WSZYSTKO, CO CHCIELIBYŚCIE WIEDZIEĆ O MODZIE W PRL-u. Wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie [ROZMOWA]
Jak ubrać się modnie w czasach pustek na sklepowych półkach? O modzie w Polsce Ludowej opowiada najnowsza wystawa w Muzeum Narodowym w Krakowie
Rozmowa z Joanną Reginą Kowalską, współautorką wystawy „Modna i już” w Muzeum Narodowym w Krakowie

Martyna Nowicka: W Polsce Ludowej można było stać się modnym? „Modna i już”, głosi tytuł wystawy, a przecież bez kolorowych gazet, internetu, a także ogromnego wyboru ubrań, nie było to takie łatwe.
Joanna Regina Kowalska: Na pewno było trudniej o gotową konfekcję, o materiały. Wystawa opowiada o pomysłowości i kreatywności, którymi musiały się wykazywać panie w dobie PRL-u. Chcemy przede wszystkim pokazać, jak można było pozostać modnym w biedzie, w czasie rynkowych niedoborów. Przeróbki były koniecznością, a ze względu na brak środków czasem było naprawdę ciężko, ale nasze mamy i babcie jakoś sobie radziły.
A skąd Polki wiedziały, co właściwie jest modne? Czy przedostawały się tutaj trendy zza żelaznej kurtyny, czy raczej lansowano inne stroje?
- Nie zapominajmy, że Polska Ludowa zaczęła się zaraz po wojnie. W latach 40. i 50. punktem odniesienia była przedwojenna elegancja: zasady ubierania się stosownie do okoliczności, niewychodzenia z domu bez odpowiedniego makijażu czy dopracowanych elementów ubioru. Na rynku były dostępne czasopisma poświęcone modzie, chociaż z informowaniem o zachodnich trendach było różnie. Zaraz po wojnie pojawiały się entuzjastyczne relacje z paryskich wybiegów, potem wraz ze stalinizmem sytuacja się zmieniła. Prasa kobieca idzie w propagandę, a to, co zachodnie, staje się automatycznie złe, ale i to dało się przecież obchodzić, pisząc między wierszami. Polki zdecydowanie nie dawały się przekonać tej oficjalnej wersji wydarzeń, a do tego nie chciały wyglądać jak robotnice.

Jak w takim razie udało się zebrać materiały na wystawę? Opowiadają panie nie o tym, co w obecne w oficjalnych przekazach, a raczej w prywatnych doświadczeniach.
- Od kilku lat z przerwami zbierałyśmy głosy konkretnych osób, relacje świadków, starałyśmy się wysłuchać, jak największej liczby historii. Interesowały nas kobiety, które były na modę wrażliwe, lubiły się ładnie ubrać, a teraz stały się nieocenionymi źródłami wiedzy. Stąd wiemy na przykład o krawcowych, które przyjechały ze Lwowa i w PRL-u kultywowały sztukę krawiecką najwyższych lotów. Poza tym kontaktowałyśmy się z projektantami i projektantkami, twórcami tej oficjalnej historii polskiej mody - z Jerzym Antkowiakiem, Barbarą Hoff, Grażyną Hase. Oni opowiadali o swojej pracy, a jednocześnie pojawiały się w ich historiach wątki o modzie codziennej.

„Modna i już!” to taka historia nieoficjalna polskiej mody?
- Tak. Interesowało nas głównie, jak wyglądała PRL-owska ulica. Dwie z trzech części wystawy poświęciłyśmy historii mody, ale nie tej projektanckiej, a raczej domowej, szytej u krawcowych czy nawet własnoręcznie. Tu pokazujemy też, co można było kupić w sklepach, raczej w łódzkiej Telimenie, niż w warszawskiej, luksusowej Modzie Polskiej. Moda od projektantów, tak jak zresztą dziś, była naprawdę trudno dostępna: na przykład najbardziej interesujące modele „Mody Polskiej” były przygotowywane głównie na potrzeby pokazów.
I jak wyglądała ta ludowa ulica?
- Wiele zależy od dekady. Po wojnie obowiązywały jeszcze kanony z lat 30., sylwetka nie uległa w trakcie wojny zmianie. Wystawa zaczyna się ubiorami utrzymanymi w duchu przedwojennej elegancji z dziwnych materiałów - sukienki uszytej z jedwabiu spadochronowego czy wyjątkowej bluzki przerobionej z trwałej, doskonale zafarbowanej mapy wojskowej (także jedwabnej). Potem widać próby przyswojenia „New Looku” Diora, z materiałów, które się do tego średnio nadawały, bez dobrej bielizny, bez materiałów usztywniających. Pokazujemy na przykład kostium z wełny w kratę - tu widać tę diorowską sylwetkę, a także kunszt polskich krawcowych.

Co w takim razie było później, kiedy było nieco łatwiej o materiały?
- Przełom lat 50. i 60. to był ostatni moment, kiedy inaczej ubierano się do pracy, na popołudniową wizytę czy na bal, potem nastąpiła rewolucja lat 60., a w modzie prym zaczęła wieść młodzież. Wtedy nagle wszędzie zaroiło się od mini - po tym widać, jak szybko Polki wyłapywały trendy. Dekada Gierka to z kolei moment hipisowskich fascynacji, kiedy zatraceniu ulegają formuły. Ważny staje się czas wolny, wzrasta zainteresowanie strojem sportowym i znaczenie indywidualności w sposobie ubierania się. Z kolei lata 80. to moment przeskalowania ubioru, maskulinizacja sylwetki i moda na over size. Tu najwyraźniej wybijają się ubiory unikatowe. Był czas pustych półek i niedostępności wszystkiego, więc pozornie nieatrakcyjne materiały przerabiano na oryginalne formy, a strój stawał się „sztuką do noszenia”.
Muzeum Narodowe w Krakowie; Gmach Główny, al. 3 Maja 1; Sala Wystaw Zmiennych
19 grudnia - 17 kwietnia 2016