André Rieu: Koncert jest jak seks. Zaczynasz delikatnie, budujesz napięcie i następuje eksplozja.
André Rieu zaprasza dziennikarzy do swojego zamku. W drodze do Maastricht można im jeszcze pokazać studio nagraniowe oraz rynek jego rodzinnej miejscowości, gdzie rokrocznie odbywa się koncert plenerowy.

KRÓL WALCA I JEGO ZAMEK
Zamek André może nie jest wielki, ale według anegdoty w jego kuchni D'Artagnan, jeden ze słynnych muszkieterów, miał zjeść swój ostatni posiłek.
Siedzimy w salonie, jemy smakowite ciasto podane na eleganckich talerzykach. Artysta prezentuje się równie dobrze jak na materiałach promocyjnych - bujne, świetnie kręcone włosy, dobrze dobrane oprawki okularów, do koszuli w kratę zakłada krawat we wzory.
- Czy twoje życie nie za bardzo przypomina scenariusz jakiejś bajki? Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żyje sobie Król Walca. Król Walca mieszka w zamku, razem ze świtą zwiedza świat i roztacza ten bajkowy klimat na koncertach.
- Nie. Bajki istnieją. Spójrz na to, co nas otacza. Nie istnieje coś takiego jak „za dużo”.
- Nie obawiasz się, że pewnego dnia sukces przeminie, a razem z nim ta bajkowa otoczka?
- Nie. Pamiętam, jak jakieś sześć lat temu siedziałem w tym samym salonie, w którym teraz rozmawiamy, z ekipą z banku. Zapragnąłem stworzyć coś na podobieństwo Pałacu Schönbrunn w Wiedniu i to doprowadziło mnie do bankructwa. Podczas tamtego spotkania panowie zastanawiali się, co można z tego miejsca sprzedać, ale jeden z nich zadecydował: „Nie, nie. Musimy pozwolić mu grać. To jedyny sposób na odzyskanie naszych pieniędzy”. Może faktycznie jest w moim życiu coś bajkowego, ale nigdy nie jest tego „za dużo”. Można to też zobaczyć w mojej muzyce, w koncertach, które dajemy. Znajdą się tacy ludzie, którzy powiedzą, że za dużo w nich emocji, za dużo śmiechu
- A za mało klasyki?
- Co to jest klasyka? Dzień po dniu zabiegam o to, żeby muzyka była dla każdego. Muzyka jest stworzona po to, żeby trafiać do serca. Nie ma nas odróżniać ani pokazywać, że jedni są lepsi od innych.
Jestem przeciwny muzycznym podziałom. Tworzę muzykę, która ma dotykać serc słuchaczy.
- A co z krytyką? Frapuje cię czy ją ignorujesz?
- Zależy, od kogo ją słyszę. I dlaczego. Wiem, że jestem dobrym muzykiem i tworzę dobrą muzykę. Znam całą muzykę klasyczną, ale wybieram serce. Gdy byłem małym chłopcem, przesiadywałem na koncertach mojego ojca, który był dyrygentem Orkiestry Symfonicznej w Maastricht. Zawsze najbardziej kochałem w jego koncertach drugą część koncertu skrzypcowego. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę miał tak wielką orkiestrę, z którą będę koncertował po całym świecie. Szybko zorientowałem się jednak, że wykroczę poza ten wąski świat klasyki. Wolność zawsze była dla mnie niezwykle ważna - wolność w muzyce, wypowiedziach, religii. Dlatego nie mam szefa. Wspólnie z żoną kierujemy tym naszym marzeniem. To ja jestem muzykiem, ale jestem przekonany, że ona wie o muzyce o wiele więcej. Ludzie chyba to doceniają, skoro kupują płyty i przychodzą na koncerty. Wiem, że kochają moją muzykę.
Łamię zasady, ale być może, gdyby niektórzy z tych kompozytorów, których muzykę też gramy, jeszcze żyli, powiedzieliby: „Masz rację, André”.
WSZYSTKO JEST Z PRZYTUPEM

W ogromnej sali prób w Maastricht jest jeden z trzech kompletów instrumentów całej orkiestry, dwa pozostałe są w trasie. Stoją wody mineralne z wizerunkiem artysty. Wisi jego plakat realnych rozmiarów. Leży specjalne, holenderskie wydanie komiksu o Kaczorze Donaldzie. Akcja rozgrywa się tuż przed ogromnym koncertem w Duckburgs - skradziono wyjątkowe skrzypce artysty „André de Reu”.
Gadżety, koncerty, kostiumy - wszystko musi być z przytupem.
- Niektórzy zastanawiają się: „Czy nie mógłby grać w mniejszych salach, gdzie miałoby to większy urok?”. Ktoś inny uszczypliwie zaraz dodaje: „Nie, z André wszystko musi być wielkie”.
- Gramy duże koncerty, ponieważ mamy dużą orkiestrę. Na mojej liście wypłat znajduje się 110 osób, możesz sobie wyobrazić, ile to kosztuje. Gdybym grywał koncerty na 100 osób, nie byłoby to możliwe. Dbam o nagłośnienie, więc w sali koncertowej na 10 tys. osób każdy usłyszy nawet najdrobniejszy szept czy dźwięk. Dzisiaj to jest możliwe. Duże koncerty nie biorą się tutaj z jakiejś manii wielkości, ale z praktyczności. Czuję się bardzo odpowiedzialny za swoich ludzi. To 110 rodzin. Dodatkowo ponad 100 osób to freelancerzy. Dlatego staram się być w dobrej formie. Uprawiam sport, ćwiczę, jem rozsądnie, nie piję za dużo. Z powodu niedawnych zagrożeń w Turcji musiałem odwołać koncerty. Każdy powrót do domu po międzynarodowej trasie to odetchnięcie z ulgą - nic złego się nie wydarzyło. Mam świadomość tej odpowiedzialności.
I CO? NIE KŁAMAŁEM?
Przed koncertem w Lanxess Arena w Kolonii zwiedzam zaplecze. André w tym czasie śpi.
- Częścią jego zorganizowanego z zegarkiem dnia jest drzemka przed koncertem - wyjaśnia mi jedna z osób, która z nim współpracuje. Sala jest wypełniona słuchaczami.
Na zapleczu Marjorie, żona André, oczekuje na męża razem z wnukami. Koncert przebiega zgodnie z planem - muzycy w bajkowych kostiumach, dowcipny André na scenie opowiada anegdotki, zachwyt na twarzach słuchaczy. Są elementy typowe dla każdego koncertu: scenografia, na ekranach pokazywani spóźnialscy melomani, w balonach i sztucznym śniegu tonie kilka rzędów słuchaczy.
- Nie chciałbyś wprowadzić czegoś nowego w koncertową rutynę?
- To jak z seksem. Zaczynasz delikatnie, budujesz napięcie i następuje eksplozja. To właśnie mój koncert. Nie zaczynasz od eksplozji.
Zawsze robię to samo. Tego oczekują moi słuchacze.
KONCERTY W POLSCE
- Holenderski skrzypek, kompozytor i dyrygent, założyciel Orkiestry Johanna Straussa. Jego koncerty z liczbą ponad 600 tys. widzów każdego roku sprawiają, że według zestawienia magazynu „Billboard” znajduje się w ścisłej koncertowej czołówce obok Cher, Depeche Mode, Bon Jovi, Miley Cyrus i Eltona Johna.
- W czerwcu zagra w Gdańsku, Łodzi i Krakowie (2-4 czerwca).