Titanic. Twórca wystawy o swojej trwającej 40 lat fascynacji
Titanic jest znany wszędzie, wsiąkł w ludzką świadomość. I to jedna z fascynujących cech tej historii, że jest ona powszechnie znana, uniwersalna - mówi kurator "Titanic. The Exhibition" Claes Göran Wetterholm. Wystawę można oglądać w Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie

Łukasz Kamiński: Pamięta pan, kiedy po raz pierwszy zetknął się z historią „Titanica”?
Claes Göran Wetterholm: To była 20.40, 21 października 1960 roku. Akurat w telewizji leciał program historyczny o czasach edwardiańskich, który jako dziecko oglądałem z zapartym tchem. Po wielu latach udało mi się dotrzeć do tego dokumentu. Sprawdziłem, w której minucie była mowa o „Titanicu”. W dziesiątej. A ponieważ wiedziałem, że program zaczynał się o 20.30, łatwo policzyłem, że o 20.40 po raz pierwszy zetknąłem się z tą fascynującą historią.

Przeraża mnie pan...
- Prawda? Ale proszę się nie martwić, ludzie zwykle tak reagują, gdy opowiadam im tę historię.
Czy w Szwecji historia, mit „Titanica” są popularne?
- Jest znana, a jakże. Przecież na statku było wielu Szwedów, to była trzecia najliczniejsza grupa narodowa. Mamy mnóstwo piosenek, książek, opowieści. Ja sam mam związki z historią „Titanica”. Żona twórcy systemu ratunkowego była kuzynką mojej babki. Ale to czysty przypadek oczywiście. Sądzę, że Szwecja jednak nie bardzo różni się od innych krajów na świecie, „Titanic” jest znany wszędzie, wsiąkł w ludzką świadomość. I to jedna z fascynujących cech tej historii, że jest ona powszechnie znana, uniwersalna. Poza tym niewiele jest historii, w których jedno tragiczne wydarzenie trwałoby tak długo, dwie godziny czterdzieści minut. To działa na wyobraźnię.
Ale „Titanic” to nie tylko historia, to także mit, który jest równie, jeśli nie bardziej, żywy.
- Oczywiście jest podsycany przez książki, muzykę, filmy. Ta historia jest tak wielka, że nie ma sobie równych. I mówię to jako etnolog. Bardzo trudno jest rozdzielić legendę od prawdy. Ale widzisz, „Titanic” opiera się na dwóch solidnych podstawach, micie i pieniądzach. Już od pierwszego dnia po tragedii statku handlowano jego historią, skomercjalizowano ją. Pisano wiersze, komponowano piosenki. Pierwsza książka o „Titanicu” została wydana nieco ponad tydzień po jego zatonięciu. Miała 350 stron z ilustracjami. Dlaczego ją wydano?
Dlaczego?
- Bo rynek się tego domagał. I to rynkowi „Titanic” zawdzięcza swoją długowieczność. Równie szybko zaczął rodzić się mit. Wokół tragedii było dużo zamieszania, wątpliwości, zagadek. Na nie wszystkie trzeba było znaleźć wytłumaczenie. Do dziś zresztą nie znamy wszystkich odpowiedzi. Mógłbyś mi zadać dziesiątki pytań, na które nie potrafiłbym znaleźć wytłumaczenia.

Na przykład?
- Jaką melodię grali muzycy, gdy „Titanic” tonął? Jak zginął kapitan Smith? A może nie zginął? To jest też tak, że odpowiedź na jedno pytanie rodzi kilka kolejnych. Te pytania działają niesłychanie na wyobraźnię, mają wielką siłę. Jeśli historia statku nie byłaby tak interesująca, to czy trudziłbyś się podróżą z Warszawy do Madrytu, by się ze mną spotkać?
Gdyby katastrofa się nie wydarzyła, to ktoś w Hollywood na pewno by ją wymyślił!
- To bardzo prawdopodobne, ale niekoniecznie stałoby się popularne. Bo nawet fascynujące historie nie zawsze trafiają do ludzi. Napisałem kiedyś książkę „Morze śmierci” o zatopieniu w 1945 roku niemieckiego statku „Wilhelm Gustloff”. Zginęło tam o wiele więcej ludzi [około 10 tysięcy], sama historia statku jest bardzo ciekawa, a jednak poziom zainteresowania „Gustloffem” w porównaniu z „Titanikiem” jest znikomy. Dlaczego? Bo nie było muzyki? Bo nie było splendoru? Bo byli tylko ludzie rozpaczliwie uciekający przed śmiercią?
„Titanic” był inny.
- Tak, tam byli bogaci i biedni. Gdy statek zaczął tonąć, ludzie odsłonili samych siebie, byli bohaterscy i tchórzliwi, byli rozsądni i ogarnięci paniką.
Pan wierzy w mity? Albo inaczej, w historie powszechnie uznawane za prawdziwe, ale jednak trochę nieprawdopodobne?
- Które na przykład?
To, że muzycy grali do samego końca. To, że w jednej z łodzi ratunkowych znaleziono pierścionek pary, która razem zginęła, ona utonęła, on chwilę później zmarł na skutek wychłodzenia organizmu.
- Wiesz, co odpowiadam na takie zarzuty? To, że „Śpiąca królewna” jest również piękną historią! Oczywiście, że nie wiemy, co grali muzycy na koniec. Jeśli miałbym zgadywać, to postawiłbym na melancholijnego walca.
A nie jakąś religijną melodię?
- Nie, raczej nie. Na tę katastrofę trzeba patrzeć w kontekście tamtych czasów. To pomaga ją zrozumieć. A wtedy, żeby oswoić się z tą tragedią, ludzie potrzebowali bohaterów. Krążyły pogłoski, że pasażerów z klasy trzeciej zamknięto w ich pokojach, nie pozwalając się ratować, że część łodzi ratunkowych była tylko w połowie zapełniona, że można było ocalić więcej osób. By sobie jakoś z tym poradzić, zaczęły powstawać historie o męstwie, poświęceniu, o miłości tak silnej, że zakochane pary, nie chcąc się rozdzielić, ginęły razem.

A kto był największym bohaterem „Titanica”?
- Jako naukowiec stronię od określenia „bohater”. Ale jeśli przyjrzeć się temu, kto poświęcił się najbardziej dla innych, to byłby to bez wątpienia pierwszy oficer William Murdoch. Starał się ocalić jak najwięcej pasażerów, niezależnie od płci, co było wbrew regulaminowi. On sam utonął. Czyli stało się zupełnie odwrotnie niż w filmie Jamesa Camerona.
Zbiera pan artefakty z „Titanica”?
- Tak. Większość można zobaczyć na wystawie.
A przygląda się pan aukcjom?
- Oczywiście, ale proszę mi wierzyć: bardzo trudno jest ocenić, czy dany przedmiot naprawdę pochodzi z Titanica. Sam kilka razy dałem się oszukać. Kilka lat temu na aukcję trafiły skrzypce Wallace'a Hartleya, kierownika orkiestry. Kosztowały prawie półtora miliona euro. Potwierdzono ich autentyczność, choć ja mam wątpliwości.
Jaki przedmiot jest najcenniejszy w pańskiej kolekcji?
- Listy, te były najdroższe. Ale są rzeczy, które mają dla mnie ładunek bardziej emocjonalny. Kilka pamiątek dostałem w prezencie. Kiedyś zgłosił się do mnie starszy pan, bez rodziny. Miał list jednego z pasażerów i chciał się nim podzielić.
A jaką pamiątkę chciałby pan mieć najbardziej?
- Lubię papier, wszystko, co z nim związane, więc najbardziej interesują mnie listy, zdjęcia. Ale one są strasznie drogie, niektóre zdjęcia kosztują 10 tysięcy funtów za sztukę.
Jak długo żyć będzie historia „Titanica”?
- Zawsze. Bo jak już mówiłem, jest uniwersalna, jest popularna w Stanach, to oczywiste, ale też w Japonii. W Chinach z kolei budują cały park atrakcji z repliką statku w pełnej skali! Powstają bary i hotele oparte ma motywach statku, Bob Dylan nawet śpiewał o nim piosenkę.
A jaka jest lekcja do wyciągnięcia z historii „Titanica”?
- To, że nigdy nie możesz być czegoś w pełni pewien.
Przykład?
- Internet. Pomyśl, co by się stało, gdyby nagle go zabrakło. Byłyby panika, chaos. Tak, internet zdecydowanie ma zadatki na bycie „Titanikiem”.
„TITANIC: THE EXHIBITION”
- Od 8 kwietnia do 9 października, Pałac Kultury i Nauki, Warszawa.
- Bilety od 25 do 50 zł.
- Bilety kupisz
- UWAGA! Bilety kupuje się na konkretną godzinę.
- GODZINY OTWARCIA
- Zwiedzanie trwa 1,5 godziny.
- Najlepiej słuchać w słuchawkach, przez które mówi lektor.
- Czynna w godz. 9-20, ostatnie wejście o 20. Od 1 maja w piątki, soboty i niedziele w godz. 9-22, ostatnie wejście o 21.15. Od 1 czerwca do 30 września codziennie w godz. 9-22, ostatnie wejście o 21.15. Od 1 października w godz. 9-20, ostatnie wejście o 20.

BILETY NA WYSTAWĘ "TITANIC. THE EXHIBITION" MOŻESZ KUPIĆ TUTAJ