Joanna Pawlik. Artystka cielesna [wywiad]
Nie powiem, że pogodziłam się z utratą nogi, ale zaczęłam o tym nie tylko myśleć, ale również mówić. Pomogło mi na przykład nakręcenie serii filmów „Schody” czy stworzenie „Nogi” - o swojej twórczości i wystawie w MOCAK-u opowiada Joanna Pawlik.
NOWE WYSTAWY W MOCAKU

Martyna Nowicka: Czy kiedy zdawałaś do Akademii Sztuk Pięknych, chciałaś się jako artystka zajmować cielesnością?
Joanna Pawlik: Nie, to nie było dla mnie oczywiste. Na początku malowałam bardziej tradycyjne tematy, ale to zainteresowanie jest dla mnie naturalne i głęboko związane z moją osobistą sytuacją. Kiedy miałam dziesięć lat w wypadku straciłam nogę, 25 procent ciała. Od tego czasu jestem osobą niepełnosprawną. W trakcie studiów i zaraz po nich, wcale nie poruszałam tego tematu, chociaż on we mnie głęboko tkwił. Dopiero parę lat po studiach zaczęłam malować autoportrety, portrety innych osób, kręcić filmy - ich kontynuacją są te, które będę pokazywać w MOCAK-u, na „Medycynie w sztuce”.
Prowadzisz też zajęcia artystyczne w krakowskim warsztacie Fundacji Artes.
- Biorą w nich udział osoby niepełnosprawne, które niezależnie od własnej woli pozostają pod opieką medyczną. Ich ograniczenia wykorzystujemy w trakcie zajęć w twórczy sposób, stają się dla nich punktem wyjścia do pracy. Uczestnicy warsztatu występują też czasem ze mną jako artyści amatorzy, tak było na zeszłorocznej wystawie „Myślę, że jesteś dziwny i bardzo cię lubię” w Małopolskim Ogrodzie Sztuki. Te zajęcia i moje obrazy, filmy, rzeźby - wszystko spotyka się gdzieś we wspólnym punkcie myślenia o ciele i jego ograniczeniach. Nie było mi łatwo do niego dotrzeć, ale teraz to już nie problem.
Nie jest dla ciebie problemem mówienie o niepełnosprawności, której można nawet nie zauważyć. Pracujesz nad tą otwartością?
- Podczas studiów wiele osób nawet nie wiedziało, że mam jakiś problem zdrowotny. Chodziłam tak, że nie było widać. Przyznawanie się do tego przed ludźmi to był proces, i jest to proces, który nadal trwa. Problem polegał na tym, że przed wypadkiem chodziłam do szkoły sportowej, wieczorami do muzycznej, byłam niesamowicie aktywna, co wymagało nie tylko psychicznej, ale również fizycznej kondycji. Ta aktywność była dla mnie źródłem poczucia własnej wartości, dlatego trudno było mi zacząć opowiadać o jej utracie. Jednocześnie, gdyby nie wypadek, nie zajmowałbym się dziś sztukami wizualnymi - chciałam być raczej tancerką, sportsmenką.
Był jakiś punkt przełomowy, od którego zaczęłaś się w swojej sztuce odnosić do ciała i jego ograniczeń?
- Nie. Myślę, że musiało po prostu upłynąć dużo czasu. Nie powiem, że pogodziłam się z utratą nogi, ale zaczęłam o tym nie tylko myśleć, ale również mówić. Pomogło mi na przykład nakręcenie serii filmów „Schody” czy stworzenie „Nogi”. W tej serii filmów, pokazywanych na wystawie w MOCAK-u, badam jak moje ciało, bez żadnych pomocy i protez, może sobie radzić z barierami architektonicznymi - krętymi, metalowymi schodami awaryjnymi, schodami w kopalni węgla. Zastanawiam się, co by się stało, gdybym została nagle taka sauté, jakbym mogła wtedy egzystować.

A skąd ta „Noga”? Wygląda jak prawdziwa.
- Zawsze się zastanawiałam, co się z nią stało. Wiem, że są procedury postępowania z odciętymi kończynami, że się je pali... Zawsze odczuwałam jednak taki żal, że nie mogłam się z nią pożegnać. Życie bez nogi jest życiem z brakiem, bez żadnego wyraźnego zakończenia - ta realistyczna wizualizacja pomogła mi się pożegnać.
Rozmawiała Martyna Nowicka
21 kwietnia o godz. 18 w MOCAK-u rozpocznie się nie tylko „Medycyna w sztuce”, ale także cztery inne wystawy. Jak zwykle coś dla siebie znajdą zarówno miłośnicy malarstwa, jak i fotografii.
„Medycyna w sztuce” to przegląd prac polskich i zagranicznych artystów, których interesują rozmaite medyczne wątki - związane nie tylko z ciałem, ale i duchem, które wymagają leczenia. Do tego malarstwo Roberta Devriendta na wystawie „Making connections” czy przegląd prac niezwykle ciekawej polskiej artystki - Anety Grzeszykowskiej. W młodzieżowej Galerii Re wystawa Maxa Pinckersa - te dwie ostatnie to zresztą pierwsze otwarcia tegorocznego Miesiąca Fotografii, który oficjalnie zacznie się dopiero za miesiąc.