Stuhr, Janda i Peszek w teatralnych rekordach
Jerzy Stuhr „Kontrabasistę” gra już od ponad 30 lat, Krystyna Janda swoją przygodę z „Shirley Valentine” zaczęła 26 lat temu. A „Klimakterium... i już” w lutym miało swój dwutysięczny spektakl.
Oto przedstawienia, które od lat nie schodzą z afisza i mają wierną publiczność.
„KONTRABASISTA” - Stuhr dla tych czterech kobiet
Przez 30 lat Jerzy Stuhr zagrał „Kontrabasistę” Patricka Süskinda ponad 700 razy w Polsce i na świecie. Premiera odbyła się w Starym Teatrze w Krakowie w Piwnicy przy Sławkowskiej w 1985 r. Dziś przedstawienie jest w repertuarze krakowskiej PWST i warszawskiego Teatru Polonia. Kiedy tylko pojawia się na afiszu, bilety sprzedają się błyskawicznie.

Jerzy Stuhr wielokrotnie wspominał jedną z pierwszych recenzji, która ukazała się w miesięczniku „Teatr”. - Pisano, że... najlepsze są te fragmenty spektaklu, w których aktor nic nie mówi - śmieje się po latach.
Gorącą prasę miał za granicą. - Jeździłem z „Kontrabasistą” od Australii po Kanadę. Grałem w wielkich salach teatralnych, ale też w plenerze. Zwykle odmawiam plenerowych występów, bo nie lubię robić z teatru estrady. Pamiętam niezwykły pokaz na Sardynii, w zjawiskowej scenerii: tuż za mną morze, a ja w świetle księżyca - mówił w wywiadzie dla „Co Jest Grane 24”.
O podróżach z „Kontrabasistą” opowiada też w książce „Ja kontra bas”, którą napisał w zeszłym roku z okazji 30-lecia spektaklu. „Kontrabasista” jest przedstawieniem łatwym do przeniesienia na inne sceny. Wystarczą dwa fotele, adapter, pulpit, wieszak. I kontrabas. Zwykle instrument jest wypożyczany na miejscu. W Dubaju organizator poprosił, aby skończyć spektakl przed 19.30. Dlaczego tak rygorystycznie? - pytał aktor. Bo instrument musi wrócić do hotelu, gdzie gra na nim muzyk na dancingu. W Mediolanie w Teatro Verdi pod koniec spektaklu aktor odkłada instrument na stojak, odwraca się do publiczności i widzi przerażenie. Kontrabas leży ze złamanym gryfem. A został wypożyczony ze sklepu z antykami muzycznymi. „To był jedyny raz, kiedy mój impresario nie zarobił na moim tournée” - przyzna się czytelnikom.
Dlaczego widzowie chcą słuchać wyznań kontrabasisty? „Bo to nie jest monolog, to dialog, dialog z publicznością. Jestem przekonany, że długi żywot tego spektaklu w ogromnej mierze wynika stąd, że co wieczór zmienia się mój partner” - tłumaczy aktor.
Kiedy zaczyna przedstawienie, zawsze wybiera sobie na widowni cztery osoby, zwykle kobiety. To dla nich gra. Przed laty Stanisław Radwan, ówczesny dyrektor Starego Teatru w Krakowie, zrobił mu dowcip i zaprosił na widownię kontrabasistów z krakowskich orkiestr. Kobiet w pierwszych rzędach nie było.
Chciałby zrobić kiedyś film według „Kontrabasisty”. - Pewnie ja bym już w nim nie zagrał, ale może wiedziałbym, jak to wyreżyserować - mówił w wywiadzie dla „Co Jest Grane 24”, zdradzając, że w szufladzie ma gotowy scenariusz.
* Najbliższe spektakle: 31 marca i 1 kwietnia w Teatrze Polonia w Warszawie oraz 12-14 kwietnia w Teatrze PWST w Krakowie.
„SHIRLEY VALENTINE” - Janda dla grup terapeutycznych
Monodram Krystyny Jandy „Shirley Valentine” (premiera w 1990 r.) przez prawie 15 lat nie schodził z afisza Teatru Powszechnego w Warszawie, a teraz grany jest w warszawskim Teatrze Polonia. W poniedziałek 748. spektakl.
Sztuka Willy'ego Russella to z pozoru jeden z wielu komediowych tekstów, których w Wielkiej Brytanii nie brakuje. Wyznania gospodyni domowej, która przygotowując mężowi jajka sadzone, odkrywa nijakość swego życia i postanawia odnaleźć siebie.
Szybko okazało się jednak, że spektakl ma w sobie szczególną siłę. Krystynie Jandzie udało się stworzyć postać, która śmieszy i wzrusza, z którą łatwo się utożsamić. Reżyser Maciej Wojtyszko zmienił zakończenie sztuki na bardziej optymistyczne. Nad fenomenem tego spektaklu głowili się już studenci socjologii UW - powstała tam praca na ten temat. Psychologowie wysyłali na ten spektakl swoje grupy terapeutyczne.
Janda twierdzi, że ten spektakl może zagrać o dowolnej porze dnia i nocy, bez scenografii.

- To rola, która odbyła przez te lata od premiery prawdziwą wędrówkę - opowiadała aktorka. - Wciąż ma tę samą konstrukcję, ideę główną, to wciąż są te same opowieści, żarty, budowa psychologiczna, jednak zawsze, każdego wieczora odcień tej roli, klimat, rodzaj ironii i żartu, jakość wzruszenia i smutku są ściśle związane ze mną. Zmieniała się także ze mną przez te wszystkie lata jak każda kobieta. Ironia, gorycz, ochota na radość były zawsze na miarę tego, co mogę jej zaofiarować, co sama mam w środku.
* Najbliższe spektakle: 28 marca i 21 kwietnia w Teatrze Polonia w Warszawie
„SCENARIUSZ...” - Peszek od 40 lat
Jan Peszek swój monodram „Scenariusz dla nieistniejącego, lecz możliwego aktora instrumentalnego” Bogusława Schaeffera gra od 40 lat. Jeździ z nim po Polsce i na zagraniczne festiwale. Schaeffer napisał „Scenariusz...” w 1963 r., dopiero kilkanaście lat później udało mu się namówić Peszka na zagranie tego tekstu. Prapremiera odbyła się w 1976 r. w Łodzi. Po latach Jan Peszek powie: „Z czasem zrozumiałem, jakie było to w moim życiu ważne doświadczenie. Gdyby nie spotkanie z Bogusławem Schaefferem, byłbym najprawdopodobniej zupełnie innym aktorem. Schaeffer proroczo wyczuł pewne mechanizmy i zjawiska, które się pojawiają i ciągle są aktualne, na przykład komercjalizację sztuki”.

„KLIMAKTERIUM... I JUŻ” - Krystyna Sienkiewicz w sprawdzonym hicie
Imponujący wynik - dwa tysiące spektakli w 10 lat. Premiera „Klimakterium i... już” w reżyserii Cezarego Domagały odbyła się w listopadzie 2006 r. w warszawskim Teatrze Rampa. Jubileuszowe dwutysięczne przedstawienie entuzjastycznie reagująca widownia oglądała w lutym tego roku w warszawskim Teatrze Capitol.
Autorka „Klimakterium...i już” Elżbieta Jodłowska sięgnęła po sprawdzony hit z Broadwayu „Menopauza Show” i przeniosła go w polskie realia. Postanowiła opowiedzieć o polskich kobietach 50 . W obsadzie znalazły się znane aktorki, które grały na zmianę, m.in.: Krystyna Sienkiewicz, Iga Cembrzyńska, Ewa Śnieżanka, Ewa Szykulska, Ewa Złotowska, Elżbieta Okupska czy Grażyna Zielińska.

Przedstawienie o czterech przyjaciółkach w wieku menopauzalnym - przemilczane przez recenzentów - zaczęło żyć własnym życiem i jeździć po Polsce. W Warszawie pokazano je 687 razy, ponad tysiąc trzysta spektakli odbyło się na wyjazdach w różnych miastach w Polsce, ale też na świecie - w Szwecji, Niemczech, Nowym Jorku czy Toronto, gdzie oglądała je Polonia.
„To nie tylko farsa, musical i kabaret w jednym, nie tylko przedstawienie z udziałem popularnych aktorek, ale też swoisty manifest Polek 50 , a może nawet seans terapii” - rozpisywano się w kolorowej prasie.
„Na scenie cztery wiedźmy mówią o plamach na skórze, histeriach, bezsenności. I śmieją się z własnych starzejących się ciał. Potem tańczą ognisty taniec ze sztucznymi szczękami zamiast kastanietów. Owijają się lubieżnie domowym szlauchem. Salą trzęsie śmiech. Zbiorowy seans terapii? Gorące przyjęcie „Klimakterium...” w ojczyźnie pani Dulskiej to jakiś znak czasów - pisała Maria Kruczkowska w „Wysokich Obcasach”.
Elżbieta Jodłowska w wywiadach mówi, że budująca jest dla niej reakcja kobiet, które po obejrzeniu jednogłośnie wykrzykują: „To sztuka o mnie! Taka właśnie jestem”.
Na fali sukcesów powstała druga - krakowska wersja spektaklu, a w 2014 r. w Capitolu w Warszawie odbyła się premiera drugiej części - „Klimakterium 2, czyli Menopauzy Szał”.
* Najbliższe spektakle: 31 marca oraz 5 i 6 kwietnia w warszawskim Capitolu. W kwietniu „Klimakterium...” będzie grane również w Gliwicach, Radomiu, Ciechanowie, Garwolinie, Poznaniu i Łodzi.
„METRO” - Edyta Górniak i Robert Janowski w polskim musicalu
Najdłużej grany musical miał premierę w styczniu 1991 r. w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Przedstawienie z librettem Agaty i Maryny Miklaszewskich, muzyką Janusza Stokłosy w reżyserii Janusza Józefowicza było rewolucją: „pierwszy polski musical”, lasery, casting, prywatny producent.
„Metro” było pierwszym polskim musicalem, który pokazano na Broadwayu. Premiera w nowojorskim Teatrze Minskoff przyniosła druzgocące recenzje amerykańskiej krytyki. „Nie wozi się samowarów do Tuły” - tak komentowali porażkę na Broadwayu warszawscy recenzenci. „Nigdy nie było wątpliwości, że spektakl ma charakter naśladowczy. Okazało się, że w Nowym Jorku krytycy niżej cenią naśladownictwo w sztuce aniżeli samodzielną twórczość” - pisała „Wyborcza”.
Kiedy dyrekcja Dramatycznego postanowiła zdjąć ten tytuł z afisza, wybuchła awantura. Janusz Józefowicz z zespołem i fanami zjawił się w ratuszu. Przed salą obrad Rady Warszawy fani śpiewali hit „Zbudujemy wieżę”.
Przez „Metro” przewinęło się wiele popularnych postaci: Cezary Pazura, Bogusław Linda, Katarzyna Skrzynecka, Olaf Lubaszenko. Musical wykreował też własne gwiazdy: Edytę Górniak, Katarzynę Groniec, Roberta Janowskiego. Na jubileuszowym koncercie z okazji 1000. spektaklu „stare” gwiazdy spotkały na scenie najmłodszych wykonawców.

Kameralna wersja, z nową, wciąż zmieniającą się obsadą, od 1996 r. grana jest w Studio Buffo. Nic nie wskazuje na to, by spektakl miał zejść z afisza.
* Najbliższe spektakle: 30-31 marca i 1-3 kwietnia w Studio Buffo w Warszawie.
„MAYDAY” - Wojciech Pokora reżyseruje
Jedną z najbardziej znanych fars, które pokochała polska publiczność, są „Szalone nożyczki” Paula Portnera - w warszawskim Teatrze Kwadrat grane od 16 lat (odbyło się ponad 840 spektakli).
Drugą - na pewno „Mayday”. Sztukę Raya Cooneya o taksówkarzu bigamiście możemy zobaczyć na wielu polskich scenach komediowych, ale też - i tu mamy właśnie rekordzistę - w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Jest tu grana od 24 lat obok przedstawień Krystiana Lupy, Michała Zadary czy Eweliny Marciniak. Odbyło się już ponad 1200 spektakli, które obejrzało prawie 300 tysięcy widzów.

Przedstawienie wyreżyserował Wojciech Pokora, który wcześniej grał rolę Johna Smitha w „Mayday” w warszawskim Teatrze Kwadrat. Okazało się, że ma dobrą rękę do tej farsy, bo wystawił ją z powodzeniem aż sześć razy, także w Zielonej Górze, Katowicach, Krakowie, Tarnowie i Częstochowie.
„Przy realizacji tego tytułu reżyser nie jest właściwie potrzebny - mówił przed premierą we Wrocławiu. - Cooney, który jest przede wszystkim aktorem, cały czas kreował postać pana Smitha w swojej sztuce i doskonale wie, czym się rządzi scena. Dlatego umieścił w tekście wyczerpujące wskazówki inscenizacyjne. Reżyser jest tu właściwie inspicjentem”.
Przez te 24 lata we Wrocławiu oczywiście zmieniała się obsada. Nie ma roli, która miałaby jednego odtwórcę, choć nadal na afiszu są nazwiska z premierowej obsady - Sawicka, Krukówna, Lulek, czasem Okoński. W 2007 r. na 15. urodziny „Mayday” wprowadzono nowe kostiumy i rekwizyty, a telefony kablowe zastąpiono bezprzewodowymi.
* Najbliższe spektakle „Mayday”: 30 i 31 marca oraz 1, 2 i 3 kwietnia, Teatr Polski we Wrocławiu, Scena Kameralna