Stara Oranżeria w Łazienkach Królewskich. W poszukiwaniu malarstwa holenderskiego
Wystawa w Starej Oranżerii - oficjalnie jeszcze jej nie ma. Zaistnieje dopiero w czerwcu - tak mówi Tadeusz Zielniewicz, dyrektor Łazienek, którego łapię przez telefon na lotnisku, przed podróżą. A przecież jest i można już ją prapremierowo oglądać - zapewnia gościnnie.
Wiem to, bo byłem w niej już dwukrotnie: na samym początku maja. Do Starej Oranżerii w Łazienkach wszedłem w poszukiwaniu malarstwa holenderskiego, reklamowanego na plakatach, a znalazłem rzecz niespodziewaną i wzruszającą - galerię rzeźby polskiej. Nie na parterze, gdzie stoją gipsowe kopie starożytnych arcydzieł. Na piętrze - tam, gdzie mieszkali kiedyś artyści Teatru Stanisławowskiego, a podczas wojny niemieccy żołnierze.

Popiersia w stylu późnoromantycznym
Rzeźb takich i tylu nie można zobaczyć w Warszawie chyba nigdzie indziej. W dawnym guście, poderwanych do nowoczesności, lecz trzymających się od niej z dala. Niemających wiele wspólnego z wielkimi awangardami czy abstrakcją. Najstarsze - w stylu późnoromantycznym, z lat 70. XIX wieku. Jakoś kojące przez to, że zrozumiałe od razu. Wyrastające z mistrzostwa rzeźbiarzy, ich skupienia, tęsknoty za wspólnotą artysty i widzów, ambicji, by wzruszyć. Oglądałem je tak, jak gdyby tam, na zewnątrz, na giełdach artystycznych Polski i świata, nie istniały jeszcze instalacje, rzeźby umowne, wynalazki, których celem jest nowość bez względu na to, czy wpisany jest w nią jeszcze inny sens.

W pierwszej sali po lewej dominują popiersia: Wyspiański, Norwid... Zabieram się do oglądania: Xawerego Dunikowskiego, Wacława Szymanowskiego, Henryka Kuny, Jana Antoniego Biernackiego.
Opisane alfabetem Braille'a
Patrzę na Chopina, który w oparach zjaw o ogromnych, przerażonych oczach, gra „Marsz żałobny”. Marię Skłodowską-Curie w pozie księdza z pochyloną głową. Dalej - głowy afrykańskie. Pocałunki, przytulenia, czułości. Pokłony. Żebrzącego chłopca z miseczką. Dziewczynkę, która ceruje własną sukienkę. Może haftuje. Tak czy inaczej, zapewnia podpisem na podstawie rzeźby, że „chcieć to móc”. Zamaszyście rozmodlonego świętego Franciszka, podpisanego przez Romualda Zerycha...

Podchodzi do mnie pan z wykazem dzieł i ich twórców. Wita się doskonałą polszczyzną, ale z akcentem, który każe mi spytać, czy jest Włochem. Tak. Nazywa się Mariano Caldarella. Mieszka w Warszawie i pracuje w Łazienkach od lat. Cierpliwie odczytuje z kartek nazwiska i tytuły. Aż napomyka o rzeczy, która mnie elektryzuje - że niektóre z tych rzeźb mają swoje precyzyjne opisy, sporządzone z myślą o niewidomych. Spisane alfabetem Braille'a, mają być wywieszone obok dzieł. Opowiada o swojej fascynacji włoskim Museo Tattile - Muzeum Dotykowym. Ulegam tej fascynacji. Zwłaszcza że opisy, które odczytuje, same w sobie są dziełkami sztuki - dokładne, narzucające się wyobraźni. Pisane tak, żeby widzieć, nie patrząc.
Pałac jednego obrazu
Pytam o wspomniane „malarstwo holenderskie i flamandzkie” . Jest jeden obraz - mówią - w Pałacu na Wyspie. „Kwiaty w szklanym wazonie” Abrahama Mignona, datowany na ok. 1670 rok, pochodzący z Muzeum Mauritshuis w Hadze, warto zobaczyć.
Będzie warto przychodzić dla tego wazonu i dla tych kwiatów jeszcze do 30 listopada. Dla niewymuszonej lekkości płatków, pięknie wpisanego w kompozycję zegarka - upływającego i niszczącego czasu. Dla wtulonych w ten świat roślinny biedronek i muszek. Warto kupić niewielki przewodnik z cudownym, objaśniającym tekstem Doroty Juszczak. Warto poddać się opowieści o sztuce malarskiej, o gatunkach roślin w wazonie. Warto zafundować tę przygodę bliskim, dlaczegóż by nie dzieciom, którym przecież należy się lekcja patrzenia, widzenia szczegółów i całości. Kwietnych żyłek, zwojów i płaszczyzn.
STARA ORANŻERIA i PAŁAC NA WYSPIE
Al. Ujazdowskie 4
- Otwarte: pon. 11-18, wt.-śr. i niedz. 9-18, czw.-sob. 9-20
- Bilety: Stara Oranżeria - 20 zł i 10 zł (ulgowy)
- Bilety: Pałac na Wyspie: - 25 zł i 18 zł (ulgowy)
- W czwartki wstęp wolny.