John Lydon, wokalista Public Image Limited: Nie podłożę głowy pod miecz brytyjskiej królowej
Zawsze będę szturchał i przedrzeźniał wszelakie instytucje i religie, bo one prowadzą nas na manowce - mówi przed środowym koncertem Public Image Limited w Proximie wokalista, niezwykle barwna osobowość współczesnej kultury, John Lydon.
Stał na czele Sex Pistols, punkowej grupy, która ostro żartowała i krytykowała rodzinę królewską, była jedną z iskier, która podpaliła punkowy bunt młodych Brytyjczyków. Po rozpadzie grupy powołał do życia Public Image Limited, zespół bardziej ambitny, czerpiący z punk rocka, ale też elektroniki, reggae czy popu. W tym roku Johnowi Josephowi Lydonowi, znanemu też jako Johnny Rotten stuknęła sześćdziesiątka, ale on nie zamierza zwalniać. Uzbrojony w inteligencję, przenikliwość, humor punktuje to, co w naszej rzeczywistości zakłamane. PiL przyjeżdżają z nową, wydaną w zeszłym roku płytą „What the World Needs Now...”.
ROZMOWA Z JOHNEM LYDONEM wokalistą Public Image Limited
Łukasz Kamiński: Frank Zappa zadał kiedyś pytanie, czy humor ma rację bytu w muzyce. Parafrazując pytanie, chciałbym cię zapytać, czy ironia ma rację bytu w muzyce?
John Lydon: Oczywiście, jak najbardziej i nieodwołalnie! Ironia to historia mojego życia. To bardzo przydatny i niesłychanie angielski wytrych, narzędzie. Zdolność mówienia czegoś, co ma zupełnie inne znaczenie, jest nie do przecenienia. Ironia jest zdecydowanie lepsza niż satyra. Bob Dylan, śpiewając o tym, że „wiatr niesie odpowiedź”, miał przecież na myśli wojnę nuklearną. To niesłychanie trafny i wzorcowo ironiczny tekst.
Niełatwo jednak o poetycką ironię.
- Ironia ma w sobie już zaklętą poezję. Ludzkość to piękny gatunek, a jej piękno wyraża się m.in. poprzez język właśnie. Piękno tkwi w szczerości, w humorze. Piękna się nie da zamknąć w naukowej analizie.
Czy nie sądzisz, że prawdziwie angielską ironią, zagraniem va banque ze strony królowej, byłoby nadanie ci tytułu szlacheckiego?
- Ten pomysł jest z założenia fałszywy, to się nigdy nie wydarzy.
Bo ja wiem...
- No nie! Nie przyjąłbym tego tytułu. Nie zrozum mnie źle, nie mam żalu, pretensji do rodziny królewskiej jako do zwykłych ludzi. Co więcej, jestem pod wrażeniem, że królowa ma już 90 lat. Oby żyła w zdrowiu. Ale sam koncept królestwa jest przestarzały. Co więcej, żeby zdobyć szlachectwo, trzeba być pasowanym, a ja nigdy nie zbliżę mojej szyi do królowej, która trzyma w ręku miecz!
Okładki płyt Sex Pistols były kolażami. Natomiast na okładce pierwszego albumu PiL pojawiło się twoje zdjęcie.
- Okładka „Never Mind the Bollocks” miała przypominać listy szantaże, takie które się tworzy z wyciętych z gazet liter. Okładka pierwszej płyty PiL odwoływała się do mody, modelek i modeli, do świata kolorowych pism, błyszczących, mamiących, ale płytkich. Okładka miała być parodią. Podczas sesji fotograficznej cały zespół starał się patrzeć w kamerę z wyrazem jak największej pustki. Mieliśmy sobą nie reprezentować absolutnie niczego, mieliśmy być nieskażeni żadną myślą.
To musiało być dla was wyzwanie, PiL był i jest grupą oryginałów.
- Sesja zdjęciowa zajęła nam 12 godzin. Okładka była też puszczeniem oka w stronę The Who. Kilka lat wcześniej nagrali płytę „The Who Sell Out” („The Who się sprzedali”). To była żartobliwa reakcja na oskarżenia, że zespół stracił swoją wiarygodność. Moje ulubione zdjęcie z tej okładki to Roger Daltrey (wokalista The Who) siedzący w wannie wypełnionej fasolą Heinza. Ironia pełną parą!
Ty nie unikałeś sesji fotograficznych. W pierwszym numerze popkulturowego pisma „The Face” z 1980 roku jest twoje doskonałe zdjęcie Antona Corbijna.
- Za młodu wstydziłem się aparatów, nie lubiłem, gdy robiono mi zdjęcia. A wynikało to z traumy po mojej chorobie. A potem przez przypadek stałem się wtedy niesłychanie fotogeniczny. Stałem na czele popularnego zespołu, zacząłem się odkrywać, poznawać przez pryzmat prasy. Czy to również nie zakrawa na ironię?
Stałeś się idolem i wrogiem publicznym numer jeden. Nie było miejsca na niuanse.
- To prawda.
Wspomniałeś swoją młodość, królowej gratulujesz długiego życia. Jak ważny jest dla ciebie wiek?
- Wychowywałem się w domu, gdzie słuchano muzyki, a ta wykracza poza kwestie wieku. Zasłuchiwałem się w folku, tureckim, greckim, brytyjskim. Tam wiek nie miał żadnego znaczenia, liczyła się treść. Podobnie jak w reggae. Muzyka nie należy wyłącznie do młodych.
Ale świat należy do korporacji, jak śpiewasz w doskonałej piosence z najnowszego albumu PiL „What the World Needs Now...”
- Czuję, że powinienem mówić, co złego dzieje się ze światem zachodnim, a wielkie korporacje mają korupcyjny i korozyjny wpływ na naszą rzeczywistość. Popatrz na Amerykę, tam przecież potężny biznesmen próbuje właśnie kupić sobie prezydenturę. Mami klasę robotniczą, którą Amerykanie nazywają klasą średnią, niespełnialnymi obietnicami. Ludzie go popierają, bo widzą w nim kogoś, kto przeciwstawia się rządowi. Rozumiem ich frustrację, ale nie mogę pojąć, dlaczego mu ufają. Ta piosenka doskonale sprawdza się na żywo. Bo wiesz, my nagrywamy płyty po to, żeby grać je na żywo. Ta piosenka wywołuje wśród publiczności emocje, eksploduje niczym wulkan. A ja uwielbiam ludzkie emocje. One są jak bomby!
Czy czujesz, że dziś punk wciąż ma wielką siłę?
- I tak, i nie. Ale taka jest kolej rzeczy, gdy pomysły zamieniają się w ruchy, ideologie. Rzeczy powszechne automatycznie podlegają błędnym interpretacjom. Czego doskonałym przykładem niech będą Biblia i Koran. Nie porównuję, oczywiście, współczesnej muzyki do religii, ale widzę podobieństwa.
Świat końca lat 70. i dzisiejszy są jakoś podobne?
- Wydaje mi się, że doszliśmy do punktu granicznego pustej retoryki. Ta właśnie retoryka wyniosła, niestety, do władzy Margaret Thatcher i partię konserwatywną. Ona zdobyła głosy tych, którzy chcieli zmian wyłącznie dla samych zmian. W rezultacie o mały włos nie rozniosła naszego kraju w strzępy. Do dziś staramy się pozbierać po latach jej rządów.
Jaki jest więc inny wybór?
- Rozsądek i cierpliwość. Zawsze będę szturchał i przedrzeźniał wszelakie instytucje i religie, bo one prowadzą nas na manowce. I zawsze będę mówił, że alternatywą dla obecnego porządku nie mogą być rządy biznesmenów. Ci zdecydowanie wyprowadzą nas w pole.
Muzyka może być jakąś obroną przed złym światem?
- Jak najbardziej, chyba że mówisz o listach przebojów.
POD PATRONATEM CO JEST GRANE 24
PROXIMA
- ul. Żwirki i Wigury 99a
- 18 maja, godz. 20
- Bilety: 99 zł i 120 zł