La Blabla. Restauracja w małym Berlinie nad Wisłą
Przed wojną lubiano mówić o Warszawie, że jest Paryżem Wschodu.
Ostatnio brutalnie obnaża tę tromtadrację dr Błażej Brzostek, który pisze zrewidowaną historię naszego miasta. Ciekawe, jak w przyszłości obroni się współczesna zabawa obwołująca gród nad Wisłą małym Berlinem? Grzejemy się w ciepełku tego porównania, na którego rzecz za chwilę przemówi kolejny argument. Będzie nim kończący się remont kamienicy przy Noakowskiego 16, dzięki któremu jej podwórko upodobni się do berlińskiego Hackesche Höfe. W stolicy Niemiec nazwano tak ciąg wewnętrznych dziedzińców w czynszówkach z początku XX wieku. Przed kilkunastoma laty zostały zrewitalizowane i przekształcone w modne i pełne życia centrum handlowo-gastronomiczno-rozrywkowe. Hackesche Höfe z Noakowskiego na berliński rozmach nie może liczyć, zmieszczą się w nim ledwie dwie knajpy i jeden klub jazzowy. Dobre jednak i to!

Jako pierwsza powstała kilka miesięcy temu La BlaBla, w której potrawy, wypisane kredą na tablicy, zmieniają się w zależności od pór roku i humoru szefowej. Przed tygodniem załapałem się jeszcze na ofertę zimową, pełną rozgrzewających, solidnych smaków. Początek nie był olśniewający: grubo mielony pasztet (16 zł) w typie terrine oraz siekany tatar z orzechami ziemnymi (28 zł) znikały na tle kawałków nieheblowanego drewna, na których zostały podane. Reklamowane jako domowa sensacja pieczywo z palonym sianem (12 zł) to cytat z dorobku Wojtka Amaro, a zawsze lepiej obcować z oryginałem niż podróbką. Poważna wypowiedź gastronomiczna rozpoczęła się dopiero od esencjonalnego, parzącego rosołu z kaczki, serwowanego w butelce (22 zł). Jej zawartością samodzielnie trzeba zalać miseczkę z kawałkami krwistej kaczej piersi, surowym jajkiem i azjatyckim makaronem. Pod wpływem wrzątku ingrediencje zmieniają kolor, przechodzą ze stanu naturalnego w kulinarny, dokonuje się prawdziwa transgresja. To było pyszne...

Zaraz potem wydarzeniem był szpik w ciętych rurach (16 zł), przykryty grubą warstwą siekanej zielonej pietruszki. Jego aromat i smak oszołomił nawet towarzyszącą mi pacjentkę W, która podjadała go we wzruszeniu, przypominając, że w dzieciństwie właśnie taki podawał jej ojciec. Rozochocona, niepomna ślubów wegetariańskiej czystości wciągnęła także makaron z dynią i sporą ilością boczku (24 zł). Ja odwdzięczyłem się jej zachwytem nad makaronem z twarożkiem kozim i karmelizowanym burakiem (24 zł) oraz soczewicą z musem z palonego bakłażana i gęstym jogurtem (24 zł). Po wymianie ekumenicznych gestów przeszedłem do konkretów. Najpierw była to smażona pierś z kaczki z pęczakiem jęczmiennym, doprawionym na czerwono kiszonym barszczem (38 zł), którego odrobinę podano oddzielnie w kieliszku. Z wdziękiem towarzyszył tej kompozycji sos żurawinowy, wykończony kawą. Z kolei stek ze zrazówki (42 zł) może nie powalał smakiem i wielkością, ale czarował kiszonymi dodatkami: brukselką oraz musem z kapusty.

Jeżeli na Noakowskiego zobaczycie dziewczynę w obcisłych spodniach w czarno-białe grochy, z efektownie podgoloną po bokach fryzurą, w rozkloszowanym wintydżowym płaszczyku, uginającą się pod ciężarem didżejskiego miksera, nie myślcie, że to kolejna zagubiona artystka w poszukiwaniu estradowej chałtury. Nie, nie, nie! Tak wyglądają współczesne kucharki, które przed rzuceniem się w kosmos garów kończą studia z produkcji filmowej! Polskie kino to jednak małe miki w porównaniu z emocjami, które zapewnia trzon kuchenny w porządnej restauracji. Tu jest dopiero życie! Gorąco, parno, niebezpiecznie. Pot, krew i łzy. I tego najwyraźniej potrzeba Adrianie Marczewskiej, która rzuciła kinematografię, by prowadzić kuchnię w La BlaBla.
LA BLABLA
- ul. Noakowskiego 16, tel. 884 332 100
- otwarte codziennie od godz. 12 do 22
- można płacić kartą
- niedostępne dla osób na wózkach
Przykładowe ceny:
- siekany tatar z orzechami - 28 zł
- pieczywo z palonym sianem - 12 zł
- rosół z kaczki - 22 zł
- szpik w ciętych rurach - 16 zł
- makaron z dynią i boczkiem - 24 zł
- soczewica z musem z bakłażana - 24 zł