Maciej Nowak jadł w Uki Uki: W kuchni krząta się skośnooki fachowiec
WARSZAWA PEŁNĄ GĘBĄ. - Lokal na rogu Kruczej i Hożej z prędkością świstokliku porywa nas w kulinarną podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni, ale nie jest to wyprawa szlakiem sushi - pisze w recenzji restauracji Uki Uki Maciej Nowak.
Na przestrzeni ostatnich trzech dekad polska kuchnia uwłoszczyła się i zmakaranizowała do cna. Pizza, pasty i panny kotki nad Wisłą się naturalizowały i, jak wykazują badania socjologiczne, należą do najbardziej lubianych przysmaków Podkarpacia i okolic. Obecnie jesteśmy świadkami analogicznego procesu japonizacji. Trudno zrozumieć, jak to się stało, że kawałki surowej ryby z ukwaszonym ryżem zawładnęły naszymi podniebieniami. Jeszcze niedawno sushi było potrawą budząca niechęć swoim dziwactwem i skojarzeniami z grupami wywyższającymi się ponad styl życia zwykłych ludzi, tymczasem dziś opanowało najdalsze przysiółki i osady kraju flaków i bigosu.
Dieta schogunów
Byłem ostatnio jurorem na polskich eliminacjach do pucharu świata w sushi, jaki organizują w Tokio norwescy producenci łososia, i od specjalistów z World Sushi Challenge Institute nasłuchałem się komplementów na temat sprawności polskich itame. Trudny egzamin, dzięki któremu można uzyskać certyfikat mistrza sushi w Polsce zdali wszyscy, którzy do niego przystąpili, czyli ponad 30 osób, podczas gdy w Wielkiej Brytanii i Niemczech były to nieliczne jednostki. O co w tym wszystkim chodzi? Skąd nagła miłość do diety shogunów? Odpowiedzi nie znam, ale sushi bary rosną jak grzyby po deszczu i zaraz będzie ich nie mniej niż pizzerii i kebabowni.
Na tym tle Uki Uki na rogu Kruczej i Hożej jest ewenementem. Ten lokal z prędkością świstokliku porywa nas w kulinarną podróż do Kraju Kwitnącej Wiśni, ale nie jest to wyprawa szlakiem sushi.
Na Daleki Wschód ciągnie nas oryginalny, gruby japoński makaron udon, który wyrabiany jest na miejscu w specjalnej maszynie, przypominającej staroświecki magiel. Po ugotowaniu wyciągany jest z wrzątku przyrządem, kojarzącym się z wędkarskim podbierakiem. Na stole ląduje w formie ciepłej, wtedy serwuje się go w drewnianym cebrzyku wypełnionym gorącą wodą, bądź zimnej, kiedy wydawany jest na bambusowej macie.
Makaronowi towarzyszy zawsze miseczka bulionu z suszonych płatków tuńczyka, w którym macza się pochwyconą pałeczkami makaronową pajęczynę. Dosmacza się to sosem sojowym, odrobiną imbiru, posiekanej cebulki i ziarnami sezamu, które uciera się na bieżąco w malutkim drewnianym moździerzyku. O Losie, cóż za magnetyczny aromat atakuje wtedy nozdrza, wiedzie ku wspomnieniom z dawnych lat, gdy w sklepikach szkolnych kupowało się lepiące się do zębów, ale uzależniające sezamki. No cóż grubaski, tej przyjemności właśnie was pozbawiliśmy.

Ekscytujący obiadek
Jako dodatek możemy zamówić tempurę z krewetek, plastrów cukinii, grzybów shitake, papryki i rzepy bądź kawałki gotowanej lub duszonej wieprzowiny, połówki jajka na twardo, sparzone liście kapusty i kiełki. Mnie, o dziwo, najbardziej przypadła do gustu wegetariańska tempura kakiage, czyli chrupka plątanina strzępów marchwi, cebuli i batata. W karcie można też znaleźć inne warianty bulionu: rybny z dużą ilością chilli oraz wieprzowy, aż słodki od cebuli. W sumie niezła zabawa, która najwyraźniej przypomina Japończykom ich rodzime posiłki, bo przy stolikach siedzi sporo osób o orientalnych rysach, a i w kuchni krząta się skośnooki fachowiec.
Uki Uki oznacza po japońsku coś, co jest ekscytujące. W rzeczy samej był to ekscytujący obiadek. Ale to już temat na zupełnie inny felieton.
Uki Uki, ul. Krucza 23/31, tel. 22 428 26 96, czynne codziennie do 12 do 21, można płacić kartą, www.ukiuki.pl