Iggy Pop - 68 lat, dwie godziny tańca na scenie
Nie odpuścić ani jednej nuty, nie odpuścić ani jednego tchnienia. Niewielu muzyków to potrafi. Iggy Pop właśnie wydał płytę „, Post pop depression”, a , podczas , festiwalu SXSW w Austin zagrał porywający koncert.
Właśnie w Austin Iggy Pop i jego trupa doskonałych muzyków przedstawili wydaną niedawno płytę „Post Pop Depression” .

Zabrali też fanów w sentymentalną, zdrowo wytańczoną, wspólnie wyśpiewaną wycieczkę, do końca lat 70, do dwóch płyt, które Pop zrealizował przy pomocy swojego przyjaciela Davida Bowiego, czyli „The Idiot” i „Lust For Life”.
Podczas trwającego prawie dwie godziny koncertu wybrzmiały więc takie hymny, jak „Lust For Life”, „Passenger”, „Tonight”, China Girl”, „Nightclubbing” - piosenki nieśmiertelne, nie dające się poskromić, żywiołowe, mocno łapiące życie, do czerwoności rozgorączkowane. Czyli takie jak sam Iggy, bo ilu znacie artystów, którzy w wieku 68 lat, nie tylko są w stanie przetańczyć dwie godziny, ale też oderwawszy się lekko od sceny poszybować prosto w tłum z kaskaderską odwagą, lisim uśmiechem i ogniem w oczach. Nieśmiertelności nie dostaje się za darmo, trzeba ją życiu wyrwać, wyszarpać. I koncert Popa był właśnie taką walką. Wygraną przez muzyka przez knock out, przemijanie nie miało żadnych szans.
Iggy Pop sugerował, że płytą „Post Pop Depression” może się powoli żegnać z karierą. Jeśli tak, byłoby to pożegnanie w najlepszym stylu - pełne godności, szaleństwa, rock'n'rollowej buty, miłości do muzyki, życia, szacunku dla fanów.
- Czy niebo istnieje? A jeśli tak czy ja w ogóle chcę tam trafić? - śmiał się przekornie w połowie koncertu Iggy Pop. Może całe życie na przyspieszonym biciu serca, z tętnem godnym wyczynowego sportowca dało mu się we znaki, może Iggy Pop poczuł cień samotności (po śmierci Bowiego, po tym, jak coraz więcej jego rówieśników, bogów i ikon rocka odchodzi na drugą stronę).
To był jeden z najlepszych koncertów trwającego festiwalu SXSW w Austin. Tym bardziej, że na scenie, tak jak i w studiu Iggy'emu Popowi towarzyszyli doskonali muzycy, w tym gitarzysta Queens of The Stone Age Josh Homme i perkusista Arctic Monkeys Matt Helders. Choć to gwiazdy same w sobie, to ich rola sprowadzała się do tego by pozwolić Popowi rozwinąć skrzydła, dać mu muzykę godną jego talentu, surowy, precyzyjnie i szorstko jednocześnie wyczarowany rock.
Teraz Iggy Pop wyrusza w trasę, do Europy (ale nie do Polski niestety) dotrze na początku maja. Jeśli możecie, wybierzcie się go zobaczyć koniecznie. To wydarzenie warte każdej waszej złotówki. Warte o wiele, wiele więcej!