzuciła je publiczności), a nad głowami zespołu wisiały przypominające płatki śniegu reflektory. A z gorzkimi tekstami kontrastowała wielka energia i uśmiech Julii. W końcu zeszła ze sceny i śpiewała tuż przy fanach z pierwszego rzędu.
- Teraz zagramy odę do supermarketów - zapowiadała utwór „Tesko”. Singlowy „Andrew” żartobliwie zadedykowała wszystkim zebranym w namiocie Andrzejom, a na koniec zagrała swój ostatni przebój - słodko-gorzki, rozbujany „Tarantino”. Nie zabrakło także starszych utworów. Publiczność była już na tyle wciągnięta, że energetyczną „Cincinę” śpiewała razem z artystką. A na koniec wywołała bis - jeden z największych przebojów Julii Marcell, hipnotyzujące „Echo”.