Płyty tygodnia od Tricky'ego po Tindersticks
Mroczny Tricky, sentymentalni Tindersticks, zadziorne Savages i retro-futurystyczna elektronika Polpo Motel - płyty tych artytsów polecamy w tym tygodniu.
Tricky
Skilled Mechanics
!K7
POD PATRONATEM CO JEST GRANE 24
Tricky nie nagrywa złych płyt. To fakt w miarę obiektywny. Teraz nagrał jedną z najlepszych w swojej karierze. A zrobił to odrywając się od dotychczasowego otoczenia i przenosząc się do wciąż artystycznie żywego, ważnego, twórczego europejskiego ośrodka kulturalnego, czyli Berlina. W nagraniu płyty towarzyszyli mu starzy przyjaciele, Luke Harris - perkusista, który przeobraził się w wokalistę oraz didżej i producent, z którym Tricky zna się jeszcze sprzed czasów Massive Attack, czyli Milo. Na pokład zaproszono też kilku gości, w tym chińską raperka Ivy czy duńską piosenkarkę Oh Land. Brytyjczyk po raz kolejny („Skilled Mechanics” to jego jedenasty solowy album) osiągnął zgrabną równowagę między smolistym, budzącym niepokój, mrocznym trip hopem, a nowoczesną elektroniką, niekoniecznie taneczną, a oszczędną w brzmieniu i hipnotyczno absorbującą.
Polpo Motel
Cadavre Exquis
Lado ABC
Siedem lat, czyli w zasadzie wieczność. Tyle na swoją kolejną płytę kazał czekać duet Polpo Motel. Olga Mysłowska i Daniel Pigoński porzucili na chwilę swoje codzienne zajęcia i nagrali płytę, która mrozi i pali - syntetycznym, ale nie wyrachowanym, dźwiękiem instrumentów klawiszowych Pigońskiego i przejmującym, wampirycznym w zmysłowości głosem Mysłowskiej. „Cadavre Exquis” to jeden z tych albumów, który idealnie mógłby być ścieżką dźwiękową do awangardowego thrillera (choćby i Lyncha), jak i ilustracją do snu, po którym budzimy się ze słodkim niepokojem.
Siłą Popo Motel jest to, że kompozycje duetu mają z jednej strony charakterystyczny sznyt, z drugiej brawurowo skaczą między brzmieniami retro a futurystycznymi dźwiękami, między przestrzenią a klaustrofobią, między uroczą delikatnością a wywołującą ciarki szorstkością.
Savages
Adore Life
Matador
- Należymy do pokolenia, któremu na czymś zależy, które poszukuje prawdy. Dorastałyśmy w czasie wielkiego kryzysu ekonomicznego, mamy już serdecznie dość kłamstw, którymi nas karmiono, niedotrzymanych obietnic. Nie uważamy siebie jednak za kapelę polityczną. Jesteśmy artystkami, posługujemy się sztuką, by zrozumieć i oswoić otaczający nas świat - mówiła w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” wokalistka Savages Jehnny Beth. Od czasu rozmowy minął rok, od chwili wydania debiutu, dwa lata, a Savages wciąż są niespokojne, wciąż idą w zapasy z życiem, sztuką, polityką. A ich bronią w tej walce jest oczywiście muzyka - hałaśliwa, motoryczna, skoczna, szarpiąca, melancholijna w swojej powadze i co niesłychane ważne, bardzo uczciwa w swojej pasji.
Tindersticks
The Waiting Room
City Slang
Album otwiera motyw z filmu „Bunt na Bounty” z 1962 roku, autorstwa Bronisława Kapera. Potem Tindersticks, jak zwykle to byli czynić, wciągają słuchacza w swój świat mrocznych zakamarków, przenicowanych poetycką melancholią światów zamieszkałych przez duchy wspomnień, przeżyć wywołujących tak euforię, jak i bolesny stupor. Czasem jednak przez mrok przebija światło, jak w nietypowym dla grupy, ale uroczym afro beatowym utworze „Help Yourself”.
Ciekawym kontrapunktem dla charakterystycznego smutkiem podszytego głosu Stuarta Staplesa są zadziorny głos Jenny Beth z Savages i magiczny głos Lhasy, zmarłej pięć lat temu świetnej amerykańskiej wokalistki (Staples nagrał z Lhasą piosenkę „Hey Lucinda”, by ją umieścić na płycie czekał aż trochę odpuści żal po stracie przyjaciółki). „The Waiting Room” to jedno z najciekawszych dzieł w bogatej dyskografii Brytyjczyków, i przy okazji jedna z najlepszych alternatywnych płyt ostatnich miesięcy.