Abażury, parasole i wielkie kino. Poznaj praskich rzemieślników
Pierwsze minuty „Pianisty” Polańskiego, scena w domu rodzinnym Władysława Szpilmana. Nad stołem w jadalni wisi jasny abażur. Zrobiły go własnoręcznie pani Małgosia i pani Jadwiga, abażurniczki z Grochowskiej. Ostatnich rzemieślników w Warszawie można poznać na warsztatach organizowanych przez Muzeum Warszawskiej Pragi.
MASZYNA BYŁA LUKSUSEM
Praga, poniedziałek przed południem, oberwanie chmury wywraca parasole. Pani Barbarze Szafrańskiej uśmiech nie schodzi z twarzy. Do zakładu przy Skaryszewskiej 6 co kilka minut wchodzi kolejna klientka: połamane druty, oderwane pokrycie przynoszą po dwie-trzy sztuki. Te peerelowskie sprzed ery kompaktów i te chińskie nowoczesne, których naprawa kosztuje tyle co nówka. Pani Barbara wszystkie przyjmie chętnie. Jest parasolniczką od 36 lat.
- Moja mama, Karolina, otworzyła zakład w 1957 roku w pawilonie przy Grochowskiej w okolicach Ratusza. Pawilon sama wybudowała, niedawno znalazłam w domu kwity na zakup cegieł, zaświadczenia, że piach na budowę wzięła ze swojej działki. Były też papiery od władzy, że w każdym momencie mogą jej ten pawilon zburzyć. Prywatny biznes, więc niełatwy, mama ciągle się czegoś bała, tata po pracy w państwowym zakładzie siedział w pawilonie na zapleczu, pomagał jej przy reperacji parasolek - wspomina.

Maszyna była luksusem, więc w latach 60. wszystkie parasolki pani Karolina szyła ręcznie, zajmowała się też naprawą złamanych stelaży, pękniętych rączek, porwanych materiałów. Córkę do zawodu przy- uczała od dziecka. W latach 70. pawilon przy Grochowskiej został wyburzony i zakład przeniósł się kilka przystanków dalej, na ul. Skaryszewską 6.
W 1980 roku pani Basia skończyła liceum i mama przekazała jej prowadzenie biznesu. Wtedy jeszcze w Warszawie działało około 20 parasolników.
Zakład jest kameralny, urządzony skromnie, ale praktycznie. Na prawo od wejścia lada w klimacie lat 90., za nią szare półki z dziesiątkami parasolek: różne wielkości, w różnych kolorach, wzorach, z kilkoma rodzajami mechanizmów składania.
Gotowe, zmontowane stelaże pani Basia sprowadza z częstochowskich zakładów, rączki kupuje również w Częstochowie, od rękodzielnika. Ona zajmuje się szyciem pokryć. Teraz rzadziej - bardziej stawia na naprawę. Parasole i pokrowce na zamówienie robi przede wszystkim zimą, wtedy jest największy popyt. Na wystawie można znaleźć tylko kilka egzemplarzy jej twórczości - pozostałe są sprowadzone od innych rzemieślników.
JAK NA DZIKIM ZACHODZIE
- Tę jasną z drewnianą rączką ktoś sobie zamówił do powozu; tę - wskazuje na koronkową - wymyślił klient z Niemiec. Chciał, żeby jego kobieta nosiła się jak na Dzikim Zachodzie. Teraz ludzie mają swoje wymogi: parasol długi, długi mniejszy, długi średni, długi większy, dwuosobowy, składany, chcą konkretne kolory, kształt rączki, style - wylicza. Zdejmuje z witryny parasolkę długą średnią białą, pokrytą drobną, czarną, syntetyczną koronką, ma smukłą, oryginalnie wygiętą rączkę. Cena: 85 zł, jedna z droższych w sklepie.

Pozostałe kosztują od 49 do 89 zł. - Klientki przynoszą mi stare, zdarte parasole sprzed 40 lat, ale one przeżyją drugie tyle, bo mocne stelaże wtedy robili. Teraz już nie ma takiej stali - konstatuje. Za naprawę płaci się średnio kilkanaście złotych.
Vis-á-vis lady jest zawieszona wystawka z przedwojennymi i powojennymi rączkami do parasoli i parasolek: drewnianymi, plastikowymi, skórzanymi, wszystkie zebrane przez panią Karolinę. Kolekcja była pokazywana w Zachęcie. Na zapleczu właścicielka trzyma pudełko z innymi, zabytkowymi rączkami - można kupić i dorobić do parasolki, kosztują około 20 zł.

NA POTRZEBY SZTUKI
Poza klientami indywidualnymi pani Basia szyje dla teatrów, m.in. Powszechnego, Narodowego, Teatru Komedia. Ostatnio zrobiła 11 parasolek dla Opery Narodowej do „Strasznego Dworu” Moniuszki. Kilka egzemplarzy zamówiło też studio filmowe na krakowskie plenery.
- Latem to narzekam, że znów słońce świeci, a opłaty przecież zrobić trzeba. Wydaje mi się, że na Pradze rękodzielników zachowało się najwięcej, bo tu czynsze - odpukać - są niższe. A na Saskiej, na Nowogrodzkiej, na Oleandrów - wszystko się już pozamykało. W latach 60., 70. w zakładzie pracowała mama, tata, do tego jeszcze dwie zatrudnione osoby, w latach 80. pomagali mi jeszcze mąż i teść. Teraz daję radę sama: i naprawić, i uszyć, czasu nie brakuje. Ostatnio trochę zaczęli przychodzić młodzi, ale to się dzieje falami, jeszcze mało kto z młodego pokolenia umie naprawdę docenić taką przyjemność, taki zakup. I niby metro już jeździ, ale ja u siebie wciąż metra nie widzę.
DO HOTELI I DO SEJMU
Wąskie, podłużne pomieszczenie w bramie Grochowskiej 243/245, jak z czasów Ani z Zielonego Wzgórza: kremowa tapeta w drobny, regularny wzór, przytłumione, ciepłe światło, niewielka antresola z drewnianymi, trzeszczącymi schodami, nad drzwiami metalowy dzwoneczek.

Miejsca mało, bo cała przestrzeń wypełniona jest dziesiątkami abażurów: od małych, na lampy gabinetowe, po ogromne, zwisające na łańcuchach z sufitu; są poukładane obok siebie na półkach, biurku, małym parapecie, podłodze, stojakach, stopniach, stole czterdziestoletniej maszyny do szycia.
- Lata 90. to był złoty okres - mówi pani Małgorzata rozmarzona - powstawało dużo hoteli, sali konferencyjnych, kawiarni, pojawił się zawód dekoratora wnętrz. Przychodzili do nas i robili duże zamówienia na abażurki, bo ludzie chcieli mieć coś nowego, odświeżonego, zerwać z peer- elowską szarzyzną. Do Sejmu szyłyśmy, do Ministerstwa Sprawiedliwości. A teraz dekoratorzy wolą gotowe lampy z Włoch sprowadzić, no bo taniej - rozkłada ręce.
STELAŻ, FRĘDZLE I KORALIKI
Małgorzata Świderska jest abażurniczką od przeszło 25 lat, pracownię przy Grochowskiej przejęła po poprzednich właścicielach, trafiła się okazja. Biznes prowadzi wspólnie z koleżanką: pani Jadwiga szyje, pani Małgorzata projektuje stelaże, ręcznie wykańcza gotowe abażury, zajmuje się zakupem materiałów. - Klient przychodzi z własną lampą, do której dobiera lub projektuje się kształt i wzór klosza. Można też przynieść stary do renowacji, maluje się wtedy drut stelaża, nakłada nowy materiał i podszewkę - tłumaczy właścicielka. Na miejscu wybiera się materiały, frędzle, koraliki, klient może też przyjść z własnymi propozycjami. Konstrukcje pani Małgorzata zamawia u warszawskiego rzemieślnika, są robione ręcznie, można stworzyć praktycznie każdy kształt.
- Najczęściej przychodzą starsze osoby. Gdy już po 30 latach zdecydują się na odnowienie swojej lampy, to jest dla nich wielkie wydarzenie, robi się taka uroczysta wizyta. Są też tacy, którzy chcą mieć sentymentalny akcent w nowoczesnym mieszkaniu, jedna dziewczyna zamówiła trzy ogromne, oryginalne abażury do żyrandoli nad stołem w jadalni - pani Małgosia ma nawet zdjęcie tego wystroju, przyciśnięte szklaną osłonką do biurka.
DLA POLAŃSKIEGO
- Raz na rok, na dwa trafia się zamówienie do filmu. Ostatnio szyłyśmy do „1920. Bitwa Warszawska” Jerzego Hoffmana, tam Natasza Urbańska tańczyła w lokalu, w którym na stoliczkach były nasze klosiki. Do „Pianisty” Romana Polańskiego - w jednej z pierwszych scen rodzina zbiera się wokół stołu i nad nim jest podwieszany abażur - to też nasz - wymienia. Swego czasu częstym klientem pracowni była też słynna scenografka Ewa Braun, która w 1994 roku otrzymała Oscara za dekorację wnętrz do „Listy Schindlera” Spielberga.
Najmniejsze abażury kosztują 50 zł, są takie za 200 zł, za 400 zł - górna granica zależy od kreatywności klienta.
SPOTKANIA Z RZEMIEŚLNIKAMI
W każdy pierwszy czwartek miesiąca Muzeum Warszawskiej Pragi organizuje warsztaty z rzemieślnikami pod szyldem „Projektowanie oparte na rzemiośle. Wykonane na Prawym Brzegu”. Przychodzą młodzi studenci warszawskiej ASP i doświadczeni prascy rzemieślnicy. Bohaterami najbliższego spotkania będą parasolniczka Barbara Szafrańska, abażurniczka Małgorzata Świderska oraz szewcy ze Specjalistycznej Spółdzielni Pracy „Stopa”. Wstęp wolny.
* CZWARTEK, 3 marca, godz. 18-20, ul. Targowa 50/52.
Można zapisać się również na ośmioosobowe warsztaty z lekcji geometrii w Pracowni Abażurów pani Małgosi.
* SOBOTA, 5 marca, w godz. 12-14, ul. Grochowska 243/245. Zapisy od 1 marca: tel. 22 518 34 07.